Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Misje to jego życie

Grażyna Szyszka
Nasz żołnierz bronił City Hall w irackiej Karbali. Za odwagę za otrzymał Krzyż Wojskowy.

Kapitan Marek Bocian był jednym z żołnierzy, którzy w 2004 roku obronił przez rebeliantami City Hall - ratusza, w którym znajdowała się siedziba władz irackiej prowincji Karbala. Razem z bułgarskimi żołnierzami i ze swoim plutonem z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza, przez kilka dni skutecznie odpierali ataki irackich bojowników. Obrońców City Hall było niespełna 50. Nikt nie zginął, tymczasem po stronie rebeliantów straty były znaczne.

Niezwykła historia obrony Karbali stała się kanwą polskiego filmu fabularnego, który rok temu przyciągnął do kina wielu widzów.

- Nie oglądałem go i nie zamierzam - przyznaje głogowianin. - Wiem, że film w dużej części to kinowa fikcja.

Był dowódcą plutonu rozpoznawczego

27-letni wówczas porucznik Marek Bocian z stacjonował w Camp „Lima” na obrzeżach miasta. Był w Iraku od grudnia 2003 roku, a w lipcu 2014 roku jego zmiana dobiegała końca. Pełnił funkcję dowódcy plutonu rozpoznawczego. Do jego obowiązków należało patrolowanie okolicy w promieniu 30 km, rozpoznawanie obiektów i między innymi eskortowanie grup współpracujących z ludnością cywilną. Polscy żołnierze poruszali się po Iraku honkerami, które często sami wzmacniali dodatkowymi blachami.

- Było niebezpiecznie, ale człowiek z czasem przyzwyczaja się do tego, że trzeba mieć oczy dookoła głowy - przyznaje głogowianin. - Bywało i tak, że w pobliżu naszego samochodu eksplodowały miny.

W kwietniu 2004 roku, za sprawą rebelii pod dowództwem szyickiego duchownego Muktada as-Sadra, w Iraku robiło się coraz bardziej niespokojnie. Tuż przed atakiem na City Hall porucznik Marek Bocian czuł, że coś się święci. W budynku zostali tylko polscy i bułgarscy żołnierze, którzy nie mieli wsparcia w irackich siłach sprzymierzonych. Ci, w większości, albo uciekli, albo zabierając broń i kuloodporne kamizelki, przyłączyli się do rebeliantów.

Kiedy się zbliżali ujadały psy

-Do wymiany ognia dochodziło najczęściej w nocy -wspomina dziś kapitan Marek Bocian. - Kiedy się zbliżali, ostrzegało nas ujadanie psów. Irakijczycy uważają te zwierzęta za nieczyste i obrzucają je kamieniami, dlatego na nich szczekają. Rebelianci napierali na ratusz, a potem się wycofywali zostawiając za sobą dziesiątki ciał. W nocy strzelali do nas z karabinków, karabinów maszynowych, z AK 47 i granatników. W dzień życie wracało do normy. Atakowali, bo ich celem było zdobycie siedziby władz prowincji, które oznaczało przejęcie władzy w mieście.

Kpt. Marek Bocian przyznaje, że najgorsze było czekanie na atak. W czasie walk czuł strach, ale taki, który mobilizował go do działania. - W trudnych sytuacjach jestem opanowany i chłodno analizuję przebieg zdarzeń - mówi. - Decyzje muszą być szybkie, bo chwila zwątpienia może kosztować życie.

Na pytanie, czy wie, ilu rebeliantów zginęło z jego ręki, kapitan odpowiada. - Kilku, ale nie myślę o tym. Nie miałem wyboru - albo ty zabijesz, albo oni ciebie.

Głogowianin przyznaje też, że po walkach w Karbali doskonale wie, czy świszczące kule są blisko, czy na tyle daleko, że nie zagrażają życiu. Zwłaszcza po tym, gdy jedna z nich w City Hall przeleciała bardzo blisko jego głowy.

Podczas obrony okazało się jednak, że nie wszyscy mieli tak stalowe nerwy, jak głogowianin. Dowódca wspomina, że jednemu z żołnierzy trzeba było odebrać broń, bo mógł zrobić krzywdę i sobie i kolegom.

Walki o City Hall trwały ok. półtora tygodnia. Polscy i bułgarscy żołnierze obronili budynek i jak się potem okazało, był to jedyny taki przypadek w całym Iraku. Pozostałe obiekty albo zostały zdobyte przez rebeliantów, albo oddane przez wojska sprzymierzone.

Kpt. Marek Bocian jest absolwentem I Liceum Ogólnokształcącego w Głogowie. Twierdzi, że żołnierzem chciał być od zawsze. Kocha to zajęcie i nie wyobraża sobie innego. Mimo niebezpieczeństwa ciągnie go na zagraniczne misje, bo może sprawdzać w praktyce to, czego się nauczył. Oprócz Iraku był też w Afganistanie, gdzie spędził 14 miesięcy na dwóch zmianach pod rząd (październik 2012 - grudzień 2013). - W naszym środowisku nazywamy to syndromem misjonarza - wyjaśnia kapitan Marek Bocian. -Na misji jest adrenalina, której po powrocie do domu z czasem zaczyna boleśnie brakować.

O tym, co zrobili polscy żołnierze w Karbali, przez kilka lat nikt w kraju oficjalnie nie wiedział. Sami bohaterowie z City Hall też się tym nie chwalili. Temat wracał jedynie wtedy, gdy spotykali się we własnym gronie. I tak zostało do dziś. - Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie nas - twierdzi pan kapitan. - W miarę blisko, bo w Lesznie służy mój kierowca z Iraku Grzegorz Chorążak, z którym utrzymuję kontakt. Reszta plutonu rozjechała się po Polsce.

Odwaga i zasługi kapitana Marka Bociania, który obecnie służy w 4. Głogowskim Batalionie Inżynieryjnym, zostały docenione. W 2008 roku został odznaczony Krzyżem Wojskowym. To polskie odznaczenie nadawane od 2007 roku za czyny bojowe w czasie pokoju oraz za zasługi w działaniach przeciw terroryzmowi lub podczas operacji pokojowych i stabilizacyjnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska