Ale zostawmy dygresje finansowe. Ja mojemu proboszczowi w 100 procentach uwierzyłem po latach, gdy już jako starszy nieco młodzieniec przyjechałem do niego, by załatwić pewne formalności. Miał wtedy na głowie remont plebanii i zbliżającą się komunię. I nie wypuścił mnie przez dwie godziny. Bo chciał się spotkać i porozmawiać... Mimo braku czasu i totalnego bałaganu, przyjął mnie godnie. I choć już od lat nie byłem ministrantem, bo i nieco optyka postrzegania świata mi się zmieniła, to u mego byłego proboszcza czułem się dobrze. Mieliśmy o czym rozmawiać. Wcale nie były to tylko wspomnienia. Kompletnie inne spotkanie niż te codzienne z kolegami. Nawet inna polszczyzna, pachnąca romantykami. To zresztą przez tego księdza do dziś uwielbiam Norwida. Było świąteczne... I tak właśnie rozumiem obchodzenie świąt, gdy nawet w każdą niedzielę nie biega się do kościoła. Gorąco praktykujący mają oczywiste powody.
Święta to właśnie czas spotkań niezwykłych. Gdy człowiek nie podejmuje gości w rozciągniętych szortach ujawniających co nieco i klapkach pogryzionych przez psa. Gdy bardziej liczy się Ten Drugi niż ostatnio tak popularny Ja. Bo Państwo zauważyli, ale teraz wszystko jest tak zorganizowane, by Ja było zadowolone? By Ja było szczęśliwe... A przecież świat to wspólnota i wspólnota wspólnot. Ludzie po to tworzyli przez lata systemy wartości i kodów, by było im łatwiej. By Ja stawało się My. Oczywiście każdy jest Ja i z egoizmu się nie wyleczymy, to dolegliwość z tych, co nie mijają, ale można ograniczać.
Pamiętam też zupełnie inne w klimacie spotkanie sprzed lat. Szedłem przez wrocławskie Pilczyce wczesnym wieczorem i nagle podchodzi do mnie łysy mężczyzna z niekompletnym uzębieniem i tatuażem na dłoni. A wtedy brak owłosienia i tatuaże nie były modne i wiązały się z przynależnością do grupy ludzi nieszanujących zapisów kodeksu karnego. I ów człowiek zgadnął mnie: Chcesz w ryj?! I nie wiem, czy tylko zrozpaczonymi oczami, czy też słownie zapytałem: Dlaczego? Odpowiedź: Bo mnie nosi! Nie wdając się w szczegóły: udało się osiągnąć kompromis i ów obywatel zrezygnował ze swej jakże egoistycznej zachcianki, a przez to me uzębienie nie stało się podobne do jego. Wypaliliśmy po jednym bez filtra i przez lata mówił mi cześć.
To właśnie są święta. Gdy moje zachcianki, często mylnie zwane poglądami, przestają być dominujące. Gdy wegetarianin spokojnie usiądzie przy jednym stole z mięsożercą, gdy wojująca feministka uściska się z klasyczną kuchtą z przekonania, gdy ekolog nie zechce zamordować myśliwego... Gdy choć na ten czas moje Ja zostawię w szafie, by przypomnieć sobie o My. Choćby dlatego, żeby Ja kiedyś nie obudziło się, gdy My już nie będzie. Przecież gdyby ktoś wymyślił ten świat tylko dla Ja, to składałby się ten świat z samych Robinsonów Crusoe. No a co z Piętaszkiem?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?