Burzę wśród pracowników Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich wywołała informacja, że Ministerstwo Skarbu chce sprzedać spółkę za 34 mln zł. Oburzali się, że największy w Polsce kompleks uzdrowisk pójdzie w prywatne ręce "za darmo".
- Nie rozumieli jednak, że to jest wartość tak zwanego kapitału zakładowego, czyli pieniędzy, z jakimi spółka rozpoczynała działalność. Musieliśmy to wszystkim pracownikom wyjaśnić - mówi Jerzy Szymańczyk, prezes ZUK. Na razie nie wiadomo, jaka będzie wartość rynkowa. Na nią składają się m.in. zawarte kontrakty, obecność marki produkowanej wody na rynku i poziom kwalifikacji załogi. Ostateczna cena zostanie ustalona w trakcie negocjacji. Inwestorzy mają czas do 15 lutego na składanie ofert
Ministerstwo Skarbu wystawiło już na sprzedaż wszystkie spółki w naszym regionie, z wyjątkiem uzdrowiska Lądek-Długopole. Najbardziej zaawansowaną drogę do prywatyzacji przeszedł Przerzeczyn-Zdrój. To jedno z najmniejszych polskich uzdrowisk. Ministerstwo już dwukrotnie prowadziło negocjacje z inwestorami, którzy złożyli oferty kupna. - Niestety, transakcja nie doszła do skutku - mówi prezes Piotr Koziej.
Ministerstwo na razie nie wyjaśnia, dlaczego tak się stało. A w uzdrowisku wciąż liczą, że kupiec wreszcie się znajdzie.
Zespół Uzdrowisk Kłodzkich cieszy się natomiast ogromnym zainteresowaniem. Swoją działalność prowadzi na terenie czterech gmin: Polanicy-Zdroju, Dusznik-Zdroju, Kudowy-Zdroju i Lewina Kłodzkiego. Oprócz lecznictwa spółka produkuje i sprzedaje naturalne wody mineralne, lecznicze i smakowe.
- Tylko w ostatnich trzech latach zainwestowaliśmy około 50 milionów złotych w bazę zabiegową i produkcję wody - wylicza prezes Szymańczyk. - Teraz szykujemy się do kolejnych zadań. Do 2011 roku planujemy wydać jeszcze 28 kolejnych milionów, z czego 9 to pieniądze unijne.
Jeśli ZUK trafi w ręce nowego właściciela, to on przejmie inwestycje. Choć przygotowania do negocjacji są owiane tajemnicą, nieoficjalnie wiadomo, że kupnem uzdrowisk jest zainteresowanych 16 inwestorów krajowych i zagranicznych. To głównie producenci napojów i fundusze inwestycyjne. Tych najbardziej boją się pracownicy.
- Boimy się, że może kupić nas firma, której bardziej będzie zależało na produkcji wody niż na leczeniu ludzi - mówi Halina Kostyra, sekretarz zakładowej "Solidarności". - Pracuje u nas prawie 700 osób. Większość jest wykształcona w kierunku uzdrowiskowym.
Inwestorzy rzeczywiście mogą nie być zainteresowani lecznictwem, a raczej kłopotami, jakie się z tym wiążą. NFZ drastycznie obcina pieniądze na tego typu usługi. - Strategia Ministerstwa Skarbu jest taka, by utrzymać lecznictwo uzdrowiskowe - dodaje Jerzy Szymańczyk. - Na ile da się to zabezpieczyć w trakcie sprzedaży spółek, pokaże czas...
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?