Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korzystanie z cudzego za niewielką opłatą jest miłą perspektywą, ale nie zawsze sensowną

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk Paweł Relikowski
Kartą jak do bankomatu otwierasz drzwi auta. W stacyjce tkwią kluczyki. Przez nikogo nieniepokojony odpalasz i jedziesz przed siebie. Wbrew pozorom nie jest to fragment podręcznika dla włamywaczy. Tak może wyglądać wypożyczenie miejskiego samochodu we Wrocławiu.

Może, bo to na razie tylko pomysł, mglista idea, o której wspomniał dziennikarzowi naszej gazety jeden z doradców prezydenta Rafała Dutkiewicza. Jak wiadomo, od kilku lat działa u nas z powodzeniem system miejskiego roweru, dzięki któremu można się przemieszczać po mieście za grosze albo nawet za darmo, jeżeli ktoś sprytnie wytyczy sobie trasę pomiędzy stojakami (do 20 minut korzystamy bezpłatnie).

Jednak zaproponowanie podobnego rozwiązania w przypadku czterech kół brzmi szokująco, nawet jeśli miałyby to być pojazdy z napędem elektrycznym, czyli równie ekologiczne co rower. Skalę ryzyka obrazuje już proste porównanie wartości jednośladu i auta, co przekłada się rzecz jasna na koszty obsługi całego systemu (paliwo, ubezpieczenia itd.). Ale to wszystko pikuś. Śmiem twierdzić, że prawdziwa przepaść dzieli mentalność użytkowników miejskich rowerów (najważniejsze to pedałować do przodu) od mentalności większości kierowców (pokaż mi czym jeździsz - powiem ci kim jesteś). Zapytajmy więc wprost - kto miałby ochotę płacić za jazdę cudacznym autkiem, poza zawsze skłonnymi do wygłupów studentami? Na pewno nie ci, którzy mają swoje samochody. A jeśli ktoś nie ma, to jeździ komunikacją zbiorową albo rowerem.

Ktoś mógłby powiedzieć, że potrzeba dużej wyobraźni, by ogarnąć ideę wypożyczalni miejskich aut, lecz chyba nie o to chodzi, bo z podobnym skutkiem mógłbym zaproponować wypożyczanie śmigłowców. Chętnie się zgodzę, że idea wypożyczania ma olbrzymi potencjał, ale muszę jednocześnie zastrzec, że ten potencjał ma swoje granice. Tylko dla fantazji mogę zaproponować: dajmy szansę tym wrocławianom, którzy za drobną opłatą chcieliby na weekend postawić sobie w przydomowym ogródku pomnik hrabiego Fredry parkujący przed ratuszem.

Co ciekawe, wypożyczać można komuś coś, co nie należy do nas. W Małopolsce policja dopadła bystrego 22-latka z Andrychowa, który nielegalnie udostępniał przechwycony przez siebie sygnał telewizyjny. Podobno usługa cieszyła się sporą popularnością wśród kibiców zainteresowanych oglądaniem zakodowanych transmisji z wydarzeń sportowych. Nie ujawniono, czy pomysłowy młodzieniec studiuje już nauki techniczne. Jeśli nie - bez wątpienia zasługuje na indeks poza konkursem. Rzecz jasna, gdy już odpokutuje swój występek.

Wypożyczyć można nawet dziewczynę, i to w dodatku za jej zgodą. Cena? Dziesięć złotych. Nie, to nie jest żadna promocja. Jak się zapewne domyślacie, nie mówimy o fizycznej kobiecie, lecz o wirtualnej. Dodajmy - w postaci atrakcyjnego zdjęcia. Po uiszczeniu tej niewielkiej opłaty cierpiący na brak powodzenia u płci pięknej użytkownik Facebooka będzie mógł się pochwalić całemu światu miłosną zdobyczą. Ryzyko wykrycia kłamstwa nie jest zbyt duże, chyba że jakiejś pannie puszczą hamulce i zacznie sprzedawać swoje wdzięki na masową skalę. Bo nie ma przepisu, który określałby, ilu można mieć narzeczonych. Tysiąc? Milion?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska