Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Kolberger - takim twórcom się nie odmawia

Małgorzata Matuszewska
Marcin Obara
7 stycznia 2011 zmarł Krzysztof Kolberger. Wybitny aktor, reżyser, interpretator poezji. Od lat zmagał się z chorobą nowotworową. Swojemu cierpieniu nadał sens.

Włoski bankiet, wydany dla uhonorowania filmu polskiego, za sprawą jego talentu i uroku osobistego stał się spotkaniem na jego cześć. Kiedy pierwszy raz spotkał się z muzykami opery we Wrocławiu, ujął ich drobnym, ale znaczącym gestem. - Każde spotkanie z nim było czymś tak pięknym, że dziś brak mi słów. Dawał nam nadzieję - powiedziała wzruszona Basia Raduszkiewicz, pieśniarka współpracująca z Krzysztofem Kolbergerem.

Chorował na nowotwór nerki, potem także wątroby, przeszedł kilka operacji. Ale nie poddawał się, pracował do końca.

Krzysztof Kolberger urodził się w 1950 roku w Gdańsku. W sierpniu skończyłby 61 lat. Był absolwentem warszawskiej PWST, którą skończył w 1972 roku. Debiutował w Teatrze Śląskim, ściągnięty do Katowic przez Ignacego Gogolewskiego. W warszawskim Teatrze Narodowym wystąpił w wielu pięknych rolach. Grał m.in. w "Weselu", "Dziadach", sztukach Agnieszki Osieckiej. Pracował w Teatrze Narodowym, grał też w innych warszawskich teatrach: Współczesnym, Ateneum. Miał niezwykły, przejmujący głos. To on czytał testament Jana Pawła II po śmierci papieża w kwietniu 2005 roku. To jego głosem mówił Jan Paweł II w filmie, w którym papieża zagrał Jon Voight.

Po prostu talent

Jeszcze w 2009 roku zagrał w filmie "Popiełuszko. Wolność jest w nas". W filmie Rafała Wieczyńskiego wcielił się w księdza kanclerza.

Na ekranie debiutował skromnie, w 1973 roku, w polsko-francuskim serialu "Wielka miłość Balzaka", użyczając głosu poecie Lesińskiemu w salonie Hańskich w Wiedniu. Wtedy jego nazwisko nie pojawiło się w czołówce filmu. Potem był serial "Ile jest życia", a w ciągu lat pracy aktorskiej uzbierał ponad siedemdziesiąt ról.

Pracował także z wrocławskimi twórcami i bywał we Wrocławiu jako aktor i reżyser. W 1989 roku w filmie "Ostatni prom" Waldemara Krzystka zagrał nauczyciela języka polskiego, który do Szwecji płynie z misją przyjaciół z Solidarności.

- Bardzo się polubiliśmy na planie filmowym - wspomina dziś Waldemar Krzystek. - Pewnie dlatego, że był dobrym duchem tego filmu. Nie tylko dzielnie znosił panujące zimno, czym dodawał nam ducha. Miał też wyjątkowo trudne zadanie, bo jako nauczyciel - idealista, musiał uwiarygodnić dobro, które pokazywał na ekranie - opowiada Krzystek. - Zło łatwiej zagrać, jego postać była szlachetna, prezentowała nadzieję na przyszłość - dodaje.

Film rozgrywający się w noc wprowadzenia w Polsce stanu wojennego był zapisem ważnych czasów. Potem artyści spotkali się na włoskim pokazie filmu w Sorrento. Ekipa została zaproszona na bankiet.
- Byłem zmęczony, bardzo nie chciało mi się tam iść - wspomina Waldemar Krzystek. - Krzysiek powiedział "proszę cię", więc się zgodziłem, ale postawiłem warunek, że publicznie zaśpiewa. I zaśpiewał polską wersję pięknej piosenki "Wróć do Sorrento". Tak pięknie, że dostał brawa na stojąco, a bankiet wydany dla uhonorowania filmu polskiego zamienił się w imprezę na jego cześć - reżyser uśmiecha się smutno.

Po prostu ujmujący

W 1991 roku Opera Wrocławska wystawiła "Krakowiaków i Górali, czyli cud mniemany" w jego reżyserii.

- Sławomir Pietras, ówczesny dyrektor, chciał zająć jego myśli pracą, nie chorobą - opowiada Adam Frontczak, który był wtedy asystentem reżysera. - Krzysztof Kolberger sprowadził nieznanego jeszcze aktora Artura Żmijewskiego. Pierwszą próbę zwołał w bufecie i poprosił o pączki i herbatę dla wszystkich. To było nietypowe i ujmujące - wspomina Frontczak. I dodaje: - Chyba nigdy się nie denerwował. Jeśli chciał coś uzyskać, po prostu prosił. Nikt niczego mu nie odmawiał. Subtelnie uśmiechnięty, potrafił fascynacją tematem zarazić innych. To "zarażanie" było czymś magicznym - opowiada Frontczak.

Po prostu uważny

Wciąż występował, recytując teksty ks. Jana Twardowskiego w spektaklu "Śpieszmy się kochać ludzi". Towarzyszyła mu m.in. pieśniarka Basia Radusz-kiewicz: - Każdy koncert upamiętniał czyjąś śmierć. Graliśmy od 2002 roku, pierwszy raz w rocznicę śmierci mojego ojca, co było dla mnie bardzo osobiste. Wyjątkowy był koncert na Zamku Królewskim po katastrofie smoleńskiej, graliśmy w hołdzie dla jej ofiar.

16 stycznia miał wystąpić w radiowej Trójce. Nie wystąpi, ale wystąpią towarzyszący mu zwykle artyści. Głos Krzysztofa Kolbergera usłyszymy z archiwalnych nagrań. Transmisja w Trójce 16 stycznia o godz. 20.05.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska