Za próbę zamachu na autobus odpowiada Paweł R., były już dziś student Politechniki Wrocławskiej. Zdaniem prokuratury, to on 19 maja ubiegłego roku po godzinie 13.00 zostawił ładunek w pojeździe kierowanym przez Dariusza Kądzielę.
Kierowca autobusu 145 opowiadał dziś przed sądem o tym, jak podeszła do niego pasażerka i powiedziała, że ktoś zostawił torbę. Poprosił żeby mu ją przyniosła i postawiła koło kabiny. „Ta torba jest jakaś dziwna” - usłyszał od pasażerki. Zajrzał do środka, gdy stał na światłach - zobaczył garnek i pokrywkę zalepioną plasteliną albo modeliną. - Zrobiło mi się gorąco - mówił sądowi kierowca. Domyślał się, że to może być bomba.
Natychmiast próbował się skontaktować z centralą ruchu MPK. Ale nikt nie odpowiadał.
Zobacz też: Zamachowiec z Wrocławia: "Nienawidzę ludzi"
Nie chciał ewakuować ludzi z autobusu. Ocenił, że zbyt długo to mogło trwać. W środku było sporo osób. Dojechał więc na przystanek i wyniósł reklamówkę na chodnik. Poprosił przechodniów, by się odsunęli. Zdążył wrócić do pojazdy, gdy zobaczył i usłyszał eksplozję. Słup ognia był wyższy niż autobus. - Gdyby to wybuchło w środku, sytuacja byłaby tragiczna - mówił sądowi Dariusz Kądziela. - Ogień i dym rozeszłyby się po pojeździe. W środku są łatwopalne materiały, instalacja elektryczna, zbiorniki ze sprężonym powietrzem - wyliczał.
- Dziś nie lubię jeździć tą trasą. Coś mnie odpycha - mówił kierowca. - Czasami to się wszystko przypomina.
Gdyby żółta reklamówka z bombą została w autobusie, spłonąłby żywcem trzyletni Jaś, który z opiekunką wracał z aquaparku. To właśnie ona - emerytka, pani Magdalena - zauważyła pakunek i poinformowała kierowcę. We wtorek w sądzie zeznawał ojciec Jasia. Historię zna z opowieści pani Magdaleny. - Ona jest pedagogiem. Zwróciła uwagę na dziwne zachowanie tego mężczyzny, który zostawił ładunek - mówił świadek.
Gdy weszła do autobusu z wózkiem, zapytała tego mężczyznę czy to jego pakunek i poprosiła, by go odsunął bo zajmował miejsce dla wózka. Zamachowiec zrobił to. Na przystanku przy Dworcu Głównym jednak wysiadł, zostawiając swoją bombę pod wózkiem Jasia.
O oskarżonym Pawle R., opowiadał sądowi policjant z wrocławskiego CBŚP, który jako pierwszy z nim rozmawiał. Tuż po zatrzymaniu. Student przyznał się wtedy, że podłożył bombę. Mówił, że liczył na zarobek, bo przed zamachem na autobus zażądał okupu w złocie. Powiedział też, że zrobił to, bo czuł się bardzo samotny.
Tak miał wyglądać wybuch bomby w autobusie
Eksperyment prokuratury z października 2016
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?