Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skąd się wziął Ziggy Rozalski

Wojciech Koerber
Ziggy Rozalski (w środku) i Tomasz Adamek to bliscy sąsiedzi. Pięściarz kupił dom 150 m od swego biznesowego mentora. Z prawej trener Roger Bloodworth
Ziggy Rozalski (w środku) i Tomasz Adamek to bliscy sąsiedzi. Pięściarz kupił dom 150 m od swego biznesowego mentora. Z prawej trener Roger Bloodworth fot. east news
Skąd się wziął Ziggy Rozalski. Jak stał się Ziggym, jak trafił za ocean i jak się dorobił na nowojorskim Manhattanie.

Za oceanem to ojciec chrzestny królewskiej wagi ciężkiej w polskim wydaniu. Nie on ustawiał gardę Andrzejowi Gołocie i Tomaszowi Adamkowi, lecz to on ustawiał ich życiowo. Blisko 53-letni dziś biznesmen, Ziggy Rozalski. Jak on sam trafił za ocean?

- W 1973 roku, jako 15-latek. Poleciałem tam z matką, a że babcia - jej mama - była rodzona w USA, to miała obywatelstwo. I myśmy do niej wyjechali z Wichulca koło Brodnicy, gdzie się urodziłem. Co z ojcem? Był żołnierzem Wojska Polskiego, zginął trzy miesiące przed moimi narodzinami na jakichś manewrach - opowiada nam Zbigniew Rozalski. Pardon, Ziggy.

- Zbigniewa i Zbyszka nikt nie mógł w Stanach wymówić. Dlatego kiedy poszedłem tam do liceum, mój kolega, Żyd, powiedział, że od teraz będę Ziggym. I tak zostało - dodaje nasz bohater.
Po liceum na wyższą szkołę już się nie wybrał. Rozpoczął szkołę życia. Poszedł w biznes. Dziś lubi się zwracać do znajomych w amerykańskim, kowbojskim stylu per szefie kochany, szefuniu. Ale to on jest szefem. Od początku nim był.

- Gdy miałem 19 lat, kupiłem pierwszą limuzynę i woziłem nią ludzi po Manhattanie. To był dobry biznes, bo po dwóch, trzech latach miałem już osiemnaście samochodów. Oczywiście, wziętych w leasing. No i wynająłem też kierowców. Z czasem samochody trzeba było naprawiać, robić blacharkę, poza tym w Nowym Jorku jest dużo stłuczek. Więc otworzyłem warsztat i mam go do dziś, obsługujemy ponad setkę pojazdów tygodniowo - wyjaśnia rodak.

Żyłka biznesmena kazała jednak nie trzymać zielonych w pończochach. Po kilku latach limuzynowy interes został odsprzedany, a zaczęło się skupowanie nieruchomości w nowojorskiej metropolii oraz wynajmowanie ich. No i zaczęła się też przygoda z boksem.
- Bodaj w 1995 roku właściciel Rocky Marciano GYM coś przy nim robił, a przy okazji pożyczał ode mnie sprzęt budowlany, którego do remontów warsztatu używałem. Pożyczyłem mu też troszkę pieniędzy, ale nie spłacał. Dopłaciłem więc i kupiłem ten GYM. A w 1995 roku przyszedł tam Andrzej Gołota - wspomina Rozalski.

Wówczas był to Gołota ścigany listem gończym. Trzeba więc było przywrócić mu wolność. I Ziggy tę wolność przywrócił. Znał polskiego konsula Surdykowskiego, bo ten wpadał do warsztatu naprawiać auta dla placówki. - Jego właśnie, głównego szeryfa, poprosiłem, by zaaranżował spotkanie z prezydentem Kwaśniewskim. By pomóc rozwiązać problem Andrzeja. I zrobił takie spotkanie. On, Kwaśniewski, Gołota i ja. Pomógł z żelaznym listem. Wiesz, szefie, Andrzej był ścigany tym listem gończym. Mieliśmy obawy, że gdy pokaże się w telewizji, będzie problem. Mój przyjaciel, mecenas Waldemar Kowal-czykowski, zajął się prawną stroną sprawy, Andrzej dostał jakiś nieduży wyrok i wszystko się wyjaśniło - wspomina Rozalski.
Z czasem, po wygranych walkach, trzeba było zrobić też z Gołoty biznesmena. Rozalski nie był jego promotorem, lecz kumplem. Ale wspólnie te szlaki przecierali. Choćby z galami organizowanymi w naszym kraju.

- To ogromny sukces. Przecież wtedy nie było nawet komisji bokserskiej w Polsce, ringu nie było. A myśmy wszystko poustawiali, choć niełatwo dało się Amerykanów przekonać. Oni wtedy myśleli, że w Polsce biegają białe niedźwiedzie. Uwierzyli jednak we mnie, śp. Piotr Nurowski również. Tak to ruszyło, a gdy chodzi o pierwszą galę we Wrocławiu z Timem Whiterspoonem, którego też trzeba było namawiać, to oglądalności nawet przyjazd papieża nie przebił. Z kolei przed sześcioma laty zadzwonił kolega, Sławek Skrzypek. Mówił, że ma taki nieoszlifowany diamencik. Tomka Adamka. I w końcu sam Tomek zadzwonił, powiedział "wiem, Ziggy, że masz swój biznes, ale może byśmy podziałali?".

No to kto ma twardszą szczękę między linami, a kto lepszy łeb do interesów? - Biznesu trzeba się nauczyć. Andrzej ulokował pieniądze w nieruchomości i Tomek też już trochę nieruchomości kupił. Różnica w ringu polega na tym, że Tomek ma furę szczęścia i się tak nie denerwuje. O mistrzostwo świata walczył ze złamanym nosem, ma wielką wiarę w siebie. Nasz przyjaciel, red. Janusz Pindera, powiedział, że to chłopak z wyciętym układem nerwowym - zauważa Ziggy.

Co ciekawe, odwiedzających GYM Rozalskiego właściciel stara się z reguły zniechęcić. - Bo ten boks to niełatwy interes. Ja mówię, że jest wojna, a zaraz po wojnie boks. To ciężki kawałek chleba. Jak mi przychodzą do GYM-u, to im mówię - wybij sobie boks z głowy, bo jak ci wybiją rozum ze łba, to pieniędzy nie zarobisz. A ciężko jest się przebić w wielkiej Ameryce - zapewnia Ziggy.

Czy nawiązanie bliższej znajomości z Adamkiem wpłynęło na rozluźnienie przyjaźni z Gołotą?
Rozalski: - Nie. Oni mieli swoje anse, ale ja nie mogę brać żadnej ze stron. Ja byłem przeciwny tej ich bratobójczej walce. Polsat wyłożył jednak grube pieniądze i twierdzę, że chodziło im o pieniądze. Zarobili bardzo dobrze, po 50 procent.

W Adamku niektórzy widzą faceta mocno zorientowanego na kasę. Czasem nazbyt mocno. Rozstanie z trenerem Andrzejem Gmitrukiem takie właśnie miało mieć podłoże. Czy rzeczywiście?
- To kompletna bzdura. Gmitruk jest świetnym trenerem, ale na amerykańskim biznesie się nie zna. Ten jego wymysł, by związać się z Donem Kingiem, mającym siedzibę na Florydzie, nie był właściwy. Ja mówiłem Tomkowi, że trzeba iść śladem Gołoty oraz Arturo Gattiego w tym sensie, by zdobyć kibiców w metropolii nowojorskiej. I dziś jest Tomek najpopularniejszym pięściarzem w Stanach po Mannym Pacquiao. To ogromny sukces. A że Gołota też był u Kinga? To akurat było korzystne, dostaliśmy trzy walki o mistrzostwo świata. Bo przecież King tych mistrzów miał - tłumaczy Rozalski.

Ziggy zastrzega, że operacja Adamek to jego ostatnia pięściarska misja. - Bokser nie ma długiej kariery, ten sport robi szkody w głowie, a trzeba zarobić pieniądze dla rodziny. Mike Tyson stracił cały majątek, Roy Jones Junior też ma problemy finansowe. Na szczęście Andrzej i Tomek dają sobie radę w każdym względzie. Żona Andrzeja też zna się na nieruchomościach, a i małżonka Tomka, Dorota (z zawodu pielęgniarka - WoK) jest bardzo sprytna. Jak Adamek w ringu. Nie wiem jak, ale wierzę, że jakoś tego Kliczkę pokona, bo ma ogromne szczęście, a do tego ciężko pracuje.

Z Arreolą też nie dawano mu szans. A wiara góry przenosi. On się tylko Boga boi, no i troszkę żony. Jest wielkim wojownikiem. Właśnie wróciliśmy z Kanady, gdzie łowiliśmy ryby. A w środę zaczynamy przygotowania do walki - mówi Rozalski, a na podopiecznego wciąż ma baczenie. Adamek kupił przecież dom 150 metrów od swojego biznesowego guru. To tylko 15 minut drogi od Manhattanu, na którym zaczęła się finansowa hossa Rozalskiego.

Dziś własnych limuzyn ma Ziggy siedem, m.in. rolls-royce’a, ferrari, porsche, lexusa. Ma też trzy córki - najstarszą Stefannie (20 lat, studentka prawa) oraz 16-letnią Michelle i 14-letnią Kasię, które powiła mu żona Danusia.

- Żona urodziła się w USA. 20 września będziemy mieć 25. rocznicę ślubu. Jak się poznaliśmy? Polacy mieli tu w Stanach taką grupę taneczną, którą czasem woziliśmy. I mój przyjaciel Czarek poznał mnie z jedną taką tancerką - uśmiecha się Ziggy. Oby uśmiechał się również całą noc z 10 na 11 września. - Adamek to naprawdę moja ostatnia misja w boksie. Mam 53 lata i nie chcę już tej odpowiedzialności. Tu chodzi o pieniądze - raz jeszcze podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska