Nietypowe sytuacje podczas wizyty duszpasterskiej. To naprawdę się zdarzyło na kolędzie!
Włączone działa lepiej!
Wstąpiłem kiedyś na kolędę do starszych państwa. Mieli prawie po 90 lat i bardzo słaby słuch. Oboje z aparatami na uszach. Prosili, żebym mówił głośno, ale nic do nich nie dochodziło. W pewnym momencie już krzyczałem, pytając ich o coś, ale oni jakby byli w swoim świecie. Wiedziałem, że się nie dogadamy.
Generalnie przez kilka minut trwała niezrozumiała wymiana zdań. Oni swoje, ja swoje. Oni o coś pytali i nie słyszeli odpowiedzi, ja pytałem, to odpowiadali na coś nie na temat. Nawet modlitwa była trudną sprawa. W końcu wstałem i pożegnałem się grzecznie. Kobieta zapytała: „To jak w końcu ksiądz ma na imię”? Westchnąłem, wiedziałem, że nie zrozumie, bo powtarzałem jej to 5 razy. W tym momencie z pokoju wyszła jakaś kobieta: „Dzień dobry, jestem ich córką. Widzę, że średnio się dogadujecie”. Podeszła do matki, zajrzała mamie za ucho i… włączyła aparat. Bez słowa wróciła do pokoju i zamknęła drzwi.
„Jacek, Jacek mam na imię” - stwierdziłem. "O, wspaniale księże Jacku, dziękujemy za odwiedziny, zapraszamy kiedyś na kawę” – odpowiedziała staruszka. Może za wiele nie pogadaliśmy, ale samo to, że poznała moje imię już było dla mnie ważne.
Przeczytaj niezwykłe historie z kolędy na kolejnych slajdach! Kliknij strzałkę lub na smartfonie przesuń palcem w prawo!