- Występując w niższych ligach, nie miałem chwili zwątpienia, ale postawiłem na naukę, żeby się jakoś zabezpieczyć. Najpierw skończyłem... bezpieczeństwo wewnętrzne, a teraz robię zarządzanie - mówił wiosną Paweł Zieliński, gdy wchodził do pierwszego składu WKS-u. Teraz jest podstawowym prawym obrońcą ekipy Tadeusza Pawłowskiego, niektórzy przymierzają go już nieśmiało do reprezentacji, a on w niedzielę strzelił swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie. W dodatku swoją słabszą, lewą nogą.
- Do końca walczyliśmy o trzy punkty, ale niestety się nie udało. Takie jest życie. Bramkę straciliśmy chyba po złym ustawieniu w defensywie. Pogoń w pierwszej połowie zagroziła nam może raz i od razu strzeliła gola. Oczywiście, że jestem zadowolony z tego premierowego trafienia w ekstraklasie. Szkoda tylko, że nie dało nam zwycięstwa. Musimy szanować ten punkt - mówił po spotkaniu Zieliński, który niedawno regularnymi występami zapewnił sobie przedłużenie kontraktu. Kto by pomyślał - patrząc w niedzielę na jego grę - że jeszcze rok temu kopał piłkę w półprofesjonalnej, III-ligowej Ślęzie Wrocław.
Krzysztof Ostrowski na Oporowską wrócił zimą 2013 roku po kilkumiesięcznym rozbracie z profesjonalną piłką nożną. W tym czasie założył i prowadził wraz ze wspólnikiem... klinikę uzależnień. Jak mówi - opłacalny biznes. Do tej pory wiodło mu sie w Śląsku różnie. Teraz jest w zdecydowanie najlepszej formie. Co wejdzie na boisko, to ciągnie drużynę do przodu.
- Może to już jest tak w głowach przeciwników, że jak robimy zmianę, to oni się trochę cofają? - zastanawiał się Ostrowski po meczu. - Wszyscy się starają i biegają. Wniosłem może trochę świeżości do gry, ale to nie tylko moja zasługa - skomentował doświadczony skrzydłowy.
Przykłady Zielińskiego i Ostrowskiego, ale też Sebastiana Mili czy Mateusza Machaja pokazują, że trener Tadeusz Pawłowski potrafi odpowiednio podejść do zawodnika, by go odbudować i wyciągnąć z niego to, co najlepsze.
Oczywiście, czasem nieuniknione jest, że klub odbuduje piłkarza i ten bardzo szybko zmienia potem pracodawcę. Tak było w przypadku Marcina Kowalczyka, tak może być z Sebastianem Milą, którego (kolejny już raz) na celowniku ma Lechia Gdańsk. Co ciekawe, ostatnio Pawłowski w pro-gramie Liga+ Extra (Canal+ Sport) przyznał, że Mila był podobno bliski odejścia z Wrocławia za czasów Stanislava Levego - zapewne zimą 2012/2013. Póki co wydaje nam się jednak, że Milowego zimą WKS nie puści, chociaż oczywiście futbol nie takie zwroty sytuacji widział.
A trener Pawłowski patrzy na wszystko z boku i... się cieszy. No bo jak mówi - zainteresowanie innego klubu Milą to znak, że pomocnik został doceniony. - Żeby jeszcze oferta była wyższa - mówił przed kamerami Canal+ szkoleniowiec wrocławian.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?