18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najszybszy kierowca Bliskiego Wschodu (ZDJĘCIA)

Adam Radoliński
Cmentarz w starej dzielnicy Damaszku
Cmentarz w starej dzielnicy Damaszku Adam Radoliński
Zapakowani w pięciu z bagażami w jęczącego z wysiłku Forda, staramy się przekroczyć granicę iracko - turecką. Problem w tym, że pewny siebie kierowca stara się ominąć kilkudziesięciometrową kolejkę i lawirując między pachołkami blokującymi wjazd, a ciężarówkami stara się przebić na zamknięty dla ruchu pas.

Jak można było się spodziewać, wywołuje to głośne protesty zarówno innych taksówkarzy jak i kierowców ciężarówek. Efekt: wrzask i trąbienie, co przy temperaturze 46 stopni nie bardzo pozwala się rozluźnić.

Sprawę wyjaśnia tajniak, który każe nam zjechać na bok, a po niespełna kwadransie zabiera nas na osobny pas i przeprowadza gruntowana kontrole bagażu i auta.

Okazuje się, że trzech Kurdów przemyca ukryte miedzy ubraniami papierosy. Widząc to tracimy wiarę w szybkie przekroczenie granicy. Nasz kierowca okazuje bardzo obrotnym człowiekiem - bierze jednego z celników na bok i po chwili jedziemy już przez most łączący Irak i Turcję.

Tym co naprawdę nas niepokoi, są latające nad naszymi głowami trzy helikoptery Balck Hawk, które wyraźnie nie przypadają do gustu tureckim żołnierzom. Dwóch z nich co chwilę spogląda w górę, rzucając przy tym jakieś przekleństwo. Jeden z nich łamaną angielszczyzną zwraca się do nas:

- Lepiej niech nie przekroczą granicy, bo ja bez wahania będę do nich strzelał.

Nad naszymi głowami trzy helikoptery Balck Hawk. - Lepiej niech nie przekroczą granicy, bo ja bez wahania będę do nich strzelał

Puszczamy jego słowa mimo uszu, tym bardziej ze nasz kierowca kolejny raz wykazuje się doskonałymi znajomościami, dzięki którym omijamy kolejkę i wjeżdżamy tuż przed budkę tureckiego celnika. Całej sytuacji towarzyszą oczywiście krzyki, trąbienie i uderzanie w samochód. Wszyscy, łącznie z kierowca, nie przejmują się tym za bardzo i w spokoju poddają się kontroli celnika.

Gdy wjeżdżamy do Turcji na zegarku mija już 13, a my w planach mamy jeszcze dotarcie tego dnia do Syrii. Już jednak po godzinie jazdy autobusem do przygranicznego Nusajbin wiemy ze nasz plan spali na panewce. Granica zamykana jest bowiem o godzinie 16, a autobus mimo zapewnień kierowcy, wlecze się niesamowicie.

Senne Nusajbin wita nas niespodzianie chłodno. Ludzie, którzy podobnie jak w Iraku są Kurdami, zachowują daleki dystans. Pierwsze przejawy serdeczności spotykamy dopiero w hotelu, gdzie właściciel, słysząc że jesteśmy fanami Kurdystanu, daje nam 20 lirów upustu.

Hotel usytuowany jest niespełna 200 metrów od granicy, którą - jak dowiadujemy się od żołnierza pilnującego przejścia - otwierają około 9 rano. Jako że tego dnia jedliśmy tylko śniadanie, wybieramy się w miasto by coś przegryźć. Po kilku krokach zaczepia nas dwóch Kurdów, którzy ofiarują nam swoja pomoc w znalezieniu dobrego i taniego jedzenia. Po kilku minutach i przekroczeniu paru przecznic stajemy przy ulicznym straganie, na którym sprzedawca opieka coś przypominającego szaszłyk.

- To znakomite jedzenie - zapewnia nas 21 letni Cesur Emen - pożywne i charakterystyczne dla tego regionu. To znakomicie zgadzamy się wspólnie - A co to jest?

- Baranie jelita! - odpowiada z uśmiechem Cesur.
Słysząc to zaglądamy sobie głęboko w oczy. No tak, smaki Bliskiego Wschodu - mowie głośno. Może nie uwierzycie, ale powiem wam, że te jelita były niczego sobie. Mocno podsmażone na ruszcie, następnie drobno posiekane z cebula i ponownie podsmażone, a podawane w pikantnej i słonej posypce w chrupiącej bułce. Nie znaczy to ze bym się tym zajadał, ale brzmi to znacznie gorzej niż smakuje.

Po pożywnej kolacji idziemy wspólnie na piwo. Początkowo niechętny Cesur, w półmroku i - jak sam mówi - na ziemi niczyjej, zaczyna otwarcie mówić o kłopotach swojego narodu.

Opowiada między innymi że jeden z jego przyjaciół, aktywista zdelegalizowanej Partia Pracujących Kurdystanu, został zastrzelony podczas protestów, a prasa opisała cale zdarzenie jako zamieszki dwóch grup w wyniku których zmarł jeden z uczestników.

Z każdą minuta Cesur wylewał z siebie oraz więcej cierpienia, a my staraliśmy się zrozumieć jak mogą czuć się Kurdowie w Turcji. Po kilku minutach jego monologu, wiemy ze w tym kraju jest im naprawdę źle.

Nie mogą otwierać sklepów sprzedających narodowe symbole, czy nawet nazwać nowo narodzonych dzieci tradycyjnymi imionami kurdyjskimi. Wielu z nim odmawia się wydania nie tylko paszportów, ale i dokumentów potwierdzających tożsamość. W konsekwencji tego nie mogą oni podjąć żadnej legalnej pracy, co systematycznie spycha coraz większa ilość Kordów na granice ubóstwa.

Jeden ze spotkanych kolegów Cesura zaprasza nas do klubu bilardowego. W meczu Europa - Kurdystan byliśmy górą

Kiedy zaczyna mówić o swoich studia w jego oczach pojawia się ogień.

- Za każdym razem kiedy powiem otwarcie ze jestem Kurdem, ktoś na mnie napada. Pobili mnie już za to kilkunastokrotnie. - cedzi przez zęby Cesur. - A to wszytko ma miejsce w Istambule, mieście uważanym za Europejska stolicę tego kraju. A kiedy staramy se bronić, media mówią o
zamieszkach wywoływanych przez Kurdów. A my musimy przecież się bronic...

Po tych słowach zapada długie milczenie, wszyscy czujemy ze nic więcej nie można już dodać w tej sytuacji.

Mija kilka minut i w zamyśleniu ruszamy w stronę miasta, kiedy pojawiają się inne osoby napięcie panujące w powietrzu, rozrzedza się. Choć zbliża się już północ, na ulicach nadal przewija się mnóstwo ludzi. Jeden ze spotkanych kolegów Cesura zaprasza nas do klubu bilardowego, gdzie napięta banka emocji pęka w bezpośrednich pojedynkach Europa - Kurdystan. Co by nie powiedzieć - Polska gorą!

Ranek 10 lipca. Staramy się dostać jak najszybciej do Palmymery. Do formalności i przepychania się na przejściach granicznych już przywykliśmy. Jeszcze ostatni wywiad z policjantem na granicy i stajemy oficjalnie na syryjskiej ziemi. Spod przejścia granicznego zabieramy się na dworzec, siedząc na pace pickupa. Po kilku minutach jesteśmy już w klimatyzowanym biurze i dostajemy do ręki bilety.
Kiedy mamy zamiar wsiąść do podstawionego autobusu, zaczepia nas nieznajomy mężczyzna oznajmiając, że przed wyjazdem musimy porozmawiać z policją. Kiedy pytam po co, ucina krotko - To dla waszego bezpieczeństwa, będę waszym tłumaczem.

Kiwający się w skórzanym fotelu oficer witając nas nawet nie podnosi wzroku. Zwraca się do tłumacza pytając nas o imiona nazwiska i cel podroży. Następnie ogląda paszporty, po czym każe je skserować i nam dziękuje.

Cała sytuacja jest tym dziwniejsza, że kilka minut wcześniej tę sama procedurę przeszliśmy na granicy. Kiedy o tym wspominam, tłumacz mówi że nie ma to znaczenia i powtarza, że to dla naszego bezpieczeństwa.

Po przyjeździe do Palymery staramy się nie tracić więcej czasu i wykorzystać ostatnie parę godzin kończącego się już dnia. Ruiny robią wspaniale wrażenie, tym bardziej że późnym popołudniem jesteśmy niemal jedynymi osobami spacerującymi po tej księdze historii.

Mimo że nie skupiamy się na każdym kamieniu, spacer zajmuje nam prawie trzy godziny. A że słonce w Syrii zachodzi po 20, do hotelu wracamy już w zupełnych ciemnościach. Chcemy wypocząć, wiedząc że kolejnego dnia czeka nas pobudka o wschodzie słońca, by zdobyć miejsce w autobusie do Damaszku.

Mimo że wstajemy o 5, nasz plan szybkiego dotarcia do stolicy kraju okazuje się niemożliwy do zrealizowania. W kolejnych przyjeżdżających na prowizoryczny dworzec autobusach nie ma miejsc. Decydujemy się wiec dostać do Damaszku przez Homs.

Najszybszy Kierowca Bliskiego Wschodu nie robi sobie nic z pędzących z naprzeciwka ciężarówek, jazdy na trzeciego, pod prąd czy wyprzedzaniu z prawej strony

I choć Palymere i Homs dzieli niemal 200 km, podroż mija zaskakująco szybko. Wszytko to za sprawa Najszybszego Kierowcy Bliskiego Wschodu. Jeżeli sadziliście, że prawdziwe emocje można przeżyć jedynie jeżdżąc w kolejce górskiej, to zupełnie się myliliście.

Najszybszy Kierowca Bliskiego Wschodu nie robi sobie nic z pędzących z naprzeciwka ciężarówek, jazdy na trzeciego, pod prąd czy wyprzedzaniu z prawej strony. Dla najszybszego Kierowcy Bliskiego Wschodu liczy się klakson i pedał gazu wciśnięty do dechy. A to wszytko wliczone w cenę biletu.

Po emocjach podroży zderzyliśmy się z rzeczywistością Homs, miasta które w większości przewodników opisywane jest jako brudne i niegodne uwagi. Nam, choć choć jesteśmy tu zaledwie 2 godziny, Homs przypada do gustu.

Niewielki ale pełen życia Suk (arabskie targowisko), który choć brudny jak żaden inny, ma niepowtarzalny klimat, doskonale określający to miasto. W jednej z brudnych uliczek targowiska spotykam mówiącego doskonałą polszczyzna araba, który zaprasza nas na nocleg. Nasz azymut wycelowany jest jednak na Jordanię. Ale obiecuje niedoszłemu krajanowi, ze odwiedzę go w drodze powrotnej do kraju.

Ale o tym już w kolejnej części.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska