Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niemiecki głos w naszym domu. Politycy PO na skargę do Berlina

Janusz Życzkowski
Niemieccy politycy coraz śmielej dają do zrozumienia, że chcieliby zmiany władzy w Polsce. Kolejny przykład to słowa, jakie wypowiedziała saksońska minister Katja Meier na Festiwalu Góry Literatury na Dolnym Śląsku.

Opinie pani minister z Saksonii wpisują się w coraz dłuższą listę wypowiedzi, które atakują Polskę i jej władze. Tymczasem jedną z podstawowych zasad w dyplomacji międzynarodowej, która dotyczy sojuszników i państw funkcjonujących we wspólnocie demokratycznego świata, jest ta dotycząca nieingerowania w sprawy wewnętrzne oraz powściąganie języka w ocenie wewnętrznych uwarunkowań. Stosunek do tej praktyki wiele mówi o kulturze, a jeszcze więcej o intencjach osób, które stosują się do niej lub nie.

O ile przyzwyczailiśmy się do tego, że od czasu do czasu, ten czy inny polityk skrytykuje Polskę na forum Parlamentu Europejskiego, o tyle czynienie tego w tak otwarty sposób, jak to się stało w minionym tygodniu na Dolnym Śląsku, stawia pytania o granice, które nasz zachodni sąsiad coraz śmielej przekracza.

Kiedy Manfred Weber w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” stwierdził, że prowadzona przez niego Europejska Partia Ludowa jest jedyną siłą, która może zmienić polski rząd, w Polsce wywołało to konsternację. Konsternację, a dalej nerwowość opozycji, którą wiąże frakcja EPP. Niemiecki polityk, który w tak śmiały sposób zasugerował plan działań nad Wisłą, zrobił o jeden krok za daleko. Dobrym przykładem świadomości problemów, które spowodowały jego słowa, była reakcja eurodeputowanego Pawła Kowala na pytanie Grzegorza Jankowskiego w Polskim Radiu.

Nie będę komentował tej wypowiedzi Webera. Ona nie dotyczy Platformy Obywatelskiej, jest wyrwana z kontekstu. Wciska pan ciemnotę ludziom w Polsce. Kochani Polacy, to jest wciskanie ciemnoty, nie dajcie się w to wkręcić - histeryzował na antenie radiowej Jedynki Kowal.

Problem w tym, że mleko już się rozlało, a słowa Webera odbijały się coraz większym echem. Błyskawicznie zareagowali na to politycy Zjednoczonej Prawicy. Trudno się im dziwić. Prawo i Sprawiedliwość jest wrażliwe na narzucanie zewnętrznych narracji i od lat przekonuje, że związki opozycji z Niemcami zagrażają polskiej suwerenności.

Słowa szefa EPP, która wiąże ze sobą m.in. Platformę Obywatelską, potwierdziły wprost to, o czym wielu mówiło od dawna, a wielu innych próbowało przed opinią publiczną ukryć. Stały się też sygnałem, który dawał zielone światło na podobne w stylu i przekazie medialne coming outy.

Ledwie kilka dni później na antenie Deutschlandfunk Michael Gahler z CDU podzielił się planami Berlina wobec Warszawy. Kontekstem wypowiedzi była sprawa nielegalnych migrantów. Niemiecki polityk powiedział wprost, że „po wyborach Polska rządzona znów przez PO zaakceptowałaby narzucony przez Brukselę pakt migracyjny”.

Niemiecki szturm na Polskę
Coraz śmielej wypowiadane opinie na temat Polski, krytyka jej polityki wewnętrznej oraz otwarte wspieranie sprzyjających polityce niemieckiej partii nie są domeną jedynie przestrzeni publicznej poza granicami kraju. Niemieccy politycy coraz śmielej poczynają sobie również w Polsce.

Na zaproszenie organizatorów Festiwalu Góry Literatury fundacji Olgi Tokarczuk w ubiegłym tygodniu na Dolny Śląsk przyjechała saksońska minister ds. sprawiedliwości, demokracji, Europy i równego traktowania Katja Meier. Polityk wzięła udział w panelu, który stawiał pytania o to, czy Polska łamie prawa człowieka i uderza w środowisko LGBT.

Tendencyjna teza oraz dobór prelegentów wskazywał wprost, że debata w istocie stała się pręgierzem, pod którym postawiono Polskę, jej władze i ideowo konserwatywną część społeczeństwa.

Myślę, że to, co widzimy w Polsce i na Węgrzech, ale nie tylko o tych krajach trzeba mówić, świadczy o tym, jak bardzo odchodzi się od pewnych wartości, które traktowaliśmy jako wspólne. Atak na prawa mniejszości jest atakiem na demokrację - mówiła podczas spotkania Meier.

Dalej niemiecka polityk chwaliła działalność wulgarnej liderki Strajku Kobiet.

Napawa mnie otuchą, że jest tak wiele kobiet, które walczą o samostanowienie, o decydowanie o swoim ciele. Przypominam sobie, jak zaimponowała mi pani Marta Lempart, która w czasie pandemii, ryzykując poważną kolizję z prawem, była w stanie zorganizować gigantyczną demonstrację. To było bardzo imponujące - mówiła podczas dyskusji minister Meier.

Niemiecka polityk słowemm nie zająknęła się na temat wyroków, które zapadły w sprawie kontrowersyjnej aktywności Lempart.

Śmiałość dają im nasi rodzimi politycy
Skąd śmiałość, z jaką niemieccy politycy coraz częściej jasno dają do zrozumienia, że chcą zmiany władzy w Polsce i wprowadzenia proniemieckiego kursu Warszawy? Dzieje się tak, bo w kraju istnieją środowiska polityczne, które swoją postawą wprost zachęcają do takiego działania i stwarzają ku temu przestrzeń. W istocie opowiadają się również za ścisłą współpracą z niemieckim partnerem i oczekują zagranicznego wsparcia dla swojej aktywności.

Przykładów nie trzeba daleko szukać, choć oczywiście te najbardziej znaczące zasiadają w ławach Parlamentu Europejskiego i polskiego Sejmu. Nie trzeba też sięgać po głośne „fur Deutschland” Donalda Tuska ani obawy o „niemiecką bezczynność” Radosława Sikorskiego. Partyjne doły starają się dogonić swoich liderów w wysyłaniu wyrazów sympatii do Berlina.

Skandalicznych sytuacji z udziałem polskich polityków, którzy skarżą na własny kraj, również nie brakuje. Tu aktywnością wykazali się niedawno lubuska marszałek Elżbieta Polak oraz wiceprezydent Wrocławia Sebastian Lorenc. Oboje z Platformy Obywatelskiej.

Szefowa lubuskiego samorządu wzięła udział w niemieckiej konferencji poświęconej sytuacji na drugiej co do wielkości polskiej rzece. W swoim wystąpieniu apelowała o większą presję Komisji Europejskiej na polski rząd w sprawie Odry. Krytykowała
również rządzących za brak działań, które zapobiegną sytuacji podobnej do tej z zeszłego roku, kiedy wskutek niskiego poziomu wody i wyższego stężenia soli doszło do zakwitu złotych alg.

W przysłowiowy rękaw wypłakał się zachodnim sąsiadom także wiceprezydent Wrocławia. Sebastian Lorenc zabrał głos podczas przyjęcia w Generalnym Konsulacie Niemiec. Utyskiwał na jakość demokracji w naszym kraju i deklarował, że po wyborach Polska znowu zacznie się uśmiechać, a pierwszym krajem, do którego to zrobi, będą Niemcy.

Ostatnim proniemieckim akcentem Lorenca było wygumkowanie narodowości nazistów, którzy zamordowali lwowskich profesorów. Sytuacja była szeroko komentowana, a głos w sprawie zabrał Instytut Pamięci Narodowej.

Relacje polsko-niemieckie nie są ani proste, ani łatwe. Nie zanosi się również na to, żeby w przyszłości mogło się to diametralnie zmienić. Oczywiście, możliwe są postępy i wypracowanie wspólnych rozwiązań, ale trzeba mieć pełną świadomość rozbieżnych interesów oraz często sprzecznych planów.

Paradoksalnie to, co może przeszkodzić w budowaniu wzajemnych relacji, to nie zdecydowana i suwerenna postawa, ale uległość i pokładanie nadziei we wsparciu Berlina. Piszą o tym sami Niemcy w cytowanym przez Deutsche Welle artykule dziennika „Der Spiegel”. Analizując wzajemne relacje, ambasador Niemiec w Polsce Thomas Bagger zauważył, że „Niemcy są dla wielu Polaków punktem odniesienia, natomiast dla wielu Niemców Polska jest tylko jednym z wielu sąsiadów”.
I warto te słowa zapamiętać.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Niemiecki głos w naszym domu. Politycy PO na skargę do Berlina - Gazeta Lubuska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska