Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantura w sądzie. Interweniowała policja

Marcin Rybak
Marcin Rybak
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Fot. Karolina Misztal
Awantura w sądzie. Oskarżony odgrażał się sędzi, prokuratorce i pełnomocnikowi pokrzywdzonych. Policja musiała go obezwładnić.

Oskarżony to Krzysztof H., przedsiębiorca podejrzany o liczne oszustwa z wykorzystaniem internetu. W sierpniu ubiegłego roku w kominiarce na twarzy rzucił się z nożem na ekipę telewizyjną stacji TTV. Wielkim, kilkunastocentymetrowym ostrzem uderzał w karoserię i szyby ich samochodu. Dziennikarka i operator kamery obawiali się o życie.

W środę we wrocławskim sądzie miał się zacząć proces Krzysztofa H. Jest on oskarżony o uszkodzenie mienia i narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo zdrowia.

Tym razem też było nerwowo, skończyło się interwencją sądowej policji i aresztowaniem Krzysztofa H. na dwa miesiące. Bo oskarżony dobrowolnie do aresztu pójść nie chciał.

Jak relacjonują pokrzywdzeni, czyli dziennikarka i operator kamery, awantura zaczęła się już na korytarzu przed rozprawą. Oboje czuli się zagrożeni. Krzysztofowi H. towarzyszył nieznany kolega, który robił pokrzywdzonym zdjęcia.

Krzysztof H. zaczął w pewnym momencie coś wykrzykiwać. Przysunął się do pełnomocnika pokrzywdzonych, zbliżył swoją twarz do jego. I komentował, że przecież nie popełnił żadnego przestępstwa.

Gdy sędzia poprosiła uczestników procesu na salę rozpraw, pełnomocnik dziennikarzy złożył wniosek o tymczasowe aresztowanie Krzysztofa H. w związku z jego zachowaniem na korytarzu. Sąd zgodził się na dwumiesięczny areszt.

Wtedy Krzysztof H. zaczął wykrzykiwać swoje groźby. Tak przynajmniej jego z zachowanie odebrali świadkowie, relacjonujący nam wydarzenia. Mówił, że gdy wyjdzie na wolność, to „zajmie się nimi”. Czy miał na myśli panią sędzię, panią prokurator i pełnomocnika? Trudno powiedzieć.

Według korzystniejszej dla oskarżonego interpretacji tych słów, nie były to groźby, lecz swoisty komentarz do działań dziennikarzy, którzy pojawili się pod jego domem.

Sąd wezwał na salę policjantów ochraniających na co dzień sądowe gmachy, by odprowadzili oskarżonego do aresztu. - Nie chciał się podporządkować. Po kilkukrotnym wezwaniu do zachowania zgodnego z prawem policjanci obezwładnili go - mówi Paweł Petrykowski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji.

Opis incydentu trafi do prokuratury Wrocław Stare Miasto. Ma ona rozstrzygnąć, czy na sali sądowej i przed nią doszło do popełnienia przestępstwa, a jeśli tak, to do jakiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska