Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Celeban: Rozmowy o przyszłości mają wpływ na formę

Piotr Janas
Fot. WKS Śląsk Wrocław S.A./Krystyna Pączkowska
Piotr Celeban po przedłużeniu kontraktu ze Śląskiem Wrocław nie krył zadowolenia. W wywiadzie udzielonym zaraz po ogłoszeniu dobrych dla kibiców WKS-u wieści podkreślał rolę nowego prezesa Michała Bobowca oraz zaangażowanie miasta, które sprawiły że został w klubie. Pstryczka w nos dostał za to poprzednik Bobowca - Krzysztof Hołub.

Długo to trwało, wszyscy się denerwowali, ale najważniejszy jest efekt końcowy. Odetchnął Pan z ulgą po podpisaniu kontraktu?

Od trzech dni dobrze śpię (śmiech). Patrząc na to ile to trwało trochę nerwów było, tym bardziej, że od grudnia były trzy miesiące ciszy w eterze. Nie było osób decyzyjnych i ciężko było rozmawiać z prezesem, który rzadko był w klubie. Odkąd pojawił się prezes Bobowiec sprawy nabrały rozpędu. Tydzień temu było pierwsze spotkanie i teraz w poniedziałek drugie zakończone podpisem, co udowadnia, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Śląsk musi być dla Pana ważny, bo pewnie mógł Pan rozmawiać z wieloma klubami w Polsce i zagranicą i już być po podpisaniu kontraktu. Co zdecydowało o tym, że pozostał Pan we Wrocławiu – przywiązanie do miasta, miłość do Śląska?

Jedno i drugie, w końcu jestem już we Wrocławiu od 2006 roku. Były inne oferty, mogłem z nich skorzystać, ale dałem słowo honoru, że dopóki jest szansa, to będziemy rozmawiać z obecnym pracodawcą. Duże znaczenie miała postawa miasta, mogę tylko podziękować władzom i kibicom, którzy co mecz skandują moje nazwisko, mimo że forma nie zawsze jest najlepsza. Mam do nich wielki szacunek, bo przychodzą i oglądają nas, a przede wszystkim jeżdżą na wyjazdy. Dla nich warto tutaj być.

Pamięta Pan swój pierwszy przyjazd do stolicy Dolnego Śląska?

Pamiętam, razem ze mną przyjechali m.in. Marek Kowal i Dawid Chwałek. Wszystko co najlepsze w piłkarskiej karierze spotkało mnie we Wrocławiu, no może poza tymi epizodami w Rumunii. Mimo problemów był to dla mnie pozytywny wyjazd, w trakcie którego nauczyłem się bardzo dużo pod każdym względem, również psychologicznym. Mało który zawodnik wytrzymałby to, co się tam działo.

Może Pan zatem przybić sobie piątkę z Kamilem Bilińskim, który też był w Rumunii.

Tak, ale on grał w Dynamie Bukareszt, nie miał prezesa wariata (śmiech). Jego klub dalej istnieje, a mój (FC Vaslui – przyp. PJ) przez różne machlojki już się rozpadł. Nauczyłem się tam cierpliwości i radzenia sobie z presją wywieraną przez właściciela na zawodnikach. Robię to, co kocham, przychodzę na trening z uśmiechem. Nie mam Facebooka i kont na innych portalach, nie interesuje mnie to, co się tam wypisuje na temat mój czy moich kolegów.

Zwiąże się Pan z Wrocławiem po zakończeniu kariery? Nawet, jeśli sprawy przybrałyby taki obrót, że nie zostanie Pan tutaj trenerem?

Myślę że tak. Pamiętam jak w 2006 wyglądał Wrocław i jak się rozwinął na przestrzeni tych 10 lat. To jest kolosalny progres i szacunek dla miasta oraz jego władz, ponieważ zrobili kawał dobrej roboty - na przykład postawili stadion na którym się znajdujemy. Pachnie tutaj Europą, więc nie ma sensu nigdzie się przenosić.

Wieść gminna niesie, że i biznesowo jest Pan związany z Wrocławiem. To prawda?

Jeszcze nie, ale na pewno będę coś tutaj planował. Wrocław daje dużo perspektyw pod każdym względem. Mogę się tylko cieszyć że tutaj jestem.

Myśli Pan bardziej o biznesie piłkarskim, jakiejś akademii, czy czymś innym?

Jeszcze zobaczymy, na razie mam ważny kontrakt, który daje mi spokojną głowę. Nie da się ukryć, że rozmowy o przyszłości w domu i ze znajomymi wpływają na formę. Zawodnicy muszą mieć spokój w domach, bo tylko wtedy można się w pełni skoncentrować na treningach. Wiadomo jak to ostatnio bywało, ale teraz oddzielam to grubą kreską.

To prawda, że Pogoń była Panem zainteresowana? Podobno w grę wchodził kontrakt piłkarsko-pracowniczy.

Cóż, w Szczecinie nie mam najlepszych relacji z kibicami. Od początku mówiłem, że w Polsce chciałbym grać już tylko w Śląsku. Nie widzę dla siebie lepszego klubu. To tu osiągnąłem największe sukcesy – zdobyłem mistrzostwo Polski, zostałem powołany do kadry. Szanuję to, co dał mi ten klub.

Potrafi Pan jeszcze o sobie powiedzieć „Paprykarz”?

Oczywiście. Nie wyrzekam się tego, że urodziłem się w Szczecinie i jestem wychowankiem Pogoni. Mam tam rodzinę, przyjaciół, ale od dobrych kilku lat jestem we Wrocławiu i osiągnąłem tutaj wszystko. Wiem, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Skupiam się teraz na treningu, liczy się tylko rodzina i Śląsk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska