Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radni: ludzie nam przeszkadzają

Hanna Wieczorek
Dr Radosław Solarz
Dr Radosław Solarz Tomasz Hołod
Rozmowa z doktorem Radosławem Solarzem, politologiem z Uniwersytetu Wrocławskiego

Wydawało się, że choć jedna wrocławska inwestycja - obwodnica wschodnia miasta - nie będzie budziła oporów, bo wszystko zostało już uzgodnione. Okazuje się, że przeciwko jej lokalizacji zaczynają protestować mieszkańcy Wojnowa. Czy to oznacza, że nie umiemy negocjować? Nie mamy negocjacji wpisanych w system?

Owszem, negocjacje są wpisane w ustrój naszego kraju. Przecież demokracja polega właśnie na negocjowaniu. Dochodzenie do konsensusu jest fundamentem ustroju demokratycznego państwa. Natomiast nas na co dzień nie bardzo obchodzą sprawy publiczne: nie kontrolujemy ani władzy, ani tego, co się wokół nas dzieje. I bardzo często zaczynamy uświadamiać sobie nasze interesy i walczyć o nie, kiedy jest już pozamiatane, gdy zapadły już decyzje.

To nie tylko dolnośląska przypadłość?

Tak się dzieje w całej Polsce. Na przykład w gminach są wykładane plany przestrzennego zagospodarowania, każdy może się nimi zainteresować w odpowiednim czasie i tam zgłaszać swoje uwagi. Ale z reguły nas to kompletnie nie interesuje. Zaczynamy protestować dopiero wtedy, gdy na plac budowy koło naszego domu wjeżdżają buldożery.

Douglas Adams w książce "Autostopem przez galaktykę" opisał, jak to kosmici postanowili zbudować autostradę biegnącą przez Ziemię. I kiedy rozpoczęli dezintegrację naszej planety, na pytanie, dlaczego wcześniej nie uprzedzili Ziemian o swoich zamiarach, odpowiedzieli: "Przecież plany były dostępne w galaktycznym biurze rozwoju. Można było je obejrzeć i protestować...".

Tu się nakładają różne sprawy. Przede wszystkim nasza niewiedza wynikająca z braku zainteresowania...

Ale urzędnicy nie chcą, żebyśmy się interesowali takimi planami. Nie słyszę, żeby głośno zapraszali: chodźcie, zobaczcie, oceńcie.

Oczywiście, nie są zainteresowani. Co więcej, mam dane sprzed kilku lat, z których wynika, iż od 1990 roku wzrasta wśród radnych poziom autorytaryzmu. To znaczy, że są oni coraz mniej demokratycznie nastawieni. To się mierzy w bardzo fajny sposób. Zadaje się pytania, czy społeczności lokalne powinny brać udział w podejmowaniu decyzji. I o ile na początku lat 90. odpowiedzi z reguły brzmiały: "Tak, jak najbardziej ludzie powinni partycypować w decyzjach podejmowanych przez samorządy", o tyle, w miarę upływu czasu, coraz mniejszy odsetek radnych ma taką wizję świata. Coraz częściej uznają oni, że decyzję powinni podejmować fachowcy. Profesjonaliści, którzy dokładnie znają temat i daną materię. Natomiast ludzie, ich zdaniem, zupełnie się na tym nie znają.

I nie wiedzą, co jest dla nich dobre?

Tak. Bo przecież dla radnych ludzie przeszkadzają tylko w podejmowaniu decyzji, opóźniają je. Często radni postrzegają mieszkańców jako tych, którzy ze względu na swój brak wiedzy utrudniają fantastyczne rządzenie.

I władza, i ludzie mają coś za uszami?

Władza nie jest zainteresowana aktywnością mieszkańców, a my zaczynamy się interesować daną sprawą dopiero w sytuacji kryzysowej. Wracając do negocjacji, najważniejsze jest chyba pytanie: czy umiemy negocjować?
A umiemy?

Podejrzewam, że nie, ponieważ nie umiemy słuchać. To doskonale widać we wszystkich debatach. Rzecz wygląda w ten sposób, że jeden z dyskutantów wygłasza swoje zdanie i właściwie nie bardzo go interesuje, co ma do powiedzenia przeciwnik. Powiedział swoje i tyle. On przecież ma rację. A na dodatek traktujemy wrogo osobę, która ma inne zdanie. W negocjacjach nazywamy to nastawieniem pozycyjnym. Nie staramy się znaleźć rozwiązania, które zadowalałoby dwie strony.

To dość idealistyczne podejście.

Ale w negocjacjach właśnie o to chodzi. Nie rozmawiamy, żeby przekonać kogoś do naszego pomysłu, ale żeby znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące obie strony. Żeby, kończąc negocjacje, przeciwnicy byli przekonani, że osiągnęli wszystko, co dało się osiągnąć. Tylko, aby tak się działo, muszą być strony, które do tego dążą.

Rozumiem, że z tym jest największy problem?

Tak mi się wydaje. Władzę mamy, ona będzie i nie zniknie. Natomiast władza ma problem, z kim w takich momentach rozmawiać. Kto jest na tyle silnym przedstawicielem społeczności lokalnej, że uzgodnienia z nim będą później respektowane. Rozmawia z ekologami, ponieważ musi, rozmawia z organizacjami, które działają na danym terenie. I wydaje się, że wszystko jest już załatwione, a nagle okazuje się, że ludziom nie podoba się to, co wynegocjowano.

Z jednej strony mamy więc biedną władzę, która chce negocjować, a nie ma z kim.

Nie wiem, czy chce, ale gdyby chciała, to faktycznie nie bardzo ma z kim.

Z drugiej strony ta władza jest troszkę arogancka, ponieważ uważa, że wszystko wie lepiej. Ludzie powinni jej słuchać i być szczęśliwi, kiedy chce coś zrobić.

Prawda, wszystko to prawda. Podejrzewam zresztą, że dzieje się tak wszędzie, w każdym kraju. Myślę, że w Polsce nie ma mechanizmów negocjacyjnych. To jest trudne do zorganizowania przy bierności społecznej, co zresztą bywa władzy na rękę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska