Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klepie biedę, bo zrujnowała go akcja CBA z agentem "Tomkiem"

Paweł Gołębiowski
Bogusław Seredyński
Bogusław Seredyński fot. Dariusz Gdesz
Bogusław Seredyński, były szef Wydawnictw Naukowo-Technicznych, klepie biedę w Wałbrzychu. Zrujnowała go akcja CBA z udziałem agenta "Tomka". - Najbardziej żałuję upadku wydawnictwa - mówi Pawłowi Gołębiowskiemu

W Wałbrzychu, w niewielkim mieszkaniu przy ul. 11 Listopada, żyje Bogusław Seredyński, ofiara akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego, w której brał udział agent Tomek. Obecny poseł Prawa i Sprawiedliwości jest najpopularniejszym, obok Jamesa Bonda, agentem w naszym kraju. Razem z innym pracownikiem CBA blisko rok rozpracowywali Seredyńskiego i Weronikę Marczuk, znaną celebrytkę, a z zawodu prawniczkę. Podejrzewano, że Seredyński, który był wówczas prezesem Wydawnictw Naukowo-Technicznych, i Marczuk ustawią przetarg na sprzedaż spółki Skarbu Państwa. WNT - największe państwowe wydawnictwo - miały wielki biurowiec w centrum Warszawy. To był łakomy kąsek.

- Ostatecznie akcja zakończyła się fiaskiem i zostaliśmy oczyszczeni z zarzutów. Zanim do tego doszło, przeżyłem jednak koszmar - opowiada pochodzący ze Szczawna-Zdroju Seredyński, który dodaje, że jego życie legło w gruzach. Mając 56 lat zaczyna układać je od nowa.

- Nie jest lekko. Jestem zrujnowany. Mam zaległości czynszowe, a teraz, zimą, ogrzewam tylko jeden pokój, bo na ogrzanie całego, dwupokojowego mieszkania mnie nie stać - mówi otwarcie Seredyński. Bohater głośnego zatrzymania ma jednak nadzieję, że niedługo coś się poprawi. Szuka pracy i wydaje mu się, że jest szansa, że w końcu znajdzie. Do niedawna prowadził cykliczne spotkania w klubo-kawiarni-księgarni "Druga Strona Lustra" w rodzinnym Szczawnie-Zdroju. Zdarzało się, że nalewał tam piwo i sprzątał. Oprowadzał też wycieczki po uzdrowisku. Niestety, on na tym nie zarabiał, a klub zawiesił działalność, bo nie starczało na konieczne opłaty.

Seredyński szukał jakiegoś zajęcia w Szczawnie, bo tutaj dawni znajomi nie odwrócili się od niego. W Warszawie było inaczej. Pomimo że został oczyszczony z zarzutów, znajomość z nim nie była dobrze widziana.

Z wykształcenia jest inżynierem fizyki technicznej. Jest też doświadczonym menedżerem. Ukończył elitarny kierunek na Politechnice Wrocławskiej. Zawsze marzył o popularyzacji nauki i techniki. Był między innymi członkiem ekipy realizującej niezwykle popularny kiedyś program telewizyjny "Sonda", miał też na antenie ogólnopolskiej swój program "Impuls".
- Rozstałem się jednak z telewizją w brutalny sposób, przy pomocy Służby Bezpieczeństwa - mówi Seredyński, który później prowadził między innymi własną działalność gospodarczą, a kilka lat temu trafił do WNT. Nie od razu został tam prezesem.

Miał jeszcze półroczną przygodę w Wałbrzychu, gdzie był zastępcą naczelnika wydziału infrastruktury w urzędzie miejskim.
- Pewnego dnia dostałem jednak telefon od wojewody mazowieckiego i otrzymałem propozycję nie do odrzucenia - wspomina Seredyński. Zresztą po co miałby ją odrzucać? Kiedy prezesował WNT, poczuł się szczęśliwy i spełniony. Rzucił się w wir pracy.
- Osiągaliśmy sukcesy. Założyłem między innymi w WNT drukarnię cyfrową, jako pierwsi wprowadziliśmy fachowe ksią-żki elektroniczne - wylicza Bogusław Seredyński. - Pewnego dnia, przez Weronikę Marczuk poznałem dwóch panów. Przyszła z nimi do mojego biura. Zaprzyjaźniliśmy się. Miałem nawet być świadkiem na ślubie jednego z nich. Wierzyłem im. Podawali się za biznesmenów, sprawiali wrażenie bardzo zamożnych. Interesowali się kupnem WNT. Nie spodziewałem się, że jestem manipulowany - opowiada Seredyński.

Przyjaźń trwała pół roku. Nowi znajomi mieli proponować Seredyńskiemu pieniądze w zamian za ustawienie przetargu na WNT już na pierwszym spotkaniu. Później składali propozycje kilka razy. Prezes Wydawnictwa nie był zainteresowany łapówką. Któregoś dnia zaprosił jednak fałszywych - jak się później okazało - biznesmenów do domu. Pili alkohol. Seredyńskiemu - jak opowiada kilka lat po tamtych zdarzeniach - urwał się film, a rano zorientował się, że znajomi zostawili w pokoju jakieś pieniądze.

- Po dwóch dniach zostałem zatrzymany. To było 23 września 2009 roku, w dniu moich imienin, w biurze, w obecności pracowników czekających w sekretariacie, by złożyć mi życzenia. Wparowali w kominiarkach, skuli mnie kajdankami i wyprowadzili - mówi Bogusław Seredyński, który spędził kilka dni w areszcie. I twierdzi, że cela, do której trafił, była jak z jakiejś strasznej opowieści. Na suficie, ciągle paliły się umieszczone w kątach cztery reflektory.

- Oświetlały pomieszczenie na potrzeby kamery. Jedzenie podawano mi przez szparę w drzwiach, a okienko było takie, że trudno było się zorientować, czy jest dzień, czy noc. Myślałem, żeby nie zwariować - wspomina Seredyński, który trafił do policyjnej izby zatrzymań w Legionowie i do tej pory nie wie, dlaczego nie zawieziono go do aresztu śledczego na Mokotowie, jak było w nakazie sądowym. - Kiedy wieźli mnie do Legionowa, jeden z funkcjonariuszy CBA stwierdził, że jak mnie wp... do wydobywczej, to będę śpiewał jak kanarek - opowiada z niechęcią Seredyński, który z aresztu wyszedł za kaucją. Musiał raz w tygodniu zgłaszać się na policję. Nie mógł więc wyjechać z Warszawy, w której nie mógł znaleźć pracy. Zarejestrowany w urzędzie w Jeleniej Górze, nie mógł też stawiać się tam na okresowe wizyty i stracił prawo do zasiłku. Wszystko się posypało. Rzuciła go partnerka życiowa, która nie wytrzymała napięcia.

- Te wszystkie przeżycia spowodowały, że bardzo podupadli na zdrowiu moi rodzice. W 2011 roku zmarli obydwoje - mówi Seredyński. - Znalazłem się na dnie. Sam, bez pracy, pieniędzy i widoków na przyszłość - dodaje.
Bohater akcji CBA sprzed czterech lat zapewnia, że nie ma wielkiego żalu do agentów. Wykonywali swoją pracę. - Nie wiem, jakie motywy kierowały ich zwierzchnikami. Może byli zaślepieni jakąś ideą. Uważam, że organa państwa powinny zająć się tym, aby w przyszłości nie dochodziło do takich sytuacji - mówi ofiara akcji CBA. I domaga się 2 milionów złotych zadośćuczynienia. Co więcej, wydaje się, że ma szansę na odszkodowanie. - Już na pierwszej rozprawie sąd uznał mnie za osobę pokrzywdzoną. Tak że to raczej kwestia nie czy, ale ile - tłumaczy Seredyński i dodaje, że w jego sprawie przesłuchano już świadków i pozostało jeszcze zapoznanie się sądu z niejawnymi aktami. Na następnej rozprawie, 19 kwietnia, powinien zapaść wyrok.

Seredyński nie kryje, że najtrudniej mu się pogodzić z upadkiem WNT. - Przestało istnieć jedyne w kraju źródło specjalistycznej wiedzy dla setek tysięcy osób. To wydawnictwo miało misję - wspomina.
Według prokuratury były już agent "Tomek" i jego kolega "Staszek" mogli jednak złamać prawo. Toczy się w tej sprawie śledztwo, w której Seredyński ma status pokrzywdzonego. W 2011 r. śledztwo przeciwko niemu umorzono z braku znamion przestępstwa. Prokuratura uznała, że brak było wiarygodnego podejrzenia, że może chcieć wziąć łapówkę - bez takiej pierwotnej informacji służby nie mogą podjąć prowokacji policyjnej. Śledczy kwestionowali też zeznania agentów CBA.
Były szef Biura, poseł PiS Mariusz Kamiński, w Radiu Zet mówił jednak niedawno: - Cele wydobywcze to jest jedna z większych bzdur, jakie usłyszałem w ostatnim czasie na temat działalności CBA. Ówczesny prezes Wydawnictw Naukowo-Technicznych był osobą podejrzaną i tymczasowo aresztowaną decyzją sądu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska