Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Guzik mnie obchodzi Leonardo DiCaprio, bo rację moralną ma Christina McDowell

Janusz Michalczyk
Ucieszyłem się, że na tegorocznych Oscarach poległ "Wilk z Wall Street" z Leonardo DiCaprio w głównej roli. Film uchodził za jednego z faworytów, a tymczasem nie dostał ani jednej statuetki. To zupełnie niezły film, tak jak Leonardo jest niezłym aktorem, choć moim zdaniem mocno przecenianym, poza oczywiście rolą w "Co gryzie Gilberta Grape'a", która była przebłyskiem geniuszu.

Skąd moje zadowolenie? Film osnuto na losach Jordana Belforta, który był niezwykle zręcznym oszustem i do dużego majątku doszedł dzięki temu, że do perfekcji opanował sztukę wciskania ludziom mało wartościowych papierów. Mówiąc krótko - Belfort realizował zasadę "kobiety, wino i śpiew" na absolutnie najwyższym poziomie hedonizmu. Poprzestać na banale, że wiódł szalone życie, wyciskając je jak cytrynę do ostatniej kropli, to tak jakby zamruczeć, chcąc oddać grzmot fal podczas sztormu. Narkotyki, seks i nieskrępowana niczym fantazja w zabawie - czyli to, o czym większość facetów marzy w głębi duszy, nawet jeśli na co dzień uchodzą za przyzwoitych nudziarzy.

Niezwykła inteligencja skojarzona z fantazją i cynizmem to mieszanka piorunująca, nic zatem dziwnego, że postać Belforta granego przez DiCaprio magnetyzuje widzów. Jednak ja stoję w jednym szeregu z Christiną McDowell, która ogłosiła, że film "gloryfikuje działalność przestępczą". Wie, co mówi, bo jest córką bliskiego współpracownika Belforta i z bliska obserwowała te wszystkie szaleństwa. Sprawa byłaby może łatwiejsza do przełknięcia, gdyby Belfort był kimś w rodzaju współczesnego Janosika czy Robin Hooda, którzy rzekomo grabili bogatych i rozdawali łupy biedakom. Lecz Belfort łupił zwykłych ciułaczy, zupełnie normalnych ludzi, a odsiedział w więzieniu jedynie 22 miesiące, bo wsypał wszystkich wspólników. I co? Mamy się zachwycać taką szmatą?

Może DiCaprio znakomicie odtwarza figurę krętacza o niezwykłym wdzięku i osobistym uroku, ale przecież i tak nie przebije Michaela Douglasa, który już w 1987 roku, jako Gordon Gekko w filmie "Wall Street", ogłosił całemu światu, że "chciwość jest dobra". Obserwując poczynania finansistów, którzy doprowadzili w 2008 roku do kryzysu na skalę światową, można się łatwo zgodzić z tezą, że słowa Gekko znaczą dla tej branży więcej niż biblia. Nasza afera Amber Gold to przy machinacjach Wall Street jak przedszkole przy uniwersytecie.

W literaturze i filmie nie brak malowniczych postaci złoczyńców, bo tak się jakoś składa, że zło jest dużo bardziej atrakcyjne niż dobro. Ludzie od stuleci fascynują się przedstawieniem piekła w "Boskiej komedii" Dantego i na obrazach Hieronima Boscha, natomiast najpiękniejsze opisy aniołów i nieba przyprawiają zazwyczaj o ziewanie i wywołują wzruszenie ramion. Tak, ja również fascynuję się obrazami piekła, lecz twierdzę, że Belfort nic z piekłem nie ma wspólnego. Aby trafić do piekła, trzeba być grzesznikiem, a nie jest grzesznikiem ten, kto nie wierzy w grzech. Świat roi się od spryciarzy, którzy budzą powszechny podziw. Jednak mam więcej uznania dla kolegi z redakcji, który odniósł na policję znalezionego laptopa, a nazajutrz skradziono mu rower. Westchnął: "A mówią, że dobro wraca". Nawet jeśli nie wraca, to DiCaprio przy tobie wysiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska