Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez Wrocław przemycali ludzi. W dramatycznych warunkach

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Szajka przemytników nielegalnych imigrantów została rozbita przez wrocławskich policjantów w październiku ubiegłego roku
Szajka przemytników nielegalnych imigrantów została rozbita przez wrocławskich policjantów w październiku ubiegłego roku policja
Nielegalni imigranci przewożeni byli przez Dolny Śląsk w strasznych warunkach – w schowku szerokości 50 cm, w którym można było tylko stać. Tak jechali nawet 2000 kilometrów, bez żadnej przerwy ani odpoczynku. A mogło być jeszcze gorzej. Szajka przemytników, rozbita przez wrocławskich policjantów i straż graniczną, skonstruowała specjalny piec do przemycania ludzi. Podróż w nim mogła się skończyć śmiercią. A kosztowała nawet 20 tysięcy euro.

Gang działał przez rok. Wrocławski wydział Prokuratury Krajowej oskarżył właśnie jedenaście osób o udział w grupie przestępczej i przemycanie nielegalnych imigrantów przez zieloną granicę z Rumunii do Niemiec tzw. „szlakiem bałkańskim”. Akt oskarżenia opisuje straszliwe warunki, w jakich musieli podróżować imigranci.

Listopad 2008 roku. Na punkt poboru opłat w podwrocławskich Karwianach wjeżdża bmw, a niedługo za nim dostawczy ford transit. Samochód osobowy prowadzi Daniel P. mieszkaniec Dolnego Śląska dziś oskarżony o udział w kierowaniu szajką przemytników ludzi. Swoim bmw pilotował forda z ukrytymi w środku Wietnamczykami. Skrytka była przygotowana tak, że nie dało się jej zauważyć. Nawet specjalistyczne urządzenia do wykrywania ukrytych w autach ludzi, były bezradne.

Za kilka tysięcy złotych mechanik nieznacznie skrócił przestrzeń bagażową. Powstawała skrytka szerokości 50 cm. Wejście do niej zamaskowane było skrzynką na samochodowe narzędzia. Po odkręceniu skrzynki trzeba było wczołgać się do skrytki. Można było tam tylko stać. Kryjówka mogła pomieścić od trzech do siedmiu osób. Auto jechało z Rumunii. Prokuratura twierdzi dziś, że był to drugi z kilkunastu transportów, za którymi stała szajka.

Biały ford transit na angielskich numerach rejestracyjnych był tylko jednym z kilku aut z kryjówkami. W innym samochodzie imigranci przewożeni byli po prostu ukryci za drewnianymi paletami. Potrzeby fizjologiczne załatwiali w rogu przestrzeni ładunkowej ciężarówki - bo nie było żadnych przerw ani postojów. Skrytka na jedną osobę przygotowana była w lawecie, do przewożenia samochodów. Schowek był pod metalową podłogą, na której przewozi się samochody.

Ale najbardziej okrutnym pomysłem na przemyt był specjalnie skonstruowany piec centralnego ogrzewania. Kosztował 100 tysięcy złotych i na szczęście nikt w nim nie podróżował. Został ujawniony przez wrocławskich policjantów podczas jednego z przesłuchań. Bo mogło to się skończyć śmiercią. W piecu przewozić można było jedną skuloną osobę. Skrytka wyposażna była w maskę do oddychania i butlę z tlenem.
Jeden z oskarżonych w tej sprawie członków szajki – obywatel Wietnamu o pseudonimie „Mati” - opowiedział na przesłuchaniu, że wszedł do tego pieca – skrytki. Wytrzymał w nim tylko godzinę. Potem musiał wyjść, bo bał się o życie. A podróż - przypomnijmy – zajmowała kilkadziesiąt godzin.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska