Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuba Badach nie chce być gwiazdą

Marta Wróbel
Z wokalistą i kompozytorem Kubą Badachem rozmawia Marta Wróbel.

W środę we Wrocławiu w ramach Muzycznej Strefy Radia RAM zaśpiewasz piosenki Andrzeja Zauchy ze swojej płyty "Obecny - Tribute to Andrzej Zaucha". Wkrótce ukaże się trzeci album zespołu Poluzjanci, w którym jesteś wokalistą. A ja chciałabym się dowiedzieć, kiedy w końcu mój ulubiony wokalista wyda solowy album?

Dziękuję za komplement. Mam nadzieję , że solowy, autorski album uda mi się wreszcie nagrać i wydać w przyszłym roku. Większość utworów na tę płytę jest praktycznie gotowa, wystarczyłoby wejść do studia i rozpocząć proces produkcyjny. Ale na to potrzebny jest czas, a ja ostatnio jestem niestety bardzo zajęty. 21 października ukazuje się trzecia płyta Poluzjantów, na której znajdą się nie tylko moje kompozycje, także Grzegorza Jabłońskiego ze świetnymi tekstami Janusza Onufrowicza. Wcześniej nagrywałem krążek z kompozycjami z repertuaru Andrzeja Zauchy, cały czas koncertuję z Poluzjantami i zespołem The Globetrotters. Poza tym dużo czasu spędzam w studiu nagraniowym.

Skąd pomysł na nagranie płyty z utworami znanymi z repertuaru Zauchy?

Od kilku lat na polskim rynku muzycznym pojawiają się płyty, które są ukłonem artystów młodszego pokolenia w stronę m.in. Czesława Niemena, Marka Grechuty czy Agnieszki Osieckiej. Nikt jednak nie pochylił się jeszcze nad utworami z repertuaru tego znakomitego, wszechstronnego wokalisty. Na pomysł, żeby nagrać taki album, wpadliśmy wspólnie z moją byłą menedżerką Ewą Sokołowską już w 2002 r. Występowałem zresztą nieraz w przeszłości z Andrzejem Zauchą na scenie. Kiedy w końcu dwa lata temu dostaliśmy z aranżerem i producentem Jackiem Piskorzem zielone światło od wydawcy, zaaranżowaliśmy te piosenki po swojemu. To okołojazzowe, akustyczne granie. Może z wyjątkiem utworu "Myśmy byli sobie pisani", który brzmi trochę bardziej elektronicznie niż inne.

W 1989 r. podczas koncertu "Artyści dla Rzeczypospolitej" Twój występ zapowiadali Roman Polański i Michaił Barysznikow. Byłeś dziecięcą gwiazdą. Nie podzieliłeś jednak losu Krzysztofa Antkowiaka, który jako dziecko zapraszany był wszędzie, a potem właściwie zniknął ze sceny. Od lat nagrywasz, ale Fryderyka dla najlepszego wokalisty dostałeś dopiero w tym roku. Wydaje się, że nie zależy Ci na byciu gwiazdą.

To prawda. Wolę być muzykiem. Nigdy nie zależało mi na tzw. karierze. Chciałem skończyć szkoły muzyczne i grać dźwięki, które lubię. Po wyśpiewaniu w towarzystwie Roberta Jansona w 1997 r. przeboju "Małe szczęścia", miałem wiele propozycji, które pewnie sprawiłyby, że stałbym się bardziej popularny, ale nie byłem nimi zainteresowany. Nie chciałem podzielić losu innych artystów, którzy przez dwa lata byli na piedestale, a potem z hukiem z niego spadali. Dla mnie wybór: robienie tzw. kariery czy granie ze świetnymi muzykami, zresztą moimi byłymi profesorami, w The Globetrotters, był oczywisty.

Odnoszę jednak wrażenie, że u nas świetne męskie głosy, które oscylują gdzieś w klimatach muzyki soul, okołojaz-zowej lub pokrewnej, mają trochę pod górkę. Mietek Szcze-śniak, Mateusz Krautwurst i Kuba Badach powinni święcić triumfy na listach przebojów, a tak nie jest.

W tej chwili na świecie powstaje albo muzyka, albo produkty muzykopodobne. Podobnie jest we współczesnych czarnych dźwiękach, do których coraz częściej wkrada się dyskoteka. Ja ostatnio słucham m.in. Max-wella, Seala, podoba mi się najnowszy album Mars Volty. I dalej robię swoje. A frekwencja na koncertach Poluzjantów pokazuje, że o gust publiczności także nie trzeba się specjalnie martwić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska