W 2012 roku 19-letni wówczas Damian Szwarnowiecki (Gwardia Wrocław) był jak król Midas – wszystko zamieniał na tatami w złoto, nie sugerując się kategoriami wiekowymi. Został mistrzem Europy juniorów, młodzieżowym mistrzem Europy, a także mistrzem Polski seniorów. Dalszy progres przystopowały jednak kontuzje. O ile uraz kolana udało się operacyjnie zaleczyć, o tyle problemy z „rusztowaniem”, z kręgosłupem znaczy, mogły się przerodzić w trwałą frustrację.
- To była przepuklina kręgosłupa, która u mnie na szczęście się cofnęła, choć miałem przez to ograniczoną ruchomość w rękach. Czytałem ostatnio o problemach Mameda Khalidova i okazuje się, że miał ten sam problem, również z kończynami górnymi. Tylko że jemu się to nie cofnęło i niezbędna była operacja. Cały czas uważam, by dolegliwość nie wróciła – mówi nam Szwarnowiecki, który ostatnio zajął piąte miejsce na zawodach Pucharu Świata w Rzymie (kat. 73 kg). A jeszcze niedawno musiał się prosić o pieczątkę w książeczce zdrowia, dającą zielone światło do uprawiania sportu.
- Dr Andrzej Puźniak powiedział raz, że jestem niezdolny do uprawiania sportu i nie chciał się już z tej diagnozy wycofać. Wybrałem się więc pod koniec stycznia do Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej w Warszawie i tam jeden z lekarzy stwierdził, że weźmie za mnie odpowiedzialność. Wykonaliśmy badania na ruchomość, wszystko się cofnęło i wszystko jest tak, jak powinno. Czuję, że wracam na odpowiednią ścieżkę i że dojrzałem psychicznie. Podczas walki nie napadam już od razu na przeciwnika, lecz walczę taktycznie, dużo myślę. Bo przy obecnym regulaminie wygrywa ten, kto popełni mniej błędów – dojrzale analizuje syn byłego sztangisty Śląska Wrocław, Jarosława.
Długa nieobecność Szwarnowieckiego na polu walki musiała odcisnąć piętno w światowym rankingu. Obecnie plasuje się on na 102. miejscu w swojej kategorii, lecz mamy prawo wierzyć w szybki, wręcz piramidalny awans. Gra jest warta świeczki, chodzi o awans na igrzyska w Rio de Janeiro.
- Za piąte miejsce w Rzymie zarobiłem 20 punktów. Niewiele, zważywszy na fakt, że na turniejach Grand Prix (są takie cztery w roku – WoK) tylko za jedną wygraną walkę dostajesz 36, a konkurencja jest w sumie podobna. Liczę na kilka mocnych startów, również w mistrzostwach Europy, by wbić się do trzydziestki czy czterdziestki. W Rzymie wygrywałem z zawodnikami z pięćdziesiątki, zatem to realne – zauważa Szwarnowiecki. - Na igrzyska dostanie się w każdej kategorii 22 zawodników ze światowego rankingu, a w turnieju olimpijskim weźmie udział 25. Jeśli chodzi o panie, stawka olimpijskiego turnieju jest bardziej okrojona. W każdej kategorii tylko 14 zawodniczek – dodaje. Najbliższa weryfikacja zdrowia i formy już w sobotę podczas zawodów PŚ w Warszawie. W kat. 73 kg swojej szansy poszukają też gospodarze: brązowy medalista MŚ i ME Krzysztof Wiłkomirski (Musu Warszawa) oraz Damian Stępień (AZS UW Warszawa).
A jak godzi Szwarnowiecki długie zgrupowania z wyzwaniami życia prywatnego? - Studiuję na drugim roku wrocławskiej AWF, bo musiałem wziąć dziekankę. Jestem w trakcie przyjmowania do wojska i co rusz gdzieś wyjeżdżam, a w lecie czekają mnie już zapewne wojskowe MŚ – wyjaśnia. Armia da jednak stabilizację, choć od pewnego czasu finansową podbudowę zapewnia również sponsor. - Wreszcie mam bardzo dobrego sponsora, który zapewni mi spokój aż do igrzysk, a załatwił go mój klubowy trener Zbigniew Zamęcki. Chodzi o firmę TIM S.A., zajmującą się osprzętem elektrycznym i elektrotechnicznym. Kable, gniazdka itd. - tłumaczy nadzieja polskiego judo. Zatem mocy i prądu nie powinno mu w najbliższym czasie zabraknąć. Byle zdrowie nie szwankowało i zmysł taktyczny. Bo w judo, jak głosi środowiskowa mądrość, niekiedy trzeba ustąpić, aby zwyciężyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?