Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podnoszenie ciężarów. Zdobyliśmy jeden medal i dwa krzyże

Wojciech Koerber
PZPC
Podobno wrocławskie MŚ juniorów (6-13 czerwca, Orbita) zakończyliśmy bez medalu. Nic bardziej mylnego. Otóż impreza jeszcze się na dobre nie rozpoczęła, a mieliśmy już na koncie dwa medale. No, dokładniej rzecz biorąc – dwa krzyże, które odebrali... juniorzy starsi: medalistka mistrzostw Europy Dominika Misterska-Zasowska oraz Mirosław Chlebosz, w przeszłości medalista ME i MŚ, obecnie wspierający Zdzisława Farasia w prowadzeniu naszej męskiej reprezentacji do lat 20. Obojgu przyznano Srebrne Krzyże Zasługi. Za co? Jak wyżej – za zasługi. Misterska-Zasowska to olimpijka z Pekinu, natomiast trener Śląska Wrocław źle się urodził, bo szczyt formy zbudował na igrzyska w Los Angeles (1984), dokąd biało-czerwonych nie wysłano.

Trzeci medal? Padł łupem Arkadiusza Michalskiego (kat. 105 kg). Mianowicie podczas MŚJ we Wrocławiu sztangista Budowlanych Opole został, choć jeszcze nie oficjalnie, wicemistrzem Europy z Tbilisi. Przypomnijmy, że wiosną w stolicy Gruzji triumfował Bartłomiej Bonk, a jego młodszy kolega z klubu dźwignął brąz. Tyle że w trakcie trwania wrocławskiej imprezy okazało się, że zbadana próbka A srebrnego Mołdawianina Adriana Zbirnei okazała się trefna. Zatem Michalski, wychowanek Górnika Polkowice, zostanie najpewniej awansowany do stopnia wicemistrza Starego Kontynentu. Pojawił się zresztą we Wrocławiu i dopingował młodszych kolegów ze wspomnianym Bonkiem, ambasadorem MŚJ.

Nasz brązowy medalista olimpijski z Londynu do roli ambasadora podszedł z należytą powagą. Gdy już się pojawił w hali „Orbita”, to po to m.in., by w sali treningowej – w obecności wielu młodych kibiców – przeprowadzić pokazowe zajęcia. Trzeba było widzieć podziw w oczach 60-osobowej grupy uczniów z Oławy, gdy ciężarowiec założył na sztangę 220 kg i przysiadł z nią trzykrotnie. A wszystko to w wielkim skupieniu i z mocno przymrużonymi oczami, niczym tybetański mnich przed operacją rozłupania orzecha gołą dłonią. Tak, robiło to wrażenie i szeroko otworzyło oczy nastoletniej widowni. Trzech najodważniejszych podeszło nieco później do sztangi i wspólnymi siłami uniosło ją kilkanaście centymetrów ponad ziemię.

Kto nas jeszcze urzekł? Bez wątpienia Kanadyjczyk Boady Santavy, ósmy w kat. 85 kg z wynikiem 317 (146+171). Niby nic, żaden przełomowy rezultat. Gdy jednak Boady spalił ostatnie podejście w podrzucie (175 kg), wybiegł tylnymi drzwiami sali rozgrzewkowej, by pobyć chwilę w samotności, by się wypłakać i kilka razy walnąć pięścią w trybunę. A gdy otarł już łzy, przeszedł do sali treningowej, gdzie z miejsca zadysponował sobie... 175 kg. By udowodnić samemu sobie, że tam, na pomoście, przed audytorium, zdarzył się tylko wypadek przy pracy. Okazało się jednak, że w samotności też jest to ciężar nie do dźwignięcia. Ale ambicję doceniamy, a nazwisko zapisujemy w kajeciku. Boady Santavy. Liczymy, że jeszcze usłyszymy.

Miło było również spotkać, jak przed dwoma laty w Hali Ludowej, kieszonkowego mistrza olimpijskiego (Monachium 1972) Zygmunta Smalcerza, opiekuna reprezentacji USA. Sam startował on w kat. 52 kg, a mierzy sobie 153 cm wzrostu. To jednak wielka postać i były trener polskiej kadry. Akurat trzeciego dnia imprezy, 8 czerwca, obchodził 74. urodziny, czemu nie wszyscy dają wiarę. Okaz zdrowia i sprawności fizycznej, na rękach staje na zawołanie.

- Podopiecznych na medal tu nie mam, na igrzyskach w Rio de Janeiro też się może nie udać. A z jakich środowisk ci moi pochodzą? Z bardzo różnych. Niektórzy sami musieli sobie opłacić podróż. Ci, którzy wywodzą się z crossfitu, mają łatwiej, rocznie dzięki nagrodom za zawody zarabiają po 40 tysięcy dolarów – mówił nam trener Smalcerz. Skoro o kasie mowa. Przy okazji bankietu pożegnalnego zamieniliśmy natomiast słówko z mistrzem olimpijskim z Aten (2000, kat. 85 kg), Gruzinem Georgi Asanidze. Okazuje się, że w jego kraju również funkcjonuje taki wynalazek jak emerytury dla medalistów olimpijskich, co nie jest wcale standardem w skali świata. Raczej ewenementem. - Są trochę mniejsze niż w Polsce. Wynoszą teraz 500 dolarów. No ale ekonomicznie Gruzja jest za Polską – zauważył Asanidze, bawiąc się na terenie hotelu Haston całkiem nieźle. Mimo że kilka godzin wcześniej piłkarska reprezentacja jego kraju dostała w twarz na Stadionie Narodowym 0:4. Od Polaków. Poza tym nikt na Polaków nie narzekał. Ba! Zewsząd było słychać, że imprezę zorganizowali perfekcyjnie, a hala prezentowała się efektownie. No i nasi reprezentanci nie przeszkadzali specjalnie w zdobywaniu medali innym. Nie wpychali się specjalnie na podium...

P.S. Przy okazji MŚJ na terenie wrocławskiej AWF doszło do spotkania rektora Juliusza Migasiewicza z prezydentem Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów (IWF), dr. Tamasem Ajanem z Węgier. Na spotkanie zaproszony został również 90-letni dr Adam Haleczko, wrocławski naukowiec, przez pół wieku pracownik uczelni. Przekonywał on prezydenta Ajana, że jego przelicznik, wyłaniający najlepszego zawodnika turnieju bez podziału na kategorie wagowe, jest bardziej sprawiedliwy i bardziej miarodajny niż obowiązująca obecnie punktacja Sinclaira. Szef IWF-u otrzymał niezbędną dokumentację i ma się sprawie przyjrzeć. Punktacja Haleczki w miejsce punktacji Sinclaira? Pożyjemy, zobaczymy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska