Były trener Śląska Wrocław domagał się nie tylko kwoty, którą WKS powinien zapłacić mu do końca kontraktu, ale także całej premii zdobytej za wicemistrzostwo oraz wszystkie wygrane mecze w tamtym sezonie sezonie, bo formalnie rzecz biorąc nie został zwolniony tylko "zawieszony". Problem w tym, że gdy po szóstej kolejce sezonu 2010/2011 opuszczał Oporowską Śląsk miał na koncie... 4 punkty. Ostatecznie sąd przyznał mu tylko pieniądze za II miejsce w lidze. I taką kwotę dostał. Być może dlatego, że - jak mówiło się nieoficjalnie - Komisja Dyscyplinarna PZPN nie chciała odpuścić tej sprawy. Mogła ukarać WKS finansowo, nałożyć na niego zakaz transferowy lub zawiesić mu licencję.
W klubie twierdzą, że wielokrotnie podczas negocjacji (jeszcze przed skierowaniem sprawy do PZPN) proponowano szkoleniowcowi uczciwe pieniądze. Ostatnia oferta mówiła o wypłacie całych pieniędzy za niewykonany kontrakt oraz procentowej premii za wywalczone w tamtym sezonie punkty - co prawda tylko cztery, ale składające się na wicemistrzowski dorobek. Nie oferowano pieniędzy za zwycięstwa. - Nie było takiej propozycji. Gdyby się pojawiła nie poszlibyśmy do sądu - twierdzi jednak pełnomocnik Tarasiewicza Marcin Kwiecień.
Teraz Śląsk chce zrobić podobnie jak Jagiellonia Białystok, która ze sprawą poszła do sądy powszechnego i pieniądze odzyskała.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?