Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Mam to szczęście, że jestem szczęśliwa” – rozmowa z artystką Anną Malicką-Zamorską

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
"Cały czas powtarzam, że bardzo lubię robić to co robię. Lubię też same prace. To dla mnie wciąż rodzaj zabawy z materią, swoistego dowcipu."
"Cały czas powtarzam, że bardzo lubię robić to co robię. Lubię też same prace. To dla mnie wciąż rodzaj zabawy z materią, swoistego dowcipu." Paweł Relikowski
Ciepła, radosna i piękna jest nie tylko nowa wystawa, którą od dziś (8 marca) możemy oglądać w oddziale Muzeum Miejskiego Wrocławia w Starym Ratuszu, ale także i osoba, która stoi za tą niezwykłą ekspozycją. Anna Malicka-Zamorska, absolwentka ceramiki wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, obchodzi właśnie 55-lecie pracy twórczej. Mimo okrągłego jubileuszu, prace artystki wciąż są świeże i aktualne.

Poza ceramiką, posługuje się Pani wieloma innymi technikami. Na wystawie dostrzegamy drewno, mech, sznury…

Rzeczywiście, budowałam dawniej moje prace z drewnem czy sznurem, który odgrywał w nich dużą rolę. Mech jest pomysłem na zaaranżowanie scenerii. W końcu to „Sny w ogrodzie”. Niech im będzie zieloniutko i pięknie.

No właśnie, całość jest wręcz baśniowa!

Cały czas powtarzam, że bardzo lubię robić to co robię. Lubię też same prace. To dla mnie wciąż rodzaj zabawy z materią, swoistego dowcipu. Na przykład głowy, które stworzyłam w tym roku są zabawne, bo na ich czubkach siedzą smoki, lub dlatego, że mają wiele par oczu.

I w dodatku się uśmiechają, zupełnie jak Pani. Czy to zatem obraz Pani pogody ducha?

Ja po prostu… mam to szczęście, że jestem szczęśliwa!

Za naszymi plecami stoi rzeźba „Pasterz” zawierająca pewne elementy biograficzne (odlew twarzy i dłoni – red.). Czy ma ona dla Pani szczególne znaczenie?

Ona niegdyś nazywała się inaczej. Tytuł brzmiał: "jestem szczęśliwa". Wszystkie prace tego typu wówczas miały tylko prawe stopy. „Wstałam dzisiaj prawą nogą, jestem szczęśliwa”. Muszę tu powiedzieć, że odlanie dłoni, czy twarzy nie jest takim problemem jak odlanie stopy.

A dlaczego?

Bo to potwornie łaskocze... (śmiech)

Ile lat pracy jest na tej wystawie?

Najstarszą tu pracą jest „Szczęśliwa chmura” – pochodzi z lat 70. Przyjechałam do Wrocławia w wieku lat siedemnastu i od tamtej pory tu jestem. Wtedy też, od razu dostałam się na ASP. Twórczo pracuję od roku 1967. Wystawiam, sprzedaję, brałam udział w konkursach. Na etacie w całym moim życiu pracowałam przez dwa tygodnie.

Zawsze więc było dobrze?

Przychodziły dni, kiedy zastanawiałam się, czy kupić bułkę, czy może lepiej nie, albo czy kupić dziecku banana, czy się może wstrzymać. Ale zawsze akurat w jakiejś galerii sprzedawał się wtedy drobiazg, który przynosił pieniądze. I tak cały czas. Właściwie mój jubileusz 80 lat życia łączy się w tym roku z 55 latami pracy twórczej. Czyli jestem…

Długo na rynku?

Można to tak określić! Miałam też dużo szczęścia do profesorów. Najpierw prowadził mnie profesor Stanisław Dawski, później profesor Krystyna Cybińska. Oboje rozbudzali inwencję twórczą i uczyli nas jak obchodzić się z gliną. Dodatkowo pani profesor zawsze uczyła mnie, bym się nie bała. Że zawsze po wyczerpaniu tematu nadejdzie zupełnie nowy. Ona także pokierowała moim życiem w taki sposób, że z jakiegoś powodu oddała mi swoje miejsce na plenerze międzynarodowym w Czechach, gdzie spotkałam całą elitę ówczesnej ceramiki.

No właśnie, należała Pani przecież do Akademii Ceramiki?

Od 2018 roku już nie jestem czynnym członkiem Akademii. Ze względu na problemy finansowe spowodowane chorobą nowotworową i śmiercią męża, nie mogłam już opłacać składek. Ale na początku kariery miałam właśnie wiele szczęścia, że ludzie, którzy mieli już wystawy w muzeach, od razu mnie zaakceptowali. Ze swoimi pracami pojechałam do Stanów, Włoch, Francji, Niemiec, czy Australii, choć takie wyjazdy, wówczas graniczyły z cudem. Potem i ja zaczęłam oddawać moje miejsca na plenerach artystom, których uznawałam za cennych.

Czy mogę tutaj Panią zapytać o zdrowie?

Lepiej nie mówić… Ale musi być dobrze! Mam taką kretyńską chorobę – autoimmunologiczne zapalenie reumatyczne. To potwornie bolesne schorzenie, które wymaga zażywania silnych leków przeciwbólowych. Czasem nie mogę ruszyć ręką, by choćby podrapać się w głowę. Proszę też kota, by sam zszedł z mojej nogi, bo mnie boli. Nigdy nie wiem jak długo będzie trwał ból i co mnie będzie bolało.

Ale nadal Pani tworzy?

Kiedy tylko mnie nie boli, gnam do pracowni.

Czyli praca jest pani życiem?

Zdecydowanie.

A kogo spodziewa się Pani na dzisiejszym wernisażu?

Nie spodziewam się tłumów. Będzie to wydarzenie o charakterze rodzinnym, bo przyjdą tu osoby, na których szczególnie mi zależy. Mam na szczęście sporo przyjaciół, ale takich prawdziwych, którym ufam i, którzy ufają mnie. Poza nimi na przykład przyjdą tu dziś moje wnuki. Wystawę zaś można oglądać do końca kwietnia.

Do kogo kieruje Pani tę wystawę?

Do wszystkich którzy lubią bajki, koty i kicz. Na pewno się tu uśmiechną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska