Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby Kolumb był Polakiem

Aleksander Malak
Aleksander Malak
Aleksander Malak
Tytuł jest mylący, chociaż naprawdę zamierzałem napisać felieton właśnie o odkrywcy Ameryki. I podywagować sobie, co by było, gdyby rzeczywiście okazało się, że ów Włoch (?), Hiszpan (?), Portugalczyk (?), Żyd (?) był naszym rodakiem.

Pamiętacie może tę niedawną sensacyjkę, kiedy to jakiś amerykański (a jakże) profesor z całą powagą znamionującą uczonego ogłosił, że Kolumb to potomek, ni mniej, ni więcej, tylko samego Władysława Warneńczyka, który wcale nie stracił głowy pod Warną, jeno skonfundowany przegraną bitwą, którą dowodził, skrył się był na Maderze i tak dalej, i tak dalej.

Chciałem, ale zaniechałem, bo mógłby wyjść z tego jakiś ucieszny kawałek, a przecież to nie czas na jakiekolwiek uciechy. Nawet wręcz przeciwnie, choć nie ukrywam, że jest mi z tego powodu niezmiernie przykro.
Ponieważ, szczerze powiedziawszy, mam serdecznie dość nieustającego absorbowania mnie frustracjami innych. Nawet tymi najbardziej bolesnymi i zrozumiałymi.

Ja wiem - jak to pięknie ujął znany amerykański (znowu amerykański!) pisarz Philip Roth - że: "Sekret przetrwania zawieruchy życia w minimalnym bólu polega na tym, aby wciągnąć jak najwięcej osób postronnych we własne rozczarowania...", ale to jeszcze nie znaczy, bym chciał być jednym z "wciągniętych". Tym bardziej że owe frustracje i rozczarowania coraz mniejszy mają związek z ich praprzyczynami. Owszem, te są gdzieś w tle, na drugim planie, tyle że ten plan staje się coraz bardziej odległy, wręcz nieistotny.

Oto w Sosnowcu (nie wnikam w okoliczności) młoda matka zmarłą córeczkę pogrzebała na śmietniku, pozorując porwanie. Kiedy po tygodniu dowiedzieliśmy się, że porwania nie było (jak zmarła Madzia, ciągle nie wiemy), zaczęło się. Od rana do wieczora media zasypywały mnie "informacjami z pierwszej ręki", co też właśnie w tej chwili robi matka Madzi. A to, że wyjechała z rodzinnego miasta, a to, że zmieniła kolor włosów, a to, że akurat zwiedza zamek w Książu, a to, że opuściła męża, a to, że połknęła mnóstwo tabletek i znalazła się w psychiatryku. Każdy dzień bez matki Madzi okazywał się dniem straconym. Kiedy przed kilkoma dniami dowiedziałem się, że wychodzi już książka o tej pani, zawyłem. A gdzie w tym Madzia?

Oto dwa lata temu wydarzyła się bezsensowna katastrofa, w której zginęło prawie 100 Polaków. Choć sama w sobie tragedia bezsensowna, okazuje się, że dla niektórych musi mieć swój sens. Bo zwyczajna katastrofa to przecież okrutne rozczarowanie. I dlatego tak potrzebny jest sens. Kiedy katastrofa nabiera sensu? Wtedy, gdy jej przyczyny są jasne, proste i zrozumiałe dla wszystkich. Wniosek? To nie katastrofa. To zamach. Najprawdopodobniej bombowy, bo podczas analizy ostatnich sekund na pokładzie samolotu usłyszano dwa wybuchy, zarejestrowane w przedziale jednej dziesiątej (tak!) sekundy. Jedna dziesiąta sekundy to bodaj mniej niż mgnienie oka. I dwa wybuchy. Można się załamać?

Można, ale najpierw trzeba uczcić… nie, nie pamięć tych, którzy mieli nieszczęście znaleźć się na pokładzie samolotu, lecz właśnie zamach. I sto razy powiedzieć: "spisek", "hańba", "prawda", "zwyciężymy", a tylko raz wspomnieć krewnych, znajomych, przyjaciół, którzy zginęli.
Może jednak szkoda, że Kolumb nie był Polakiem… Mamy za to Jana z Kolna. I co z tego, że tylko w legendzie. My przecież kochamy mity. I, co tu kryć, rozczarowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska