Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk - Lechia 0:0. Jak oni tego nie strzelili?! Remis we Wrocławiu (ZDJĘCIA, RELACJA, TABELA)

Jakub Guder, Twitter - @JakubGuder
Śląsk Wrocław zremisował u siebie z Lechią Gdańsk 0:0. Można by napisać, że to najlepszy mecz WKS-u w tym sezonie, ale... Mimo wyraźnej przewagi - zwłaszcza w drugiej połowie - i kilku świetnych okazji wrocławianie nie strzelili Lechii gola. Gdańszczanie nie potrafią w lidze wygrać we Wrocławiu już od pięciu lat. Cały mecz na ławce rezerwowych przesiedział Sebastian Mila.

Można by napisać, że to najlepszy mecz WKS-u w tym sezonie, jest jednak pewne “ale”. Mimo wyraźnej przewagi - zwłaszcza w drugiej połowie - i kilku świetnych okazji wrocławianie nie strzelili Lechii gola. Gdańszczanie nie potrafią w lidze wygrać we Wrocławiu już od pięciu lat, ale to marne pocieszenie dla drużyny Tadeusza Pawłowskiego, która nieskutecznie ostrzeliwała dobrze broniącego Marko Maricia, bramkarza Lechii. Cały mecz na ławce rezerwowych przesiedział Sebastian Mila.

Mimo upału i niełatwych warunków do gry, pierwsza połowa spotkania na Stadionie Wrocław była całkiem niezła. No może poza pierwszym kwadransem, w którym niby więcej chęci wykazywała Lechia, ale wynikało z tego niewiele. Może dlatego, że Śląsk wyszedł wysoko, właściwie z dwoma napastnikami - Kamilem Bilińskim i Jackiem Kiełbem.

Gospodarze pierwszą groźną sytuację stworzyli w 15 min. Wspomniany Kiełb dograł do wbiegającego w pole karne Roberta Picha, a ten był dwa kroki przed obrońcą i zdołał oddać strzał, jednak dobrze wyciągnął się bramkarz Marko Marić. Gdańszczanie odpowiedzieli błyskawicznie. Po minucie mieli rzut rożny, trochę przyblokowany został Mariusz Pawełek i głową zdołał przymierzyć Grzegorz Wojtkowiak, ale piłka poleciała obok słupka.

Kolejne dwie minuty i mieliśmy następną ciekawą akcję, po której Śląsk powinien prowadzić 1:0. Rzut rożny miała Lechia, ale piłka wybita została na środek boiska. Tam w powietrznym pojedynku starli się Kamil Biliński i Jakub Wawrzyniak. Bila szybciej się zorientował, że piłka poleciała w stronę bramki przeciwnika i popędził za nią, a za nim - Wawrzyniak. Obaj panowie do sprinterów nie należą, ale snajper WKS-u był mimo wszystko szybszy. Miał wobec tego przed sobą tylko Maricia, ale przymierzył fatalnie i mógł tylko złapać się za głowę.

Po tej akcji sędzia Paweł Gil zaordynował przerwę na uzupełnienie płynów, która się trochę przedłużyła, bo pseudokibice odpalili race oraz świece dymne i murawa utonęła w dymie.

WKS się rozpędzał. W 30 min. znów do siatki mógł trafić Biliński. Po koronkowej akcji dostał podanie może na 14-16 metrze, odwrócił się huknął instynktownie, mocno, ale znów powstrzymał go dobrze dysponowany Marić. Gospodarze już do końca pierwszej części meczu kontrolowali grę.

Drugą połowę spotkania zaczęliśmy od strzału Piotra Wiśniewskiego z dystansu, który przeleciał po palcach Pawełka. Potem z każdą minutą przewaga WKS rosła. Wrocławianie kompletnie kontrolowali wydarzenia na boisku. W 65 min. znów przed kapitalną okazją stanął Biliński. Wrocławianie rozklepali defensywę i napastnik dostał piłkę będąc zupełnie niepilnowany w szesnastce. Ponownie jednak lepszy okazał się Marić. 10 minut później od utraty gola uchronił go słupek. Najlepszy na boisku Flavio płasko dośrodkował z prawej strony dokładnie na nogę Picha, chociaż blisko niego było trzech obrońców. Słowak nadstawił tylko nogę, ale znów nie mieliśmy bramki, a tylko jęk zawodu...

- W takiej sytuacji nie można strzelać. Wystarczy dołożyć nogę. Mówię to jako najlepszy strzelec w historii Śląska w ekstraklasie - skomentował po meczu Tadeusz Pawłowski.

Lechia opanowała boiskowe wydarzenie na kilka minut przed końcem. Mogła nawet sprawić niespodziankę i wywieźć z Wrocławia komplet oczek, bo już w doliczonym czasie gry strzał z rzutu wolnego Nazario wybił na rzut rożny Pawełek. WKS próbował do ostatnich sekund wygrać, ale zabrakło czasu, a przede wszystkim skuteczności.
Z całą pewnością jednak to było jedno z najlepszych spotkań we Wrocławiu Flavio. Portugalczyk nie był samolubny, dużo widział, świetnie podawał. Może pomogły różowe buty. Zresztą róż w niedzielę był modny na trybunach, bo w koszuli tego koloru spotkanie oglądał Grzegorz Rasiak - były napastnik reprezentacji Polski, a także Groclinu Dyskobolii czy angielskich klubów - m.in. Southampton i Derby County.

Sebastian Mila miał wejść do gry w drugiej połowie. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania Jerzy Brzęczek zapowiadał, że w tym spotkaniu widzi dla niego rolę jokera, a fakt, że posadził go na ławce, wcale nie oznacza, że wini go za słabszą postawę drużyny. W końcówce jednak z boiska zejść musiał kontuzjowany Mario Maloca i zwyczajnie zabrakło zmian.
- Zasłużyliśmy na zwycięstwo. Potrafiliśmy przyspieszyć i mieliśmy przynajmniej trzy takie okazje, które mogły dać nam wygraną - powiedział Mariusz Pawełek, dla którego był to 200 mecz w ekstraklasie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska