Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Rozwód: Jak być szczęśliwym w życiu? Nigdy nie narzekać!

Redakcja
10 października obchodził 100. urodziny. Księdzem został niemal 75 lat temu. Przez całe życie kierował się słowami modlitwy: "Bądź wola Twoja". Mimo podeszłego wieku wciąż trzymają się go żarty. Z księdzem kanonikiem Franciszkiem Rozwodem, najstarszym kapłanem Archidiecezji Wrocławskiej, rozmawia Marek Zoellner

Bardzo dużo piszą o Księdzu w internecie. Czytał Ksiądz?
Nie. Nie znam internetu. Ale wiem. Inni mi opowiadają.

Ksiądz jest przeciwnikiem nowych technologii?
Uważam, że postęp ludzkości jest szalony. Dawniej ludzie patrzyli, jak Słońce kręci się wokół Ziemi. I było dobrze przez tyle wieków. Potem nagle Ziemia zaczęła się kręcić wokół Słońca. A teraz mówią znów, że będą jakieś tam inne zaburzenia. Postęp w życiu jest konieczny i jest dobry, ale ludzie powinni pamiętać, za co mają dziękować Bogu. Wykorzystywać ten postęp, ale nie po to, żeby zwalczać Boga. Bo tylko ten jest naprawdę szczęśliwy, kto we wszystkim widzi wolę bożą. Pan Bóg dał człowiekowi życie jako wielki dar. Potem dał zdolności jako wielkie dobrodziejstwo. Dał przydział do pracy jako wynagrodzenie. A kapłaństwo dał jako wielki przywilej. Jeżeli ktoś się tym kieruje, to będzie szczęśliwy. A jeżeli uważa, że od niego się świat zaczyna, to ani internet mu nie pomoże,ani cała reszta.

Przeżyć 100 lat to wielki dar. Ale i wielkie brzemię...
Inaczej odczuwa człowiek młody, inaczej starszemu czas biegnie. Mnie, człowiekowi, który skończył już 100 lat, życie upłynęło szybko i było bardzo urozmaicone. Trzy wojny światowe przeżyłem. Byłem ścigany na froncie przez jednych, drugich i trzecich. Zaufałem Bogu i uważam, że On kieruje losami człowieka. I chce przeze mnie pokazać, że kto jest z Bogiem, ten przetrzyma wszystko.

Trzy wojny światowe?
No tak. Pierwsza światowa to wiadomo. Potem ta druga, jak napadli Niemcy, a po nich za trzy tygodnie przyszli Sowieci. Przeżyłem to już jako ksiądz w miasteczku powiatowym koło Lwowa. Z Sowietami przez dwa lata byłem.A potem znów Niemcy przyszli i całe miasto zbombardowali. To była ta trzecia wojna. Ze wszystkich wyszedłem zwycięsko.

Ksiądz przeżył to, o czym dzisiaj uczą w szkołach.
Żeby moje życie opowiedzieć, trzeba by cały gruby tom zapisać. Można zacząć tak: pochodzę z województwa lwowskiego. Lwów, powiat Bóbrka, parafia Hodorów, a wioska moja Żyrawa. Odległa od Hodorowa o cztery kilometry. Tam się urodziłem i stamtąd do szkoły cztery kilometry po polnych drogach, w błocie chodziłem. Potem buty myć było trzeba. Nie czyścić. Najpierw myć, potem podsuszyć, a dopiero potem pastę nakładać. Tam zdałem maturę, a po niej wstąpiłem do seminarium we Lwowie. W 1937 roku, 20 czerwca, zostałem wyświęcony na kapłana. 74 lata minęły, 75. się zaczął.

Ile Ksiądz Rozwód przez ten czas udzielił ślubów?
O, tego nie da się zliczyć.

A nazwisko nie przeszkadzało nigdy?
Z takim nazwiskiem jest bardzo przyjemnie. Ludzie od razu mają wpisane "Rozwód". Muszą się szanować, żeby dotrzymać przyrzeczenia i żeby im się ten rozwód nie spełnił. Z kolei ja sam wziąłem rozwód ze światem, a ślubowałem Bogu. I we wszystkim, co mi się przydarzyło i co się działo, widzę boży palec.

To wróćmy jeszcze do tych nowych technologii. Bo Ksiądz w młodości przecież też nie uciekał przed nimi i miał dość ciekawe hobby.
Hobby to ja mam trzy. Trochę bujać o sobie - to jedno, ale o nim na końcu. Drugie to kolekcjonowanie znaczków. Jestem filatelistą. Miałem już nawet zbiór od początku państwa polskiego, ale te przez wojenne lata podarowałem jednemu krewnemu. Teraz mam wszystkie roczniki od Polski Ludowej do obecnego. No i tak je sobie przeglądam. A oprócz tych znaczków bardzo lubię oglądać zdjęcia z albumów. Mam ich wiele. Sam zresztą byłem kiedyś zawodowym fotografem. W 1938 roku nikt jeszcze nie miał aparatu, tylko ja. Nie pamiętam już jego nazwy, jakiś migawkowy był. Robiłem zdjęcia przeróżne, na kliszy szklanej. Wywoływałem, utrwalałem, robiłem odbitki. Nawet obrazki - podczas wojny, kiedy nie wolno było i nie dało się ich nigdzie kupić - robiłem takie kolędowe. Powstały ich tysiące. Teraz już nie robię,bo aparaty są zupełnie inne.
A co z tym bujaniem?
Powiem panu zaraz. Ale lepiej niech pan tego nie pisze. Bo inni będą się ze mnie śmiali.

Napiszę!
No dobrze... A czemu zostałem księdzem? Prawdziwa nieprawda... Chodziłem do gimnazjum koedukacyjnego. Miałem koleżankę. Jak to młodzież, coś czułem do niej. Po maturze zrobiliśmy sobie pożegnalny wieczorek, przy parku, w kawiarence. Żegnamy się i już tak myślę: powiem jej, co ja tam czuję do niej... Kupiłem sobie pączek róży, schowałem do kieszeni, żeby nikt nie widział. Jak już się pożegnaliśmy, odprowadzamy się alejką i mówię tak:

"Ponieważ, iż, aczkolwiek zdawało mi się, że nigdy nic, to jednak zważywszy wszystko - za i przeciw, żeby to przekonanie, że jeżeli tak - to cóż, a jeżeli nie tak - to i po cóż.

O tyle, o ile. Czemu by nie? Można by dyskutować. Bo gdyby ktoś, komuś, coś, gdzieś, to pal go licho. Aletu nikt, nikomu, nigdy, nic… I na zadatek wyjąłem różę: Przyjmij kwiatek! A ona zaproszona, zbałamucona, zrobiła kółko na czole i mówi: «Bawole!». Wykręciła się na pięcie i zniknęła na zakręcie. A ja wzgardzony, zdradzony krzyknąłem: «Ty jędza! Ja pójdę na księdza!».
Ona poszła swoją drogą, a ja służę panu Bogu. I to prawie 80 lat, bo to było w 1931 roku...".

Kiedy umawiałem się na spotkanie z Księdzem, siostra zakonna, która tłumaczyła, gdzie Księdza szukać, dała taką radę: "Proszę mówić głośno, bo Ksiądz Kanonik słabo słyszy. A i czuje się nie najlepiej, więc rozmowa może byćkłopotliwa.

Dlaczego? Ja dobrze słyszę. Z jednym uchem mam problem, ale aż tak źle nie jest. Szczególnie dobrze słyszę, kiedy ktoś mówi "masz". Bo jak mówi "daj", to głuchnę.

Jest jakaś recepta na długowieczność? I to z takim poczuciem humoru?
Pan chce za dużo tajemnic ode mnie uzyskać. Nie mam żadnej diety. Żyję normalnie. Poszczę, gdy trzeba, ale tak poza tym jak każdy. Czasami wypiję. Ale tylko jednego, na trawienie. Koło kościoła piołun rósł i kiedyś robiłem piołunówkę. Papierosy w życiu wypaliłem trzy.

Pierwsze dwa,
żeby zaimponować, a potem żałowałem, bo źle się poczułem. Sportu też nigdy raczej nie uprawiałem. W piłkę kopałem tylko tak jak inni chłopcy. Jak się szło parę kilometrów do szkoły, a potem znów parę do kościoła, i jeszcze do domu z powrotem, to się już nie miało ochoty na nic więcej. Ja miałem to swoje chodzenie i może dlatego taki wysportowany teraz jestem. Nie ma żadnej recepty i nie da się powiedzieć, jak żyć, żeby być szczęśliwym. Bądź wola Twoja - to wszystko. Na koniec mogę dać tylko jedną radę: Chcesz być szczęśliwy? To zachowuj 3N.

3N?
Nigdy Nie Narzekaj! I choroba, i szczęście - to wszystko przechodzi. Wszystko chwal i nigdy nie narzekaj.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska