Gang działał przez rok. Wrocławski wydział Prokuratury Krajowej oskarżył właśnie jedenaście osób o udział w grupie przestępczej i przemycanie nielegalnych imigrantów przez zieloną granicę z Rumunii do Niemiec tzw. „szlakiem bałkańskim”. Akt oskarżenia opisuje straszliwe warunki, w jakich musieli podróżować imigranci.
Listopad 2008 roku. Na punkt poboru opłat w podwrocławskich Karwianach wjeżdża bmw, a niedługo za nim dostawczy ford transit. Samochód osobowy prowadzi Daniel P. mieszkaniec Dolnego Śląska dziś oskarżony o udział w kierowaniu szajką przemytników ludzi. Swoim bmw pilotował forda z ukrytymi w środku Wietnamczykami. Skrytka była przygotowana tak, że nie dało się jej zauważyć. Nawet specjalistyczne urządzenia do wykrywania ukrytych w autach ludzi, były bezradne.
Za kilka tysięcy złotych mechanik nieznacznie skrócił przestrzeń bagażową. Powstawała skrytka szerokości 50 cm. Wejście do niej zamaskowane było skrzynką na samochodowe narzędzia. Po odkręceniu skrzynki trzeba było wczołgać się do skrytki. Można było tam tylko stać. Kryjówka mogła pomieścić od trzech do siedmiu osób. Auto jechało z Rumunii. Prokuratura twierdzi dziś, że był to drugi z kilkunastu transportów, za którymi stała szajka.
Biały ford transit na angielskich numerach rejestracyjnych był tylko jednym z kilku aut z kryjówkami. W innym samochodzie imigranci przewożeni byli po prostu ukryci za drewnianymi paletami. Potrzeby fizjologiczne załatwiali w rogu przestrzeni ładunkowej ciężarówki - bo nie było żadnych przerw ani postojów. Skrytka na jedną osobę przygotowana była w lawecie, do przewożenia samochodów. Schowek był pod metalową podłogą, na której przewozi się samochody.
Ale najbardziej okrutnym pomysłem na przemyt był specjalnie skonstruowany piec centralnego ogrzewania. Kosztował 100 tysięcy złotych i na szczęście nikt w nim nie podróżował. Został ujawniony przez wrocławskich policjantów podczas jednego z przesłuchań. Bo mogło to się skończyć śmiercią. W piecu przewozić można było jedną skuloną osobę. Skrytka wyposażna była w maskę do oddychania i butlę z tlenem.
Jeden z oskarżonych w tej sprawie członków szajki – obywatel Wietnamu o pseudonimie „Mati” - opowiedział na przesłuchaniu, że wszedł do tego pieca – skrytki. Wytrzymał w nim tylko godzinę. Potem musiał wyjść, bo bał się o życie. A podróż - przypomnijmy – zajmowała kilkadziesiąt godzin.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?