Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciałbym mieć taki klawisz

Aleksander Malak
Janusz Wójtowicz
W Oslo rozpoczął się proces Andersa Breivika, faceta, który w zeszłym roku z zimną krwią zamordował 77 osób; kilka w zamachu bombowym w Oslo i większość w strzelaninie na wyspie Utoya. Bezpośrednią (nie do końca) transmisję telewizyjną prowadzi tylko jedna telewizja. Nie do końca, bo w sądzie jest specjalny pokój, w którym siedzą realizatorzy transmisji mogący w każdej chwili przerwać relację. Mogą wyłączyć dźwięk lub obraz, albo oba sygnały jednocześnie. Nadto transmisja nadawana jest z dwuminutowym opóźnieniem. Wszystko po to, by uniemożliwić oskarżonemu głoszenie jego ekstremalnych poglądów i epatowanie zbrodnią. Tylko…

Tylko że akredytację przy norweskim sądzie dostało 800 dziennikarzy (jest ich znacznie więcej) i oni mogą bez żadnych utrudnień notować wszystko, co mówi oskarżony i powielać to w milionach egzemplarzy i komentarzy. I robią to, zwłaszcza media zagraniczne.

Doszło już do tego, że krewni ofiar wchodzący do sądu mają na swoich ubraniach duże naklejki "proszę nie robić ze mną wywiadów" a większość Norwegów (70 proc.) uznaje, że media poświęcają Breivikowi za dużo uwagi. Że po prostu konsekwentnie i z premedytacją zmierzają w stronę tabloidów.

Norwegowie są zszokowani zachowaniem mediów, przede wszystkim amerykańskich i mają serdecznie dość telewizyjnego serialu z nimi w rolach głównych. Oczywiście, rozumieją pułapkę, w jaką wpadli, bo z jednej strony demokracja, przejrzystość, dostęp do każdej informacji, z drugiej chore, ale groźne manifesty oskarżonego.

Na razie jednak oburzenie, czy raczej zniechęcenie lub po prostu odwracanie się Norwegów od niewątpliwego wydarzenia (również medialnego) nie przynosi specjalnych efektów. Chociaż…

Chociaż znalazł się jeden dziennik, który po pierwszym dniu procesu przygotował dla swoich czytelników, przede wszystkim tych w sieci, dwa wydania gazety. Jedno z Breivikiem na pierwszej stronie, drugie bez Breivika. Wystarczy tylko na laptopie wcisnąć odpowiedni klawisz, by mieć gazetę bez tego, czego sobie nie życzę.

Być może to, co teraz napiszę, nie jest specjalnie odkrywcze, ale chciałbym mieć taki klawisz na swoim komputerze. Gdyby była możliwość - również w telewizorze. Nie, nie ten zwykły guzik, który wyłącza cały program, ale taki, który pozwala mi na oglądanie (słuchanie) tylko tego, co chcę oglądać, czy słuchać. Bo nie jest tak, że telewizja albo internet, nawet radio do niczego mnie nie zmuszają. Że właśnie mam ten guzik. Guzik prawda. To nie te czasy, że od mediów można uciec. Co z tego, że niektórzy moi znajomi zdecydowali się wyrzucić z domu telewizor i od czasu do czasu potrafią zadać mi pytanie, czy Hanna Suchocka jest jeszcze premierem. Owszem, chodzą takie relikty po ziemi, tyle że to ptaki najrzadsze z rzadkich.

Podobnie nie jest prawdą, że media zachowują się tak, jak się zachowują, bo odpowiadają na moje zapotrzebowania, życzenia, oczekiwania, nawet marzenia. Nie, one najbrutalniej, jak tylko potrafią kreują rzeczywistość, wcale jej nie oddając. I dlatego, choć serdecznie dość mam matki Madzi, smoleńskich zamachów i Mateusza Borka et consortes w sportowych transmisjach (oni nieustająco są "pod formą" i "pod" językiem polskim), niewiele mogę zrobić. I dlatego chciałbym mieć taki guzik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska