Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Córka przedwojennego sklepikarza pokochała drogowca

Grażyna Szyszka
Ewa i Bogdan Zajączkowscy
Ewa i Bogdan Zajączkowscy Grażyna Szyszka
Ewa i Bogdan Zajączkowscy z Głogowa opowiadają nam o losach swojej rodziny.

W tym roku minie 58 lat od kiedy państwo Bogdan i Ewa Zajączkowscy są małżeństwem. Ich wspólne życie jest nierozerwalnie związane z Głogowem, a w przypadku pani Ewy, z domu Unger, nasze miasto jest też miejscem jej narodzin, dobrych i ciepłych wspomnień z czasów dzieciństwa, ale też przeżyć z okresu wojny, kiedy Głogów był Twierdzą Glogau.

Rodzice pani Ewy - Józef i Prakseda Ungerowie przyjechali do ówczesnego Glogau, z Grodziska Wielkopolskiego w 1928 roku. Od kilku lat mieszkali tu rodzice mężczyzny. Gdy się Józef dorobił, otworzył sklep kolonialny przy dzisiejszej ulicy Mickiewicza, a potem drugi, przy ulicy Sikorskiego. Na świat przyszły dzieci. Najpierw Waldemar, ale zmarł w wieku czterech lat. W 1934 roku w rodzinie Ungerów urodziła się Ewa, a dwa lata później jej siostra Krystyna.

Podczas wojny Józef Unger został wcielony do niemieckiego wojska i trafił do Norwegii. Jego żona z dziećmi i rodzicami pozostała w Głogowie. W 1945 roku rodzina uciekła za miasto, i z niewielkim dobytkiem schroniła się w Bytomiu Odrzańskim, by przeczekać oblężenie.

- Wróciliśmy, gdy się uspokoiło - wspomina pani Ewa. - Jak wielu ówczesnych mieszkańców, trafiliśmy do koszarowego budynku.

Kiedy pojawiła się pierwsza władza, rodzina Ungerów otrzymała mieszkanie przy ulicy Jedności Robotniczej, gdzie własnymi siłami urządzała życie od nowa.

- Moja teściowa była dobrą sprzedawczynią, ponieważ miała własny sklep, więc gdy powstało głogowskie Społem, otrzymała posadę kierowniczki sklepu przy Słowiańskiej - opowiada pan Bogdan, który doskonale zna historię rodziny swojej żony. - Niedługo potem wrócił Józef, ojciec mojej żony. Miał szczęście, gdyż udało mi się uciec z obozu i pieszo dotrzeć do rodziny w Głogowie.

Urzekła go śliczna głogowianka

Młoda Ewa Unger i jej siostra Krystyna chodziły do szkoły w Brzostowie. Rodzice, chcąc by ich córki nie mówiły między sobą po niemiecku, wysyłali raz jedną, raz drugą do rodziny w Grodzisku Wielkopolskim. I właśnie podczas jednego z takich wyjazdów Bogdan Zajączkowski wypatrzył swoją przyszłą żonę. Pracował już w Poznańskim Przedsiębiorstwie Robót Drogowych, które oddelegowało go wówczas do pracy w Sosnowcu.

- ˜Przyjechałem na Wielkanoc do domu do Grodziska, skąd pochodziła cała rodzina ze strony mojej mamy -opowiada pan Bogdan. - Ewa była u swojej kuzynki, a mojej szkolnej koleżanki. Pamięta, że siedziała przy pianinie i pięknie grała i śpiewała. Bardzo mi wpadła w oko - wspomina z uśmiechem pan Bogdan, który na tyle się zafascynował młodą głogowianką, że następnego poranka, po nocy spędzonej na weselu kolegi, poszedł na kolejowy dworzec, by jeszcze raz spotkać odjeżdżającą do domu Ewę. Młodzi wymienili adresy, a po półtora roku znajomości, w czerwcu 1958 roku, w kościele pw. św. Klemensa, złożyli małżeńską przysięgę.

Zajączkowscy zamieszkali w Głogowie, w odbudowanym przez ojca pani Ewy, domu przy ulicy Chopina. Warto wspomnieć, że Józef Unger, który po powrocie z wojny, podobnie jak jego żona, znalazł pracę w PSS Społem, znowu otworzył własny sklepik, ale tym razem przy alei Wolności, tuż obok działającej dziś piekarni Witczak.

Budowanie dróg było jego pasją

Przez kilka miesięcy po ślubie pan Bogdan pracował z dala od Głogowa i żony.

- Szwagierka Krystyna była wtedy urzędniczką w mieście - opowiada pan Bogdan. - Kiedy w magistracie dowiedzieli się, że jestem drogowcem, to kazali Krystynie zapytać, czy nie zechciałbym pracować w Głogowie, bo brakowało im kogoś takiego. No i zdecydowałem się, tym bardziej, że miałem tu żonę.

Pod koniec 1958 roku Bogdan Zajączkowski utworzył przy urzędzie miejskim służbę drogową, która remontowała i budowała chodniki i drogi.

Potem został szefem Zakładu Obsługi Urządzeń Komunalnych i odpowiadał za prace zakładu pogrzebowego, ogrodnictwo, betoniarnię, zieleń i drogi. Jednak jego pasją było budownictwo drogowe, dlatego w kolejnych latach robił to, co najbardziej kochał.

- Po kolejnych przekształceniach utworzono Zakład Dróg Ulic i Mostów. Miałem wytwórnię mas bitumicznych i sprzęt - wspomina pan Bogdan, który w głogowskiej firmie drogowej przepracował prawie 47 lat.

Pani Ewa, aż do emerytury, też była związana zawodowo z jednym zakładem pracy. Pracowała jako księgową w PSS „Społem”.

Z trzech synów państwa Zajączkowskich, najstarszy Dariusz poszedł w ślady ojca. To kierownik głogowskiego regionu Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Młodszy Andrzej, jest informatykiem we Wrocławiu, a Jarosław mieszka i pracuje w Poznaniu.

- Rodzina jest najważniejsza - przyznają państwo Zajączkowscy. - Synowie mają domy letniskowe nad pobliskim jeziorem i niemal co weekend tam się spotykamy. A gdy są święta, przy stole zasiada nawet 20 osób. Jesteśmy bardzo zgranym zespołem - mówi z dumą pan Bogdan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska