Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcę wywołać smutny uśmiech

Małgorzata Matuszewska
Grzegorz Jaroszuk
Grzegorz Jaroszuk Jacek Drygała
Grzegorz Jaroszuk, scenarzysta i reżyser komedii absurdu „Kebab i Horoskop”, gościł na wrocławskiej premierze swojego filmu w Kinie Nowe Horyzonty.

Na debiut wybrał Pan niekomercyjny temat nieradzenia sobie załogi pewnego sklepu w marketingowej rzeczywistości. Skąd taki wybór?
Nie zastanawiałem się, czy to jest komercyjne widzenie świata. Chciałem zrobić film, który będzie w stu procentach obrazem, którym chcę zadebiutować. Film miał być smutny – bezrobotnym nie ma co go polecać, bo nie znajdą pocieszenia i rozwiązania sytuacji. Z drugiej strony film miał operować poczuciem humoru. Chciałem wyważyć dwa czynniki: smutek i poczucie humoru. Denerwują mnie komedie, bo bardzo często bezmyślnie używają poczucia humoru, a to jest bardzo pożyteczne narzędzie do opowiadania o poważnych rzeczach. Powiedziałem sobie, że zrobię film, który odpowiadałby mojemu widzeniu świata, byłby mój. Agnieszka Kurzydło, producentka filmu, utwierdziła mnie w przekonaniu o kręceniu filmu zgodnego z moim widzeniem rzeczywistości.

Ceni Pan dyskretne poczucie humoru?
Używając zabawnych scen, dialogów, trzeba znaleźć równowagę między powagą a poczuciem humoru. Oczywiście to jest subiektywne, nie twierdzę, że jeden rodzaj poczucia humoru ma sens, a inny nie, ale wydaje mi się, że oglądając film, każdy może śmiać się z czegoś albo zasmucić. Reakcja widza to indywidualna sprawa. Ale preferuję niedopowiedziane poczucie humoru, a nie przesadzone, bo to drugie bardzo często jest żenujące.

Film jest znakomity wizualnie, John Magnus Borge stworzył bardzo oryginalne kadry. Jak zaczęliście współpracę?
Znamy się ze szkoły filmowej w Łodzi, bardzo dobrze robi szersze plany, wiedziałem, że jest w tym świetny i spodziewałem się, że się porozumiemy. W trakcie przygotowań, kiedy wymienialiśmy się pomysłami na kolory, których będziemy używać, a które wyeliminujemy, porozumieliśmy się bardzo szybko. Nie spotkaliśmy się w szkole przy żadnej pracy, a potem bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język.
Szef sklepu nie ma żadnych dochodów, nie chce zamknąć interesu, nie umie go uratować. To bardzo nieszczęśliwy człowiek…
Wszyscy są nieszczęśliwi. Szefa lubię za to, że poza sklepem nie istnieje, ma sklep, żeby być kimkolwiek. Żona pozwala mu na prowadzenie sklepu, być może dlatego, żeby sama nie oszalała – nie znamy jej motywów. To bardzo smutna postać, zresztą wszystkie są smutne. Ale on jest tak smutny, że – patrząc na niego – można się uśmiechnąć. Chciałem, żeby wszystkie postacie były takie, by wywołać choć smutny uśmiech.

Co Pan sądzi o marketingu? Kebab i jego kolega próbują wprowadzić absurdalne zasady marketingowe do sklepu, z czego niewiele wychodzi, więc film jest przeciwko marketingowi.
Zdecydowanie tak. Nie jestem antyglobalistą i antykapitalistą, bo siłą rzeczy odnajduję się w rzeczywistości. Dwaj tytułowi bohaterowie cały czas bełkoczą. To odzwierciedla współczesność, uważam, że mnóstwo ludzi cały czas bełkocze. Z przedziwnego marketingu wynika język, jakim mówimy. Ale nie są dla mnie ważne ekonomiczne czynniki, tylko wpływ na codzienność – np. na język, którym mówimy, głupią formę sprzedawania. To z jednej strony film przeciwko marketingowi. A z drugiej… właśnie wchodzi do kin i trzeba robić to samo (śmiech), tylko innymi środkami. Prędzej czy później, wszyscy wpadamy w pułapkę marketingu.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska