Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk - Jagiellonia 0:1. Pawłowski: Nie wykorzystaliśmy sytuacji, stąd ten wynik (KOMENTARZE)

PJ, JP
Tomasz Hołod
Śląsk Wrocław przegrał u siebie z Jagiellonią Białystok 0:1. - Jestem dumny z postawy swoich obrońców, którzy skutecznie odcinali Marco Paixao od podań - komentował po meczu trener Jagiellonii Michał Probierz. - Nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji, których było dużo i stąd ten wynik - podsumował spotkanie trener Śląska Tadeusz Pawłowski.

ZOBACZ TEŻ: Śląsk - Jagiellonia 0:1. Twierdza Wrocław padła (RELACJA, ZDJĘCIA)

Michał Probierz: – Wiedzieliśmy, że Śląsk gra bardzo dobrze skrzydłami. Naszym problemem było to, że przez cały tydzień ani razu nie trenowaliśmy na trawie. Do tego ośmiogodzinna podróż, więc tym większy szacunek do mojej drużyny, za to jak się zaprezentowała. Szczególne słowa pochwały należą się bramkarzowi Krzysztofowi Baranowi, który wszedł do składu za kontuzjowanego Drągowskiego. Michałowi Pazdanowi wczoraj urodził mu się syn, a dziś grał jak profesor. Szkoda, że przytrafiła mu się kontuzja. To trochę pokrzyżowało nam plany w tym meczu. Mieliśmy kilka sytuacji, ale nie potrafiliśmy dobić rywali - komentował po meczu trener Jagiellonii Białystok.

- Na tym poziomie kilka zmian w składzie nie sprawia, że zespół nagle zaczyna grać inaczej. Wiedzieliśmy, jaki Śląsk preferuje styl i on się nie zmienia. Wiadomo, że z przodu jest zawsze groźny Marco Paixao i zespół gra pod niego. Jestem dumny z postawy swoich obrońców, którzy skutecznie odcinali go od podań. Nie mówię, że Śląsk nie miał swoich okazji, bo przez większą część meczu to gospodarze byli stroną dominującą, ale najważniejsze, że udało nam się zdobyć 3 punkty na stadionie wicielidera.

Tadeusz Pawłowski: – Gratuluję trenerowi Probierzowi zwycięstwa. Nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji, których było dużo i stąd ten wynik. Brakowało kreatywnego zawodnika w środku pola, bo Grajciar się rozchorował. O Milę, proszę zapytać w Gdańsku. Tam też było dzisiaj 0:0. Myśleliśmy, o wpuszczeniu na boisko Machaja, ale postanowiliśmy wprowadzić drugiego napastnika. Jeśli chodzi o Kamila Dankowskiego, to wyszedł dziś od pierwszej minuty, ponieważ Robert Pich dawno nie strzelił bramki, ani nie miał asysty. Kamil zagrał dobrze, choć na pewno pewne mankamenty w jego grze były. Ogrywamy go, bo wiążemy z nim duże nadzieje - podsumował spotkanie Trener Pawłowski.

Zapytany o późne zmiany odpowiedział: - Zmiany dopiero w 70 min, bo mieliśmy przewagę i cały czas nacieraliśmy. Milos miał swoją super sytuację, ale nie wiem jakim cudem bramkarz Jagiellonii to obronił. Bolączką naszego zespołu jest to, że musimy mieć bardzo dużo sytuacji, żeby coś strzelić. Popatrzmy na Jagiellonię. Zdobyli bramkę z niczego. Po dośrodkowaniu, do którego nie powinno dojść. To na pewno było dobre 90 minut. Kibice na nudę narzekać nie mogli.

Trener nie chciał skomentować informacji o tym, że Marco Paixao miałby przejść do Legii za Radovicia. – Boli mnie to, że takie informacje zawsze wychodzą dzień przed meczem. Każdy czyta to, co pojawia się w mediach i to na pewno ma jakiś wpływ na zawodnika i na zespół.

Krzysztof Danielewicz: Przegraliśmy bo nie strzeliliśmy żadnej bramki. Jagiellonia stworzyła sobie dwie dogodne sytuacje. My powinniśmy lepiej się zachować przy straconym golu, ale mimo wszystko grając w takim meczy, gdzie można powiedzieć, że mamy dominację musimy coś strzelić. Taka jest jednak piłka nożna i takie mecze się zdarzają. Dziś nic nie chciało nam wpaść i czujemy się głupio, bo mamy poczucie, że daliśmy z siebie dużo. Mieliśmy więcej okazji od przeciwnika, Kamil Dankowski trafił w słupek i prezentowaliśmy się lepiej. Krzysztof Baran w bramce Jagiellonii naprawdę miał dzień konia, bronił wszystko. Porażka bardzo boli, bo w szatni każdy był dumny, że utrzymujemy tą twierdzę przez tyle czasu. Kiedyś musiała nastąpić porażka, ale gdybyśmy zagrali dramatycznie słaby mecz ,to może łatwiej byłby to zrozumieć, a dziś nie byliśmy gorszym zespołem od drużyny z Białegostoku. Trener w szatni wstrzymał się z ocenami, dopiero będziemy wszystko analizować. Trzeba mieć umiejętności, ale w tym zawodzie potrzeba też szczęścia. My go dziś nie mieliśmy. Pod koniec meczu za wszelką cenę chcieliśmy strzelić tą bramkę na remis. Te akcje mogły być trochę nerwowe. Wszystkich ciągnęło w pole karne rywala. Nastawialiśmy się na długą piłkę, może trochę brakowało konsekwencji, ale tak jest, że jak czas ucieka to najłatwiej jest zagrać długą piłkę w pole karne rywala. To nie jest nasza filozofia, ale czasami są takie warunki i trzeba się adaptować do tego.

Kamil Dankowski: Sytuacji mieliśmy dzisiaj co niemiara. Ja sam miałem chyba z sześć w pierwszej połowie. Szkoda, że nic nie wpadło, bo kilka razy było bardzo blisko. Koledzy powiedzieli mi zaraz po meczu, że mieliśmy 64% posiadania piłki i 22 strzały, co pokazuje, że zdominowaliśmy Jagiellonię. To co grał ich bramkarz, to mistrzostwo świata. Porażka boli, ale nie załamujemy się i już myślimy o meczu z Górnikiem w następnej kolejce. Tak naprawdę w szatni jest teraz tak wielka sportowa złość, że moglibyśmy już teraz wsiąść w autokar i zagrać w Zabrzu, pakując Górnikowi "trójkę".

Maciej Gajos: Mecz był bardzo ciężki, ale dobrze się dla nas ułożył. Szybko strzeliliśmy bramkę, która okazała się być tą decydującą. Nie zagraliśmy jakiegoś super meczu, bo Śląsk miał swoje sytuacje. Najważniejsze, że dopisujemy sobie kolejne trzy punkty, wywalczone na bardzo ciężkim terenie. Wielka w tym zasługa naszego bramkarza Krzysztofa Barana. Wskoczył w miejsce kontuzjowanego "Drążka" (Bartłomieja Drągowskiego - przyp. PJ) i zagrał fenomenalnie. Szkoda, że w jednej sytuacji Tomasz Hołota wybił piłkę z linii bramkowej po uderzeniu głową Mateusza Piątkowskiego, bo byłoby 2:0 i grałoby nam się dużo spokojniej. Grunt, że walczyliśmy jeden za drugiego i nie straciliśmy gola. Tym razem szczęście było po naszej stronie.

Michał Pazdan: Na drugą połowę wyszedłem z kontuzją. Dostałem w podbicie od jednego z braci Paixao w 44 minucie, ale nie było to zagranie złośliwe, więc nie mam do nikogo pretensji. Zacząłem trochę kuśtykać, ale bardzo chciałem dograć ten mecz do końca. Trener widząc co się ze mną dzieje uznał, że lepiej mnie zmienić, niż ryzykować poważniejszy uraz. Mam małego krwiaka, ale myślę, że rozejdzie się to szybko po kościach i nie będę musiał pauzować. Nienawidzę oglądać meczów z perspektywy ławki rezerwowych, a zwłaszcza takich jak dzisiaj. Śląsk tak nacierał, że można było palpitacji serca dostać. Mieliśmy jednak w bramce Krzyśka Barana, który dzisiaj wyciągał wszystko i chwała mu za to. Teraz z uśmiechem na twarzy możemy wracać do Białegostoku, gdzie czeka na mnie żona i mój syn, który urodził się wczoraj. Jestem wdzięczny chłopakom, że po strzelonej bramce zrobili "kołyskę" dla mojego Marcelka.

Mateusz Piątkowski: Wygraliśmy mecz ma szczycie ze Śląskiem i to bardzo cieszy. Zacięty mecz, dużo walki co było widać po drobnych urazach, chociażby moim i lekko rozciętej głowie. Dwa szwy, ale to nic poważnego. Walczymy dalej o kolejne punkty, bo dobrze zaczęliśmy rundę wiosenną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska