Weźmy niedawny finał Ligi Mistrzów z udziałem trójki Polaków. Po tym, jak Robert Lewandowski strzelił w półfinale tych rozgrywek cztery gole Realowi Madryt, stał się idolem dla wielu rodaków. Grając przeciwko Bayernowi, Lewandowski miał ostre starcie z Jerome Boatengiem, po czym stanął leżącemu na murawie rywalowi na nogę. Każdy, kto choć raz widział z bliska buty piłkarskie, rozumie, że celem tego postępku było zadanie bólu.
Na powtórkach dokładnie widać, że nie miało to nic wspólnego z bezkompromisową walką o piłkę. Gorzej, że pytany po meczu o tę sytuację Lewandowski skłamał. Niewiniątko z siebie zrobił, zamiast przeprosić za bezsensowną brutalność. Dodajmy, że od nowego sezonu Polak będzie podobno grał w Bayernie, więc z Boatengiem spotka się w szatni. A najlepsze, że Lewandowski należy do grona naszych sportowców, którzy nie ukrywają swej religijności i jakiś czas temu wzięli udział w afirmacyjnej akcji "Nie wstydzę się Jezusa". Robercie, pomyśl, może Jezus się wstydzi.
Jeśli ktoś miał jeszcze trochę szacunku do Lecha Wałęsy, to mógł go stracić po jego bezmyślnych atakach na Bogdana Borusewicza, obecnego marszałka Senatu, z którym wspólnie przygotowali w 1980 r. strajk w Stoczni Gdańskiej. Ktoś przemówił w końcu do rozumu legendarnemu przywódcy Solidarności, który przez kilka dni z uporem osła walczył o miano żenady roku.
Prawicowi publicyści zagotowali się po tym, jak w "Polityce" ukazał się tekst prof. Andrzeja Romanowskiego o bohaterze narodowym - rotmistrzu Witoldzie Pileckim ("żołnierzu niezłomnym"). Autor zauważył, że z dokumentów opublikowanych przez IPN w albumie gloryfikującym Pileckiego wynika, iż po aresztowaniu przez bezpiekę zaskakująco szybko wsypał swoją współpracownicę, a układny list do Józefa Różańskiego, dyrektora Departamentu Śledczego w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, napisał... wierszem. Z tymi faktami krytycy Romanowskiego nie polemizują, natomiast walą z grubej rury: skoro rotmistrz był zdrajcą, to dlaczego wykonano na nim wyrok śmierci?
Nie, Pilecki nie był zdrajcą. Wałęsa też nie, choć w papierach nazywano go "Bolkiem". Lewandowski nie zdradził Jezusa. Po prostu wybitny człowiek nie może mieć w życiorysie najmniejszej skazy, chwili słabości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?