Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pałaszewski: Boisko jest za małe na pozasportowe spory

Jakub Guder
Polskapresse
W sporcie najważniejsze jest to, jak szkolimy młodzież - mówi Władysław Pałaszewski, były trener Gwardii Wrocław. Rozmawia Jakub Guder.

Śledził Pan poczynania piłkarzy ręcznych?
Nie oglądałem tych spotkań, ale żona je widziała. To coś fantastycznego, że przegrywaliśmy ze Szwedami 11 golami, a zremisowaliśmy. Potem ta wygrana z Niemcami, ale też porażka z Macedonią. To już nie jest ten sam zespół, który Wenta miał kilka lat temu. W sportach zespołowych ważne jest, żeby wygrywać właśnie te kluczowe mecze. Teraz musimy czekać jak na zmiłowanie, że Serbowie nie zostaną mistrzami (gdyby tak się stało, Polska traci szansę na grę w IO - przyp. JG).

Powiedział Pan, że to fantastyczne, iż odrobiliśmy stratę 11 bramek. Ale gdybyśmy zagrali dobrze pierwszą połowę, to pewnie wyszlibyśmy zwycięsko z tej potyczki...
No tak, ale my, Słowianie, znani jesteśmy z tego heroizmu, że jak mamy nóż na gardle, to potrafimy się zmobilizować. To nas cieszy. Granica między wygraną a porażką jest cienka. Zanim zdobyliśmy mistrzostwo olimpijskie w siatkówce (Montreal 1976), mówiło się, że nasza reprezentacja na dużej imprezie może być albo pierwsza, albo szósta. Najczęściej była szósta. Przyszedł jednak trener Hubert Wagner, powiedział, że zdobędą mistrzostwo, poprzestawiał coś i się udało. Trener jest bardzo ważny.

Ale przecież grają zawodnicy.
Ale decyzje podejmuje trener. Na przykład zmienia zawodnikowi pozycję. Tak, jak w mojej siatkówce. A jak bierze czas i rozmawia z tym najsłabszym, to widać, że coś jest nie tak. Taki Andrea Anastasi - sukcesy odnosił z Hiszpanią i odnosi je teraz z Polską.

Trener jest ważny, a my nad Wisłą mamy zwyczaj często ich zmieniać, czasem w nieprzewidywalnym momencie, najgorszym dla drużyny...
W reprezentacjach, ale i w klubach rządzą możni. Oni decydują. Zawsze uważałem, że trener powinien zmieniać się po 4-5 latach, bo wtedy się coś kończy. Ale przez ten czas musi mieć zaufanie działaczy.

Może trenerzy źle podchodzą do zawodników? Są zbyt pobłażliwi albo za krótko ich trzymają?
Zawsze patrzyłem na to tak: jeśli zawodnik miał 10 cm "wartości", a przy tym 2 cm chimery, to było dobrze. Gdy było inaczej - to gorzej. Jeżeli widziałem, że coś dzieje się nie tak, to brałem się za tych najlepszych. Nie mogłem pozwolić na swawolę.

Wśród samych zawodników też są spory. Niektórzy - tak jak w koszykówce czy siatkówce - rezygnują z gry w reprezentacji.
Koszykówka w przeszłości popełniła błąd, że pozwoliła grać tylu obcokrajowcom. Gdy Śląsk 17 razy zdobywał mistrzostwo Polski, ci sami zawodnicy grali potem w kadrze - Wójcik, Zieliński, Tomczyk... Czasem też dla reprezentacji kogoś robią na siłę Polakiem. A wracając do konfliktów - boisko to mała przestrzeń. Tam powinno się rozwiązywać tylko spory sportowe.

Może dla zawodników nie jest już takim wielkim zaszczytem grać z orłem na piersi, jak przed 1989 rokiem? Może nie mają takiej motywacji?
Gdy nasi zostali mistrzami olimpijskimi, każdy z siatkarzy dostał od premiera Cyrankiewicza kilkadziesiąt dolarów i talon na samochód. To wszystko. Teraz słyszę, że jedna zawodniczka w Muszynie - nie będę podawał nazwiska - zarabia 160 tys. euro rocznie. Gdyby wrocławska Gwardia miała taki budżet, toby się cieszyła. Zawodnicy dostają pieniądze i się szanują. Oczywiście wiadomo, że oni trenują cały rok. Grają najpierw w klubie, potem w reprezentacji - jak Ja-szewska (zawodniczka Gwardii - przyp. JG). Fakt jest jednak taki, że nie wyobrażam sobie, by Glinka czy Wlazły, po za-kwalifikowaniu się reprezentacji na igrzyska, odmówili gry w niej...

Nie mają, Pana zdaniem, prawa odmówić nawet wtedy, gdy związki sportowe nie wspierają kadry? Kiedyś protestowali już piłkarze ręczni, Mariusz Wlazły też oświadczył, że PZPS nie dba o siatkarzy. Brakowało na przykład czystych skarpetek...
Tak właśnie uważam. A historię o czystych skarpetkach należy włożyć między bajki. Oni mają teraz takie warunki, że trzeba pilnować tylko, by się nie przeziębili. A jeśli zarabiam pół miliona, to sam mogę sobie kupić i 100 par skarpetek.

Są narody, którym sporty zespołowe wychodzą lepiej?
Jak najbardziej. Dawniej takim krajem była Jugosławia. Mieli dobrych siatkarzy, szczypiornistów i piłkarzy nożnych. Hiszpanie to też naród bardzo sprawny, pojętny we wszystkich tych grach. Bo oprócz tężyzny fizycznej trzeba mieć też to coś. Kiedyś współkomentujący mecz Tomasz Wójtowicz został zapytany przez dziennikarza, dlaczego zagrywka nie wychodzi. A on mówi: "Bo nogi nie słuchają, co mówi głowa". Bo głowa jest ważna.

Może my za bardzo chcemy leczyć narodowe kompleksy? Mecz z Niemcami, niezależnie od dyscypliny, jest zawsze "wojną" lub kolejną bitwą pod Grunwaldem.
We wspomnianym siatkarskim finale w Montrealu oczywiście ważna była rywalizacja z ZSRR. Teraz jednak, po przełomie, powinno się grać dla Polski, a nie przeciw komuś.

Co trzeba zmienić, poprawić w podejściu związków, a może w podejściu narodowym, żeby było lepiej?
Podczas finału Pucharu Polski w siatkówce premier Pawlak powiedział, że w każdym województwie powstanie siatkarski ośrodek szkolenia dla młodzieży. To dobra droga dla każdego sportu zespołowego. Chodzi bowiem o to, by do seniorskiej reprezentacji wybierać nie z grona 20, ale 200 zawodników. Ważne też, jak jest szkolona ta młodzież, bo najgorszą rzeczą jest, gdy w reprezentacji trzeba oduczać pewnych nawyków. A szkoleniowcy nie mają teraz spokoju. W jednej ze szkół mistrzostwa sportowego trenera zmieniano ostatnio 5 razy. Trzeba pamiętać, że nie jest najważniejsze zdobycie mistrzostwa Polski kadetów czy juniorów, ale doprowadzenie zawodnika do reprezentacji Polski. JG

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska