MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bez rozpuszczalnej i keczupu, czyli kilka rad dla podróżujących do Włoch

Justyna Kościelna
Wybierasz się do Włoch? Zazdroszczę! Przywieziesz nie tylko pyszne wino albo aromatyczną oliwę, ale również worek pozytywnej energii - pisze niepoprawna italofilka Justyna Kościelna

No, chyba że jesteś długonogą blondynką i nie wyobrażasz sobie sytuacji, gdy ktoś - na przykład kierowca karawanu albo autobusu - trąbi na twój widok i znacząco cmoka, sławiąc twą urodę na pół miasta. Albo nie tkniesz pizzy bez keczupu, a kubek kawy rozpuszczalnej z mlekiem to dla Ciebie gwarant udanego poranka. Ale spokojnie - we Włoszech "plusy dodatnie" szybko przysłonią "plusy ujemne".

Inglisz? Noł! To super!
Do Włoch warto się wybrać z wielu powodów. Jednemu z nich na imię "cucina", czyli kuchnia. Prosta, pachnąca dojrzewającymi w słońcu pomidorami, parmezanem i oliwą, jednym słowem - wyśmienita! Gianbruno Torrano - wrocławski Włoch, który organizuje u nas m.in. międzynarodowy festiwal szkół teatralnych Melodrama, ma dla smakoszy bardzo cenną radę: - Słyszysz angielski w restauracji? Uciekaj, gdzie pieprz rośnie!

Lepiej, tłumaczy Toskańczyk, poszukać lokalu, w którym stołują się nie turyści, ale miejscowi. To znak, że kucharz, niczym mamma, dba o podniebienia swoich gości. A szef lokalu o zawartość ich portfeli.

- Niedaleko centrum można znaleźć fantastyczne miejsce, w którym serwują tradycyjną kuchnię. Jest i smaczniej, i taniej. Ale uwaga - tam do pizzy nigdy nie dostaniecie keczupu - śmieje się Gianbruno, dodając, że jeden z jego kolegów restauratorów w żołnierskich słowach wyjaśnił kiedyś turyście domagającemu się czerwonego sosu do mar-gherity, że to profanacja włoskiego przysmaku. I że albo keczup, albo on. Turysta... musiał obejść się smakiem. Właściwie każdy region ma swoje popisowe danie. Trzeba próbować! Nasza kuchnia jest zdecydowanie bardziej regionalna niż ta w Polsce - tłumaczy Torrano.

Jest jednak - o dziwo - jedna rzecz, której zdecydowanie nie poleca (o dziwo, bo dyskusja z Włochem na temat włoskiej kuchni zawsze kończy się konkluzją, że nie ma na świecie lepszej i basta!)

- Gdy wieczorem pojawisz się w restauracji i usłyszysz, że jedyne, co mogą ci przyrządzić, to lasagna, grzecznie podziękuj i wyjdź. Na bank będzie mrożona.

Gdzie oni to mieszczą?
Polaka we włoskiej restauracji mogą zaskoczyć co najmniej dwie rzeczy. Pierwsza, zdecydowanie mniej przyjemna, to tajemnicze "coperto" na końcu rachunku. Ok. 1,5-2 euro od osoby zapłacimy niemal w każdej restauracji. Za co? Za nakrycie do stołu, chleb, oliwę i przyprawy. Ale jest też dobra wiadomość - nikt nie spojrzy na nas krzywo, gdy nie zostawimy napiwku. Z drugiej jednak strony taki gest może zostać wspaniale odebrany, a my - gdy następnym razem staniemy u progu lokalu, gdzie wspaniałomyślnie zostawiliśmy tipa - zostaniemy po-witani jak starzy znajomi. I być może "w gratisie" dostaniemy trochę alkoholu, kilka ciasteczek albo inną specjalność zakładu.

Druga rzecz nieodgadniona dla obcokrajowca to... pojemność przeciętnego włoskiego żołądka. Szczególnie w weekendy restauracje zapełniają się krzykliwymi, sympatycznymi biesiadnikami w wieku od lat kilku do kilkudziesięciu, którzy przy wspólnym stole, przez kilka godzin, pałaszują niepojęte ilości jedzenia.

Najpierw na stół wjeżdża przystawka, później "primo", czyli pierwsze danie (wielka micha makaronu), po nim "secon-do" - danie drugie, czyli mięso albo ryba, następnie deser, a na końcu owoce i albo odrobina alkoholu (grappa lub limoncello), albo mała czarna na lepsze trawienie. Wspaniale patrzeć na ten kilkugodzinny spektakl z jedzeniem i rodzinnym przekomarzaniem się w rolach głównych! Zagadka pojemności żołądków wciąż czeka na rozwiązanie.

O godzinie 15 zamiast obiadu domagaj się sjesty
Włosi jedzą o nieco innych porach niż my. Odwiedzając małe miasteczka, nie zdziwcie się więc, gdy o godz. 14.30-15, gdy będziecie chcieli coś przekąsić, pocałujecie klamkę.

- Restauracje są zamykane na czas sjesty. Ponownie otwierają się później, około 18.30-19 - tłumaczy Gianbruno.
I jeszcze jedno - najsłynniejszego włoskiego smakołyku nie serwuje się przez cały dzień. Restauracje poza turystycznym szlakiem zapraszają na niego dopiero wieczorem - wtedy dopiero piec drzewny, w którym się go wypieka, jest wystarczająco dobrze nagrzany. Jeśli jednak w menu widnieje napis: "Pizza a pranzo", możecie śmiało o nią poprosić także w porze lunchu. Ciągle, rzecz jasna, bez keczupu.

Rozpuszczalnej nie uświadczysz
Kawa - kolejna rzecz, z której słynie Półwysep Apeniński, to obowiązkowy punkt programu. Nie możecie go ominąć! Włosi piją ją w biegu, kilka razy dziennie. Rano najczęściej mocne jak siekiera, ale wspaniale stawiające na nogi espresso albo delikatne cappuccino z mleczną pianką. Oba specjały pije się za-zwyczaj na stojąco, w jednym z barów na rogu. Bo chociaż pewnie nikt nigdy nie robił takich obliczeń, Italia wygrałaby w konkursie na ilość barów w przeliczeniu na jednego mieszkańca.
Wieczorem, by zbyt się nie rozbudzić, ale po raz ostatni tego dnia skosztować czarnego napoju, Włosi sięgają po kawę bezkofeinową.

Miłośnikom popularnej nadwiślańskiej rozpuszczalnej radzimy - przestawcie się na inny smak. A jeżeli nie wchodzi to w grę, ulubione granulki zabierzcie ze sobą, bo we Włoszech o nich nie słyszeli. Tak jak zresztą o fusach "po turecku".

Taniec w takt melodii z klaksonów
Z perspektywy pieszego z zagranicy mieszkańcy Italii jeżdżą jak wariaci - wyprzedzają na trzeciego, "wczesne" czerwone to dla nich zielone, w dodatku najwyraźniej lubują się w dźwięku klaksonu, bo nieustannie go używają. "Wspaniale" też parkują - na przejściach dla pieszych, chodnikach i ulicach, zderzak przy zderzaku. No i na luzie. Dlaczego? By rano ktoś, komu zablokowali wyjazd, mógł swobodnie przepchnąć ich auto i odjechać.

Gianbruno Torrano widzi to jednak inaczej. - To stereotypy! Nasza jazda jest jak taniec, ma swoją choreografię. Doskonale wiemy, kto jak się zachowa na drodze, kiedy skręci, a kiedy się zatrzyma. Nawet jak tego nie zasygnalizuje - zapewnia. Jeżeli pourlopowa wizyta u mechanika i nauka "choreografii" Wam jednak nie w głowie, lepiej zostawcie swoją maszynę w garażu i na wakacyjne wojaże wybierzcie inny środek komunikacji. Na przykład pociągi, które - wbrew temu, co się mówi - działają całkiem sprawnie i w porównaniu z naszymi PKP są niczym ferrari. Uwaga! Bilet kasujemy przed wejściem na pokład, inaczej jest nieważny. Kasowniki stoją na każdym peronie.

Zupełnie inną kwestią pozostaje kupno biletu. Gdy Wasz włoski kuleje, a pani/pan w kasie na lekcjach angielskiego ewidentnie wagarował i ni w ząb nie możecie się z nim dogadać, pozostaje szybsza opcja - automaty. Nie dość, że mają menu w kilku językach, to jeszcze wydają resztę. Ba, niektóre nawet mówią! Zupełnie jakby zostały obdarzone przez konstruktorów słynną włoską gadatliwością.

Świetnie się bawię, rogaczu!
Bo jak pewnie dobrze wiecie, mieszkańcy buta lubią dużo mówić i pięknie przy tym gestykulują. Jeżeli jesteś, dajmy na to, w Mediolanie i masz ochotę na małą pogawędkę o wyższości AC Milan nad Interem, bez znajomości języka ciała się nie obejdzie.
"Gadasz głupoty!" - mniej więcej to będzie chciał ci przekazać twój wkurzony inerlokutor, gdy złączy kciuk z czterema pozostałymi palcami i będzie nimi machał w prawo i lewo.

"Mam to gdzieś!" - to już z kolei energiczne pocieranie spodu podbródka. Na zgodę nie pokazuj mu przypadkiem tradycyjnego polskiego gestu "w szyję". Biedak, zamiast pomyśleć, że chcesz z nim wychylić "pięćdziesiątkę", będzie się zastanawiał, czy i dlaczego czyhasz na jego życie. Ale kiedy dojdziecie już do porozumienia i wybierzecie się razem na imprezę, nie próbuj, wzorem Amerykanów, unosić palca wskazującego i małego, pokazując, jak świetnie się bawisz. No, chyba że chcesz szczerze obrazić swego świeżo poznanego przyjaciela, nazywając go rogaczem. Dla Włocha to prawdziwa zniewaga!

O czym jeszcze trzeba wiedzieć, planując urlop w krainie oliwą, słońcem i wielką modą płynącą? O tym, że kupowanie podróbek u afroamerykańskich sprzedawców na dziko handlujących Dolce & Gabbaną i innymi Armanimi, może się skończyć mandatem. Oj, zaboli - karabinierzy potrafią wlepić nawet 500 euro kary.

Z podobnych względów odradzamy kąpiel w fontannach, karmienie gołębi i pałaszowanie kanapek na zabytku - piknik na Schodach Hiszpańskich albo w szacownych murach Colosseum dobrym pomysłem zdecydowanie nie jest. No chyba że macie włoską fantazję. I bardzo dużo gotówki przy sobie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska