Tym większy był szok i niedowierzanie kiedy Bank Centralny Szwajcarii ogłosił 15 stycznia, że rezygnuje z obrony kursu franka w stosunku do euro. Jak powiedziała mi Halina Kochalska, analityk finansowy, eksperci rynku finansowego też byli zaskoczeni, choć tak nie do końca. Doskonale bowiem wiedzieli o tym, że Bank Centralny Szwajcarii już od września 2011 roku bardzo walczy o to, aby obronić kurs franka wobec euro. Chodziło o to, aby frank nie był zbyt mocny w stosunku do euro, bo oznaczałoby to spadek opłacalności szwajcarskiego eksportu. Teraz jednak szwajcarski bank się poddał. Dlaczego? Widocznie uznano, że koszty takiej interwencji na rynkach walutowych są już zbyt wysokie. Co więcej, Europejski Bank Centralny, chcąc pobudzić koniunkturę w strefie euro, osłabia europejską walutę, niwecząc tym samym wysiłki Banku Centralnego Szwajcarii.
Te wielkie rozgrywki uderzają jak obuchem w głowę w polskich „frankowiczów”. Każde 10 groszy wzrostu kursu franka do złotego oznacza bowiem miesięczną ratę spłaty kredytu mieszkaniowego wyższą o ok. 50 złotych (przy kredycie o wartości 300 tys. zł zaciągniętym w 2008 roku). Kurs franka już poniżej 4 złotych był nie do udźwignięcia przez tysiące rodzin, które nieświadome wielkiego ryzyka pożyczały we franku, a banki ich do tego namawiały. Co będzie teraz? Kurs w granicach 4,5 zł i więcej, to już prawdziwy dramat nawet dla bardziej zamożnych osób. Wartość kredytu do spłacenia rośnie niebotycznie i wielu wypadkach przekracza już wartość lokalu. Wymarzone mieszkanie stało się finansową pułapką. Kto za to zapłaci: ten który zaciągnął kredyt, bank, czy może jak zwykle podatnik, gdy będzie coraz więcej upadłości konsumentów?
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?