Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Posłańcy śmierci. Oni muszą powiedzieć: Pani syn nie żyje (REPORTAŻ)

Artur Szałkowski
fot. Janusz Bartkiewicz
Nawet doświadczonym policjantom, którzy niejedno widzieli, jest bardzo trudno powiadomić rodzinę, że ktoś z ich bliskich nie żyje. Często nikt ich tego nie uczy. Muszą kierować się intuicją. Trudno jednak przewidzieć, jaka będzie reakcja. Takie doświadczenia zostają w głowie na długo. - Bycie posłańcem śmierci bywa najtrudniejszym zadaniem w całym zawodowym życiu mówią. Bo najgorzej jest przyjąć wiadomość o śmierci, kiedy przychodzi nagle. Kiedy odbiera kogoś bliskiego, kto jeszcze kilka godzin wcześniej śmiał się z nami, rozmawiał, żył...

Od tego wydarzenia minęło już ponad 30 lat, a dla emerytowanego policjanta, wówczas świeżo upieczonego oficera milicji obywatelskiej z Wałbrzycha, jego wspomnienie nadal jawi się niczym senny koszmar.

- Przez wiele lat pracowałem w wydziale kryminalnym i wielokrotnie widziałem zmasakrowane ciała ofiar okrutnych zbrodni, np. zamordowaną ciężarną kobietę z rozciętym brzuchem - mówi Janusz Bartkiewicz, emerytowany wałbrzyski policjant. - Mimo to zdarzeniem, które wyjątkowo mocno utkwiło w mojej pamięci, było to kiedy jedyny raz musiałem pojechać i powiadomić rodziców zamordowanego chłopaka o jego śmierci.

Skatowali żołnierza wracającego ze służby
Do zdarzenia doszło w pierwszej połowie lat 80. W bramie kamienicy w Kłodzku został znaleziony ciężko pobity metalową rurką młody mężczyzna. Po przewiezieniu do szpitala zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Niedaleko miejsca, gdzie znaleziono pobitego mężczyznę, milicjanci znaleźli w koszu na śmieci jego dowód osobisty.

Dzięki temu śledczy szybko ustalili, że był mieszkańcem położonego niedaleko Kłodzka - Bożkowa. Ustalono także okoliczności tragicznego zdarzenia. Mężczyzna wracał do domu po zakończeniu zasadniczej służby wojskowej. W Kłodzku spożywał alkohol z przygodnie poznanymi mężczyznami, a później padł ich ofiarą.

Matka oszalała z rozpaczy
- W takich sytuacjach rodzinę zamordowanego informował o jego śmierci mój kolega z wydziału dochodzeniowego. Był wówczas prawdopodobnie na urlopie i ten przykry obowiązek spadł na wydział kryminalny, w którym wówczas pracowałem - wyjaśnia Janusz Bartkiewicz. - Starsi koledzy z wydziału wymigali się i wyznaczyli mnie.

Pojechałem do Bożkowa przekazać smutną nowinę i zarazem po to, by zabrać kogoś z rodziny do prosektorium w celu identyfikacji zwłok i potwierdzenia tożsamości zamordowanego.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Janusz Bartkiewicz dodaje, że przed pójściem do rodzinnego domu ofiary odwiedził miejscowy ośrodek zdrowia i poprosił, by jedna z pielęgniarek wzięła ze sobą jakieś środki uspokajające i udała się z nim pod wskazany adres. Szybko okazało się, że dzięki wsparciu pielęgniarki nie doszło do kolejnej tragedii.

- W domu zastaliśmy tylko matkę chłopaka, która na wieść o śmierci swojego jedynaka oszalała z rozpaczy i próbowała wyskoczyć przez okno z drugiego piętra - mówi Janusz Bartkiewicz. - Pielęgniarka pomogła mi zdjąć kobietę stojącą już na parapecie i podała jej leki uspokajające. Później na miejsce ściągnęliśmy z pracy jej męża. Nigdy nie zapomnę tych dramatycznych chwil.

Tragiczne wypadki w kopalni
Przez wiele lat w Wałbrzychu przykry obowiązek informowania o nagłej śmierci bliskich spoczywał również na pracownikach nieistniejących już kopalń węgla kamiennego, gdzie często dochodziło do wypadków śmiertelnych. Zazwyczaj niewdzięczna rola "posłańców śmierci" spoczywała na wyznaczonych pracownikach wydziału socjalnego lub kadr.

Niestety, czasami dochodziło na kopalniach do katastrof, w których ginęło od kilku do nawet kilkunastu górników. Wówczas trzeba było dotrzeć z tragiczną nowiną równocześnie do kilku lub kilkunastu rodzin. Kierownictwo kopalń musiało wówczas wyznaczać do niewdzięcznej roli pracowników, którzy nie mieli doświadczenia w przekazywaniu takich informacji.

"Twój ojciec zginął w kopalni"
- Dwa razy wyznaczono mnie bym pojechał pod wskazany adres i powiadomił rodzinę o śmierci górnika. Raz przekazywałem informację żonie i raz synowi zmarłego - wspomina Zbigniew Wojcieszak, były pracownik wałbrzyskich kopalń. - To było bardzo ciężkie doświadczenie. Rozpacz żony i syna z powodu nagłej utraty męża i ojca. Często te dramaty miały ciąg dalszy. Górnicy dobrze zarabiali i w wielu wypadkach byli jedynymi żywicielami rodziny. Ich żony zajmowały się dziećmi i domami. Kiedy nagle ginął górnik tak rodzina traciła środki do życia.

CIĄG DALSZY NA KOLEJNEJ STRONIE

Najbardziej dramatyczne wydarzenie związane z powojennym wałbrzyskim górnictwem, miało miejsce 22 grudnia 1985 r.
Na dwa dni przed Wigilią Bożego Narodzenia doszło do wybuchu metanu w Kopalni Węgla Kamiennego "Wałbrzych". "Posłańcy śmierci" wysłani przez kierownictwo kopalni, musieli dotrzeć do 18 rodzin! Najstarsza z ofiar miała tylko 42 lata, a dwie najmłodsze zaledwie 18.

Kilku poległych wówczas górników miało zaplanowane na święta wielki rodzinne uroczystości. Jeden miał wyznaczony termin chrztu swojej córki, drugi termin ślubu, jego narzeczona była w ciąży…

Najczęściej niewdzięczna rola "posłańców śmierci" spoczywa z racji wykonywanego zawodu na lekarzach pracujących w szpitalach.

Mówią, że informowanie rodziny o śmierci bliskiej osoby nigdy nie jest łatwe. Bez względu na to, czy jest się lekarzem z długim, czy krótkim stażem.

Najtrudniej, gdy śmierć przychodzi nagle
- Jeśli pacjent umiera w wyniku przewlekłej i ciężkiej choroby, rodzinie łatwiej jest przyjąć taką wiadomość. Najgorzej jest wtedy, gdy trzeba poinformować o śmierci osoby, która zmarła nagle np. w wypadku. Taka nieoczekiwana informacja jest szokiem dla najbliższych zmarłego - mówi Mirosław Lubiński, lekarz medycyny. - Członkowie rodziny różnie reagują na wiadomość o śmierci bliskiej osoby, zdarzają się przypadki omdleń lub ataków histerii. Na szczęście, w szpitalu można im natychmiast udzielić pomocy. Na miejscu jest wykwalifikowany personel oraz odpowiednie medykamenty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska