Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anakonda we Wrocławiu. Komandosi szturmowali porwany samolot

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Policyjni i wojskowi antyterroryści ćwiczyli na wrocławskim lotnisku odbijanie samolotu z rąk terrorystów. Ćwiczenia „Renegade” były częścią wielkich, międzynarodowych ćwiczeń wojskowych Anakonda, które trwają w naszym kraju.

Rolę porwanego „statku powietrznego” grał wojskowy samolot transportowy Casa. - Na potrzeby ćwiczeń stała się ona „Renegade”, czyli odstępcą od reguł ruchu lotniczego – tłumaczy dowódca ćwiczeń, pułkownik Robert Stachurski dowodzący obroną powietrzną w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych.

Wszystko zaczęło się w powietrzu, gdzieś w Polsce. Zaraz po pojawieniu się informacji, że porwany został samolot, w powietrzu pojawiły się polskie F16. Ich zadaniem było zmusić go do lądowania. W tym wypadku - na wrocławskim lotnisku. Gdyby to nie były ćwiczenia, na Strachowicach zostałby wstrzymany cały ruch powietrzny.

Najpierw nad wrocławskich lotniskiem pojawiły samoloty wielozadaniowe F16. Ćwiczyły podchodzenie do lądowania i bardzo nisko przelatywały nad lotniskiem. Po kilkunastu minutach wysoko w powietrzu nadleciał duży samolot transportowy w towarzystwie dwóch F16. Ćwiczono przechwytywanie samolotu i zmuszanie go do lądowania. Po kilku okrążeniach lotniska Casa wylądowała.

W warunkach realnego kryzysu, myśliwce krążą nad lotniskiem dopóki uprowadzony samolot nie dokołuje na płytę postojową i nie wyłączy silników. Znad Wrocławia F16 odleciały szybciej. Gdy tylko „odstępca” stanął na płycie, uzbrojeni w broń palną policjanci z Oddziałów Prewencji zablokowali teren wokół Casy i płyty postojowej. Później dłuższą chwilę czekaliśmy na rozwój wypadków.

Pułkownik Stachurski tłumaczył nam, że ćwiczone są negocjacje z porywaczami. Poza tym czekaliśmy tyle, ile potrzeba na dotarcie do lotniska oddziałom antyterrorystycznym. W pewnej chwili do samolotu podjechał auto lotniskowej obsługi technicznej. Technicy zaczęli obsługę, jaką zwykle wykonuje się przed startem. Do Casy podłączyli urządzenie dostarczające prąd. Od tyłu, na specjalnej platformie, podjechał kontener.

Scenariusz zakładał, że terroryści zażądają zgody na start z wrocławskiego lotniska. Dodatkowo zażyczyli sobie jakiegoś ładunku. Co to miałoby być, nie wiadomo. Równocześnie jeden z terrorystów wyszedł z trzema zakładnikami z maszyny.

Od tego momentu wypadki potoczyły się bardzo szybko. Jeden z techników obsługujących Casę zastrzelił terrorystę, a z kontenera wybiegły dwie grupy uderzeniowe – wrocławskich policjantów z pododdziału antyterrorystycznego i specjalnego oddziału Straży Granicznej. Po chwili antyterroryści byli już w środku samolotu i wyprowadzali terrorystów oraz zakładników.

Pułkownik Robert Stachurski tłumaczył nam, że ćwiczono przede wszystkim współdziałanie różnych służb i instytucji na wypadek podobnego zdarzenia. - Na ile realistyczne było samo wejście do samolotu? Rzecz jasna w warunkach prawdziwego kryzysu nikt by się nie przejmował sprzętem i z pewnością antyterroryści utorowaliby sobie drogę przy pomocy materiałów wybuchowych. Ale wojskowa Casa musiała przetrwać działania antyterrorystów w nienaruszonym stanie – wyjaśnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska