Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszykówka. "Afera kolanowa" - winnych brak, bo sprawa została umorzona

Rafał Bajko
Miodrag Rajković był jednym z uczestników "afery kolanowej"
Miodrag Rajković był jednym z uczestników "afery kolanowej" Mariusz Kapala
Blisko 1,5 roku temu światło dzienne ujrzała tzw. „afera kolanowa”, której bohaterami byli trener PGE Turowa Zgorzelec Miodrag Rajković oraz ówczesny specjalista od przygotowania motorycznego Adrian Markowski i zawodnik Łukasz Wichniarz.

Przypomnijmy, że według wersji Markowskiego i Wichniarza, Serbski szkoleniowiec miał zlecić swojemu podwładnemu przygotowanie indywidualnych treningów, które spowodowałyby uszkodzenie kolan koszykarza. Wszystko po to, aby klub mógł rozwiązać umowę z zawodnikiem. Trener od przygotowania motorycznego polecenia jednak nie wykonał, a w dodatku ujawnił całą sprawę publicznie.

W mediach rozpętała się wówczas burza, swoje oświadczenia wydali Wichniarz, PGE Turów Zgorzelec, a Markowski udzielił w tej sprawie kilku wywiadów. Klub złożył nawet oficjalne zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Zgorzelcu, w celu wyjaśnienia zarzutów wobec Miodraga Rajkovicia.

Od tego czasu „afera kolanowa” ucichła. Postanowiliśmy sprawdzić wobec tego, czy zapadły jakiekolwiek decyzje w tej kwestii. – Sprawa została umorzona, a z tego co wiem, to Łukasz (Wichniarz – przyp. RB) składał jakieś zeznania na policji. Może on coś więcej będzie w stanie Panu powiedzieć – skomentował Adrian Markowski.

- Faktycznie, byłem dwukrotnie przesłuchiwany na policji. Żyjemy jednak w takim kraju, że bez nagrania, czyli konkretnego dowodu nie ma się nawet po co wybierać do sądu. Żaden adwokat, czy firma ubezpieczeniowa się takiej sprawy nie podejmie. A wie Pan, ja już właściwie o tym zapomniałem. Jeżeli miałbym jeszcze tę historię poruszać, to tylko w FIBIE (Międzynarodowa Federacja Koszykówki – dop. RB). Tutaj nie ma co liczyć na jakieś rzetelne wyjaśnienie tematu – powiedział Łukasz Wichniarz. Po chwili dodaje: - W sporcie nie powinno do takich rzeczy dochodzić. Widać, że jak ktoś chce się pozbyć zawodnika, to zrobi to za wszelką cenę. To obrzydliwe. Między innymi z tego powodu zakończyłem swoją karierę w Ekstraklasie. Gram jeszcze co prawda w II lidze (w Kotwicy Kołobrzeg – dop. RB), ale już właściwie tylko po to, żeby móc się jeszcze poruszać. Wie Pan, tak aby brzuch za bardzo nie urósł (śmiech).

Historia „afery kolanowej” ma jednak jeszcze jeden, nieprzyjemny wątek. Kilka miesięcy po złożeniu przez PGE Turów zawiadomienia do Prokuratury Rejonowej, podpalono samochód Adriana Markowskiego. Były trener przygotowania motorycznego zgorzeleckiej ekipy nie chce jednak oficjalnie przyznać, że istnieje związek pomiędzy oboma zdarzeniami. – Jeżeli zapytałby mnie Pan o moje prywatne zdanie, to oczywiście mógłbym je przedstawić. Publicznie jednak wolę się na ten temat nie wypowiadać. Policja nie znalazła podpalacza i sprawę umorzyła – dodaje.

Tuż po publikacjach na temat domniemanej próby zniszczenia zdrowia Łukasza Wichniarza, kroki prawne przeciwko Markowskiemu zapowiedział Miodrag Rajković. Czy faktycznie obaj panowie spotkali się w sądzie? – To było czcze gadanie. Nic takiego się nie odbyło. Powiem więcej – jestem zażenowany wywiadem, jakiego trener PGE Turowa udzielił w lutym tego roku „Przeglądowi Sportowemu”. Powiedział w nim, że wystraszyliśmy się z Łukaszem ewentualnych odszkodowań wobec klubu i po zawiadomieniu do prokuratury „wymiękliśmy”, przepraszając za wcześniejsze zarzuty. Nie rozumiem, jak można opowiadać publicznie takie bzdury. Żaden z nas nikogo nie przepraszał, a jedyną stroną, która powinna to uczynić jest właśnie Pan Rajković – tłumaczy wzburzony Markowski.

W całej tej historii znamienne było również zachowanie innych zawodników PGE Turowa. Gracze, tuż po tym, jak ujawniono „aferę kolanową” wyraźnie stanęli po stronie swojego trenera. Jeden z koszykarzy, Damian Kulig, na swoim Facebooku zamieścił zdjęcie całej drużyny wspólnie ze sztabem szkoleniowym. Pod fotografią znalazł się opis: „Adrian Markowski pozwól nam - zawodnikom Turowa -robić to, po co tutaj przyjechaliśmy. Nie chcemy, żebyś dalej wykorzystywał nas i nasz wizerunek do kreowania się na bohatera. Jesteśmy drużyną i trzymamy się razem, na dobre i na złe!".

- Jeśli mam skomentować zachowanie chłopaków, to powiem tylko jedno – jest mi przykro. Gdy sprawa wyszła na jaw, po prostu się ode mnie odwrócili. Padły wówczas słowa, że przecież gramy w fajnym, wypłacalnym klubie, więc po co się narażać na nieprzyjemności. Czy takie podejście ma jednak cokolwiek wspólnego z moralnością? Nie wiem, czy w ich myśleniu, coś się od tamtego czasu zmieniło, bo nie mam z nimi kontaktu – komentuje Wichniarz.

Próbowaliśmy się też kontaktować w sprawie tej nieco „odkurzonej historii” z PGE Turowem Zgorzelec. Niestety, bezskutecznie. Informacje o umorzeniu postępowania potwierdziliśmy jednak w Prokuraturze Okręgowej w Jeleniej Górze. Decyzja zapadła dokładnie 18 czerwca 2014 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska