Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie dzieci są grubsze i mniej sprawne niż ich rówieśnicy 20-30 lat temu

Jakub Guder, Magdalena Gurban
Wyniki prostych testów sprawnościowych młodzieży szkolnej są teraz gorsze, mimo że statystycznie jest ona wyższa niż nastolatki z PRL-u. Ma zatem lepsze warunki fizyczne, powinna wobec tego dalej skakać i szybciej biegać. Jest jednak odwrotnie.
Wyniki prostych testów sprawnościowych młodzieży szkolnej są teraz gorsze, mimo że statystycznie jest ona wyższa niż nastolatki z PRL-u. Ma zatem lepsze warunki fizyczne, powinna wobec tego dalej skakać i szybciej biegać. Jest jednak odwrotnie. Mariusz Kapała/zdjęcie ilustracyjne
Nasze dzieci są grubsze i mniej sprawne niż ich rówieśnicy 20-30 lat temu - biegają wolniej, bliżej skaczą. - Ten regres widać zwłaszcza w ostatniej dekadzie - mówi dr Janusz Dobosz, który bada, w jakiej formie są młodzi Polacy.

Przeciętny polski 7-latek w 1979 roku w dal z miejsca potrafił skoczyć prawie 130 cm. Jego rówieśnik z 2009 roku skacze zaledwie niecałe 110 cm, mimo że statystycznie jest przecież wyższy (ma lepsze warunki fizyczne). Gdyby siedmiolatka z 1979 teraz kończyła bieg na 600 m, to dziewczynce urodzonej w 2009 roku zostałoby do pokonania jeszcze 110 m. Średnia masa ciała 18-latka ponad trzy dekady temu wynosiła 66,1 kg. Teraz - 73,1 kg. Rosną nam dzieci kaleki, których sprawność fizyczna spada do minimum, zwłaszcza w ciągu ostatnich 10-15 lat. Sytuacja jest dramatyczna. Eksperci alarmują: przy takim tempie zmian za kilkanaście, kilkadziesiąt lat możliwości ruchowe najmłodszych, ale przecież w konsekwencji też starszych, ograniczone zostaną do minimum - do tego, żeby wstać sprzed komputera, ubrać się, pójść do toalety.

Powyższe dane pochodzą od dr. Janusza Dobosza z działającego przy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie Narodowego Centrum Badania Kondycji Fizycznej. Co 10 lat Centrum bada dzieci w wieku szkolnym w całej Polsce (w 2009 roku było to ok. 75 tys. osób), a następnie porównuje wyniki do lat poprzednich. Sprawdzana jest m.in. masa ciała dzieci, ich wzrost, a także przeprowadza się szereg prostych testów sprawnościowych - wspomniany już skok w dal z miejsca, biegi na 50, 600 i 800 m czy zwis na drążku na ugiętych rękach. W tym systemie projekt działa od 1979 roku, ale sama idea wywodzi się jeszcze z okresu międzywojennego, kiedy zajmował się tym wybitny antropolog prof. Jan Mydlarski (późniejszy rektor Uniwersytetu Wrocławskiego). Kibicował jej zresztą sam marszałek Józef Piłsudski.

CZYTAJ DALEJ: Polska młodzież tyje bez względu na wiek i płeć. Nauczycielka wuefu w szpilkach, a zwolnienie z byle powodu
Polska młodzież tyje bez względu na wiek i płeć
Jakie zatem badania nasuwają wnioski? - Po pierwsze - w zakresie rozwoju fizycznego - teraz dzieci są wyższe niż 30 lat temu, chociaż w ciągu ostatniej dekady ten wzrost nie jest już tak znaczny, jak to miało miejsce wcześniej. Wykorzystujemy całą pulę genów i nie ma już właściwie w środowisku czynników, które poprawiałyby jeszcze wysokość ciała - mówi dr Dobosz. - Po drugie: polska młodzież tyje bez względu na wiek czy płeć - dodaje, ale - co najbardziej przerażające - degrengoladzie ulega sprawność fizyczna. Współczesne dzieci mają gorsze wyniki testów sprawnościowych niż ich rówieśnicy sprzed lat. Gdybyśmy na ugiętych ramionach kazali obok siebie na drążku wisieć 8-latkowi z 1979 roku i z 2009 roku, to ten pierwszy wytrzymałby 20 sekund, a drugi - ponad 10 sekund krócej. A przecież pamiętajmy, że rok 1979 to były czasy kryzysu, w sklepach na półkach był tylko ocet - zauważa dr Dobosz. Pytany o przyszłość mówi, że granicą jest zupełny bezruch, ograniczenie sprawności do wykonywania najważniejszych codziennych czynności, które są konieczne do życia.

- Ogólna sprawność fizyczna dzieci i młodzieży jest z biegiem czasu coraz mniejsza. W pierwszej klasie gimnazjum właściwie żaden z nauczycieli nie każe obecnie robić przewrotu w tył, bo to jest już zbyt niebezpieczne - przyznaje Andrzej Słoka, dyrektor siatkarskiego Gimnazjum nr 5 przy ul. Pawłowa we Wrocławiu. Zaznacza jednak, że nie zawsze problemem jest otyłość. - Młodzi ludzie mają coraz więcej zajęć, którymi w dużej mierze zarzucają ich rodzice: kółka zainteresowań, lekcje języków obcych... W tym wszystkim brakuje po prostu czasu na aktywność fizyczną. Poza tym w naszym kraju nie ma rozwiniętej kultury aktywnego wypoczynku. W weekendy, zamiast na łonie natury, Polacy wolą odpoczywać w domu przed telewizorem - mówi dyrektor Słoka.

Prof. Andrzej Rokita z wrocławskiej AWF, który zna badania dr. Dobosza i też zajmuje się tym tematem, podkreśla, że bardzo ważne są wzorce, jakie czerpią najmłodsi. - Faktycznie, sprawność naszych dzieci jest coraz mniejsza, a do tego mają większą masę ciała. Daleki jestem od obwiniania rodziców za tę sytuację, ale pewne wzorce wynosi się z domu - nie ma wątpliwości.

CZYTAJ DALEJ: Nauczycielka wuefu w szpilkach, a zwolnienie z byle powodu
Nauczycielka wuefu w szpilkach, a zwolnienie z byle powodu
Jest też oczywiście problem nagminnych zwolnień z lekcji wychowania fizycznego w szkołach, który zaczął pojawiać się w latach 90., a teraz to zjawisko się nasila.

- Na poziomie szkoły podstawowej czy gimnazjum problem nie jest jeszcze tak duży. Zdecydowanie większy jest już w szkole średniej. Zwłaszcza wśród dziewcząt - mówi Andrzej Słoka. Jego zdaniem licealistki, będąc w tym wieku, zaczynają zwracać większą uwagę na swój wygląd, a że po wuefie, przed kolejną lekcją, trudno o prysznic, to często nie ćwiczą pod byle pretekstem.

Trudno też, żeby nauczyciel w jakikolwiek sposób weryfikował, czy zwolnienie jest uzasadnione, a na dodatek sami rodzice nie widzą większego problemu w tym, że ich pociecha zapomniała na przykład stroju czy z różnych względów "jest niedysponowana" i dziś posiedzi na ławce. Podobnie jak połowa grupy...

Do tego dochodzi czasem wątpliwa atrakcyjność zajęć z wuefu. Nowych sal sportowych przy szkołach powstaje co prawda coraz więcej, ale przypomnijmy sobie ile razy - już kilkanaście lat temu - wuefista rzucał piłkę i mówił: "Macie, grajcie!".
- Dlatego dużą rolę odgrywa nauczyciel. Jeśli to osoba z pasją, zaangażowana w swoją pracę, potrafiąca przekazać zamiłowanie do sportu, dzieciaki chętniej będą ćwiczyć na zajęciach. Wezmą przykład z takiego nauczyciela - mówi dyrektor Gimnazjum nr 5 we Wrocławiu. I przyznaje, że spotkał się z nauczycielkami wychowania fizycznego, które lekcje prowadziły w... butach na wysokich obcasach.

Problem pogarszającej się sprawności dzieci i ich otyłości nie dotyczy tylko Polski. - To problem całej Europy - mówi dr Dobosz, ale jednocześnie dodaje, że niektóre społeczeństwa zauważyły już ten zły trend i starają się mu przeciwdziałać. Tak jest m.in. w Skandynawii czy Stanach Zjednoczonych, gdzie specjalny program zaangażowała się sama pierwsza dama Michelle Obama.
We Wrocławiu 20 września już po raz siódmy wystartuje Tydzień Ruchu, którego organizatorem jest Wrocławskie Centrum Rozwoju Społecznego. Dzięki tej inicjatywie szkoły mogą zaprosić do siebie za darmo trenerów różnych dyscyplin, którzy nieodpłatnie poprowadzą ciekawe, inne niż zwykle lekcje wychowania fizycznego.

- Ważne, żeby wpajać dzieciom potrzebę aktywności fizycznej i dbania o zdrowie. Wiadomo, że w każdym wieku można zmienić złe nawyki, jednak najlepiej likwiduje się je właśnie u dzieci - mówi Katarzyna Kozłowska, koordynator projektu Tydzień Ruchu.

Bo, jak uczy przysłowie: "Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska