- To ile ma być tych potraw na wigilijnym stole? - zapytałem.
- Zwyczajnie, 12. Bo tylu było apostołów, tyle rok ma miesięcy, tyle…
- Ależ kochanie, nawet na magnackich stołach potraw było 11. 9 serwowała sobie szlachta, 7 gmin, a my przecież wywodzimy się…
- Będzie 12 i kropka.
- Najwyżej 11, bo parzysta liczba na wigilii przynosi nieszczęście.
- Chyba odwrotnie. Przy stole zawsze musi być parzyście. Ten, kto nie ma pary, będzie nieszczęśliwy.
- Jeśli chodzi o biesiadników - tak, ale nie o potrawy.
- Na stole pary, przy stole pary. Koniec dyskusji.
Poddałem się.
- Co z zupą? Tradycyjnie barszcz z uszkami?
- Chyba żartujesz?! Tylko grzybowa, bo wiesz, że rybnej nie lubię.
- Ależ ja proponuję barszcz, nie rybną.
- Grzybowa. Z kluseczkami.
- To może jeszcze kluseczki z makiem, miodem i bakaliami? Brr!
- Żebyś wiedział. W moim rodzinnym domu zawsze były kluseczki z makiem.
- Sama jesteś kluseczka!
I nastąpiły dwa cudowne dni błogosławionej ciszy, niezmąconej kluseczkami, barszczami i karpia-mi. Szkoda, że tylko dwa, ale do Wigilii zostało tak niewiele czasu, że zawieszenie broni okazało się niezbędne.
- To co proponujesz zamiast kluseczek? - nieoczekiwanie usłyszałem trzeciego dnia.
- Jak to co? W moim rodzinnym domu obowiązkowe były łamańce!
- Staropolskie?
- To znaczy?
- Mak z miodem i bakaliami, w który się wtyka kruche ciasteczka.
- Kpisz sobie? A co się niby łamie?
- No właśnie kruche ciasteczka.
- Moja droga! Pieczesz najprostsze podpłomyki - woda, mąka i trochę soli. Następnie je łamiesz na drobniutkie kawałeczki, stąd łamańce, i dopiero te kawałeczki wzbogacasz masą makowo-bakaliowo-miodową. Kiedy smaki przejdą, masz cud na stole.
- Taaak. Podpłomyki zmiękną i przykleją się zębów. Ohyda.
Doznałem wstrząsu. Żeby w ten sposób o łamańcach? Chyba tylko jakaś poznańska pyra ze spapranym podniebieniem może powiedzieć coś takiego. Zmiąłem jednak przekleństwo w ustach i zapytałem, ile na stole ma stanąć rodzajów śledzi.
- Ani jeden, z ryb mamy w dwóch smakach karpia i tyle tego - usłyszałem w odpowiedzi i aż mnie zatkało. Jeszcze nie zdążyłem dojść do siebie, kiedy padło coś, co zawsze podnosi temperaturę okołoświątecznej wojny polsko-polskiej.
- Bo będą trzy rodzaje pierogów. Chyba wystarczy?
Ale ja nie znoszę pierogów… Tego już nie powiedziałem, ponieważ wojna polsko-polska mogłaby się rozszerzyć na całą chałupę.
Kończę ten felieton i przy okazji liczę. Wyszło mi 13 potraw. Oczywiście z kompotem z suszu zamiast jakiegoś żurawinowego kisielu. Czego i Państwu życzę. Wesołych Świąt.
Aleksander Malak
PS Albo dodajcie ten kisiel. Niech już będzie do pary.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?