Kompletnie nie rozumie naszego prezydenta Rafała Dutkiewicza, który już teraz wie, "że 2016 rok może stać się najważniejszy w powojennej historii Wrocławia". I dalej: "Najważniejsze dla nas jest to, by uczestnictwo wrocławian w kulturze wzrosło dwukrotnie i by dwukrotnie wzrosła liczba turystów odwiedzających stolicę Dolnego Śląska". W zupełności, niestety, zgadzam się z moim lubelskim kolegą w ocenie owego widowiska na stadionie, które opierało się na występie niewątpliwie utalentowanych zwycięzców różnych telewizyjnych teleturniejów śpiewaczych. Ale uważam, że... wielu finałowym galom PPA nawet nie dorównywało. Oczywiście, pomijam koncert tenora Andrei Bocellego, bo po pierwsze go nie widziałem, a po drugie, to pokazuje, że sami organizatorzy nie do końca wiedzą, jak pogodzić tzw. kulturę i igrzyska. Czyli niby idealistyczne przesłanie, ale podparte jakąś gwiazdą, która ma ściągnąć ludzi.
Zawsze lepiej Bocelli niż Czadoman. Że 2016 rok ma być ważniejszy w naszych dziejach niż na przykład 1989 czy 1990? Nie mam zwyczaju recenzować wydarzeń z przyszłości, ale śmiem wątpić. Obawiam się, że większość wrocławian, nie mówiąc już o Dolnoślązakach, przejdzie "obok" ESK i nawet nie zauważy tych wydarzeń. A turyści? No cóż, podobnie czarowano nas przed Euro 2012. I że gonimy Kraków. Jakoś tłumów nie widać. A gród pod Wawelem ucieka nam jak przed 42 laty Ryszard Szurkowski peletonowi na kolarskich mistrzostwach świata w Barcelonie. A najsmutniejsze tego wieczoru było to, że jak jechałem sobie autem i słuchałem dzienników radiowych w stacjach ogólnopolskich, to z Wrocławia podawano tylko jedną informację: będą szlifować przystanki, bo za duże tramwaje kupili... A nazajutrz radia już żyły tylko tym, kto będzie lepszy na czele rządu: Ewa Kopacz czy Beata Szydło. I która jest lepiej zoperowanym plastycznie przypadkiem: pierwsza pani to oczywiście nowa twarz Donalda Tuska, druga rzecz jasna przeliftingowany Jarosław Kaczyński. A ja uważam, że po 240 latach trzeba znów oddać hołd biskupowi Ignacemu Krasickiemu, który w poemacie"Myszeis" zdiagnozował: "Mimo tak wielkie płci naszej zalety,/ My rządzim światem, a nami kobiety".
Atak a propos, zastanawia mnie, jak będą się panie kazały tytułować. Ewa Kopacz jest już premierem i woli określenie pani premier, ale nie zdziwię się, jak uśmiechając się w lewą stronę sceny politycznej, jednak zostanie premierką. Tak na wszelki gendera wypadek. Bo Beata Szydło, jako reprezentantka konserwatywnego odłamu polityki, panią premier chyba pozostanie. Jak zostanie... Która lepsza? Jak już pisałem nieraz, kobiet u władzy się nie boję, bo seksmisję mam od lat w domu. Ale nie zdziwię się, jak jesienią premierem zostanie ktoś inny. Sondaże pokazują, że po wyborach najważniejsze będzie nie danie główne, a przystawka. Ona nada smak całemu posiłkowi. Lub wywoła niestrawność...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?