Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo to święto jest radosne

Ewa Skrzywanek
Ewa Skrzywanek
Ewa Skrzywanek Paweł Relikowski
Ewa Skrzywanek wspomina, jak razem z Małgorzatą Olewińską-Sytą organizowały pierwszą Radosną Paradę Niepodległości. I marzy, że za rok parada zakończy się wielkim festynem - pisze Hanna Wieczorek.

Obowiązkowo wybiera się Pani na Paradę Niepodległości. To już dziesiąta...
Tak, dziesiąta Radosna Parada Niepodległości we Wrocławiu, ale też dziesiąte radosne obchody Niepodległości w naszym mieście. Bo to nie tylko sama parada, ale także konkursy, których w ciągu dekady zebrało się już prawie czterdzieści - plastycznych, literackich, wszelkich. Radosnych.

Jaka była pierwsza parada?
Była bardzo smutna. Było nas niewielu - myślę o młodzieży i nauczycielach - jakieś kilkadziesiąt osób. Spotkaliśmy się przy pomniku Konstytucji 3 Maja przy Panoramie Racławickiej. Pamiętam, że było zimno, zaczął padać deszcz. Uroczystości trwały bardzo długo, niestety, urzędnicy państwowi w 2001 roku nie bardzo myśleli o młodzieży. A potem maszerowaliśmy spod Panoramy do Rynku, z gwizdkami, biało-czerwonymi elementami. Mieszkańcy Wrocławia wyglądający przez okna nie byli entuzjastycznie nastawieni, nie wiem, czy oburzeni, czy zgorszeni, czy może zdziwieni... Pierwsza parada była taka szaro-zmarzła.

Skąd pomysł parady?
W 2002 roku, razem z koleżanką z Wojewódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli, Małgosią Olewińską-Sytą, poszłyśmy do pana Jarosława Brody (dyrektora Wydziału Kultury UM - przyp. red.), z myślą, żeby rozruszać Święto Niepodległości, że jest już wystarczająco dużo bogoojczyźnianych rocznic, takich nadmuchanych, przywodzących na myśl szkolne apele z czasów PRL - strasznie poważne, smutne, gdzie się krew lała strumieniami. I zaproponowałyśmy Radosną Paradę Niepodległości. Bałyśmy się tylko, żeby nas nie porównywano do pochodów pierwszomajowych. To był chyba największy problem, ale stwierdziłyśmy, że mimo wszystko trzeba spróbować. Bo gdzieś po drodze gubimy ważne rocznice narodowe i wychowanie patriotyczne. Warto więc spróbować powrócić do idei, pewnie przedwojennej, tego patriotyzmu, gdzie się świętowało odrodzenie niepodległości z młodzieżą, całymi społecznościami lokalnymi, gdzie różne towarzystwa budowały bramy z igliwia i kwiatów, przystrojone biało-czerwonymi flagami. Bram nie budujemy, ale staramy się, żeby święto było radosne.

Jak się udało zachęcić szkoły, żeby coraz gromadniej brały udział w paradzie?
W wielu szkołach dyrektorzy i nauczyciele uznali, że jest to element wychowania patriotycznego. W pewnym momencie zaczęłam rozmawiać z Wydziałem Edukacji, żeby nagradzać szkoły, które przychodzą w wolny dzień na paradę i wkładają dużo wysiłku i czasu w przygotowanie się do niej. Tak, by szkoła mogła kupić coś konkretnego. I faktycznie, od kilku lat mamy fundusze, które pozwalają nam kupić nagrody.
Pamięta Pani szczególnie ciekawe przebrania?
Była husaria na rowerach z Gimnazjum nr 2 na Psim Polu, Szkoła Podstawowa nr 36 szła, chyba dwa lata temu, z wielkim, wyrzeźbionym w styropianie pomnikiem Obrońców Westerplatte, których imię noszą. XIV LO przyjechało czołgiem zbudowanym z malucha, jedna ze szkół szła z tekturowym czołgiem, prowadząc na smyczy jamnika, i to byli czterej pancerni... Gimnazjum nr 29 jechało na wynajętym wozie drabiniastym, na którym siedziały "Kwiaty polskie" Juliana Tuwima... Wszystko zależy od inwencji uczniów, rodziców - którzy z roku na rok coraz bardziej włączają się w przygotowanie "swoich" szkół do parady - i oczywiście nauczycieli. Ja się bardzo cieszę, że Radosna Parada Niepodległości coraz bardziej przyciąga rodziny uczniów: rodziców, dziadków. Te rodziny potem są w Rynku, smutno tylko, że po paradzie w Rynku nic się nie dzieje. Brakuje takiego, nawet ludycznego święta.

Marzy się Pani, by świętować można było dłużej?
Tak, do wieczora. Rozmawiamy czasem z Małgosią Olewińską-Sytą, że dobrze byłoby, gdyby po paradzie można było na straganach kupić biało-czerwoną chorągiewkę i napić się gorącej herbaty czy kawy, a nawet zjeść gorącą kiełbaskę. Żeby to się tak nie kończyło: parada, ciach i już. Widać, że ludzie chcą się bawić, część zostaje w Rynku, zachodzi do kawiarni, restauracji, ogląda wystawy w kościele garnizonowym, które co roku towarzyszą naszej paradzie. Marzy nam się festyn, taki jak w Gdańsku, gdzie 11 listopada przychodzi do centrum całe miasto i bawi się na koncertach, kiermaszach, wystawach. Jeden wielki festyn miejski, choć Gdańsk ma historię podobnie skomplikowaną jak Wrocław. Dlatego tak się cieszę, że w tym roku w paradzie pójdzie z nami wojsko, będzie wojskowa orkiestra, a później w Rynku będziemy wspólnie śpiewać pieśni patriotyczne.

Parada zbiegła się z projektem: "Tablice Wrocław 1945".
Tak, to jest także nasz pomysł. Bardzo nam zależało, by przypomnieć, jak Wrocław wyglądał zaraz po wojnie.

Komu przypomnieć?
Przede wszystkim młodzieży i uczniom, ale i turystom. Od zagranicznych gości słyszę: jakie piękne, niezniszczone miasto dostaliście, nie musieliście nic przy nim robić. Warto przypomnieć, jak Wrocław wyglądał w 1945 roku i ile wysiłku włożono w jego odbudowę. Impulsem było też spotkanie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim i Zbigniewem Brzezińskim, który powiedział, że jest pełen podziwu dla wrocławian, którzy mimo że zostali wypędzeni ze swoich domów, ze swojej ojczyzny, mieli ogromną siłę i chęć budowania tutaj czegoś na nowo. Brzeziński porównywał wtedy wrocławian do ludzi, którzy zasiedlali Amerykę. Cieszę się, że uczestnicy parady zobaczą "Tablice Wrocław 1945".
HAN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska