Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

17 września 1939 Sowieci zaatakowali Polskę. Propaganda nazwała to „wyzwoleńczym pochodem Armii Czerwonej”. Jak było naprawdę?

Hanna Wieczorek
Józef Stalin i Joachim von Ribbentrop, Moskwa 23.08.1939
Józef Stalin i Joachim von Ribbentrop, Moskwa 23.08.1939 Wikipedia
17 września 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na tereny II Rzeczpospolitej. Sowici dokonali agresji bez określonego w prawie międzynarodowym wypowiedzenia wojny. W historiografii radzieckiej inwazja ta określana jest „wyzwoleńczy pochód Armii Czerwonej”. Co się naprawdę zdarzyło i jak wyglądał sowiecki „wyzwoleńczy pochód” opowiada wrocławski historyk wojskowości prof. Jerzy Maroń.

Pamięta Pan okupacyjną piosenkę: „Dnia pierwszego września roku pamiętnego, wróg napadł na Polskę”?
Oczywiście!

To proszę mi powiedzieć, jak to się stało, że siedemnaście dni później kolejny wróg „wbił nam nóż w plecy”?
To był efekt paktu o nieagresji i tajnego protokołu niemiecko-sowieckiego z 23 sierpnia 1939, ratyfikowanego przez Radę Najwyższą ZSRR 31 sierpnia. To właśnie wtedy Wiaczesław Mołotow jako Ludowy Komisarz Spraw Zagranicznych stwierdził, że „układ o nieagresji między Niemcami a ZSRR stanowi zwrotny punkt w historii Europy, ale nie tylko Europy”. Potem dodał: „Podstawowe znaczenie niemiecko-sowieckiego paktu polega na tym, że dwa największe państwa w Europie porozumiały się co do tego, by położyć kres wzajemnej wrogości, by zlikwidować niebezpieczeństwo wojny i żyć wspólnie w pokoju. W ten sposób zawęża się pole możliwych konfliktów zbrojnych w Europie, jeśli nawet nie uda się uniknąć tych konfliktów, to skala działań militarnych będzie obecnie ograniczona. Niezadowoleni z tego paktu mogą być jedynie podżegacze do wojny ogólnoeuropejskiej”.

Rosjanie w tajnym protokole zobowiązali się pomóc Hitlerowi?
Ani w pakcie, który był jawny, ani w owym tajnym protokole nie było punktów mówiących wprost o podjęciu działań wojennych. Jednak w tajnym protokole rozgraniczono strefy wpływów Niemców i Rosjan w całej Europie Wschodniej – od Rumunii, aż po Finlandię. Granica wpływów szła również w poprzek Polski, wiadomo więc było, że te podziały nie będą wynikiem nowego Monachium tylko działań wojennych. Dla obu dyktatorów, w imieniu których pakt podpisali Joachim von Ribbentrop i Mołotow, było jasne, że Hitler nie zajmie całej Polski tylko po to, by później oddać znaczną jej część Stalinowi. Będzie musiało nastąpić współdziałanie wojenne Armii Czerwonej i Wehrmachtu, na co zresztą Hitler bardzo liczył i na co bardzo naciskał.

Stalin nie był chętny do wojaczki?
To nie do końca tak. Pierwotnie strona sowiecka zakładała, że uderzenie na Polskę nastąpi w nocy z 13 na 14 września, bowiem koncentracja frontów Białoruskiego i Ukraińskiego miała zakończyć się 11 września. Jednak koncentracja pokazała, że Armia Czerwona jest w kiepskiej kondycji.

Tak kiepskiej, że odwołano inwazję?
Być może , ale są to tylko spekulacje, że była to jedna z przyczyn, dla której Stalin odwołał całą akcję. I na dodatek nie wyznaczył nowej daty ataku. Ostatecznie dopiero 14 września dowódcom okręgów białoruskiego i ukraińskiego wręczono dyrektywy nakazujące wkroczenie do Polski. W tym momencie okręgi zamieniono na fronty, a więc już nie były to jednostki w strukturze pokojowej, a jak najbardziej wojenne. Ta dyrektywa zawierała jednoznaczne zdanie: „błyskawicznym uderzeniem rozbić wojska polskie i osiągnąć linie rzek: Pisy, Narwi, Wisły i Sanu”. A więc, tak jak w tajnym protokole zapisano rozgraniczenie stref wpływów.

Polacy wiedzieli o tajnym protokole?
Pewne przecieki były. Do dyplomatów przebywających w ZSRR docierały informacje na temat protokołu i podziału stref wpływów.

Polacy zdawali więc sobie sprawę z niebezpieczeństwa inwazji?

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Polacy zdawali więc sobie sprawę z niebezpieczeństwa inwazji?
Mogli się tego spodziewać

Przygotowali się na wypadek wkroczenia Sowietów do Polski?
Nie. Przypadek N+R czyli równoczesnej walki z Niemcami i Rosjanami, w polskim planowaniu strategicznym był wykluczony. Nie brano go pod uwagę ze względu na brak możliwości sensownego działania.

Zostawiliśmy „odkrytą” wschodnią granicę?
To nie tak. Istniały normalne plany dla Korpusu Ochrony Pogranicza, który pilnował naszej wschodniej granicy. KOP został zmobilizowany, odtworzono 22 bataliony czyli 3 słabe dywizje. Oczywiście to były bataliony bez artylerii lekkiej, artylerii ciężkiej, dowództw szczebla dywizyjnego. I choć żołnierze byli rzeczywiście dobrze wyszkoleni, ale to była piechota. Oprócz tego na Wschodzie stacjonowały jednostki zapasowe, szpitale. Tyle, że znaczna część z tych ludzi, którzy byli w jednostkach zapasowych nie miała broni. To przecież były kompanie marszowe, które planowano przerzucać na główny front.

Czyli do walki z Niemcami?
Tak, to normalna procedura. Ponoszone są straty, więc przysyła się posiłki. Oblicza się, że w jednostkach zapasowych w tym rejonie (nie tylko na Kresach, ale też bliżej Polski Centralnej) było 200 tysięcy głów plus 22 bataliony KOP. Oddziały sowieckie liczyły ponad 620 tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej plus ponad 16 tys. pograniczników. Natomiast jeśli chodzi o wyposażenie to był to już zupełnie inny świat. Sowieci mieli 4959 dział i moździerzy, 4736 czołgów, 760 samochodów pancernych i 3298 samolotów. Od razu powiem: czołgów dwa razy tyle, co we Wrześniu rzucili Niemcy, samolotów 1,5 raza tyle co Niemcy. Stalin skoncentrował więc olbrzymie siły i środki.

Faktycznie, sowieci mieli porażającą przewagę. Polacy się bronili?
Oczywiście! Bataliony KOP miały przygotowane umocnienia, choć nie była to linia Maginota, i tam poszczególne strażnice stawiały opór. Niektóre załogi Kopików broniły się dość długo, ale nie miały żadnych szans. Proszę pamiętać, że wschodnia granica to było 1400 km, których miały bronić te 22 bataliony.

No mur to nie był, nawet nie płot, bo sztachet brakowało.
Co najwyżej siateczka. Jeden batalion liczący 700 ludzi na 70 kilometrów. Nie ma o czym mówić. Bataliony KOP nie stały na samej granicy, ale były uszeregowane w kilku rzutach. I trzeba powiedzieć, że opór polskich obrońców narastał w miarę wkraczania Armii Czerwonej, choć nie był tak mocny i trwały, jak w przypadku zachodnie części Polski. Weźmy choćby na przykład obronę Warszawy, Modlina czy Lwowa przed Niemcami. Na Wschodzie broniono się przede wszystkim w oparciu o miasta. Sowietom bardzo szybko udało się zająć Wilno, bo rzucili tam jednostki pancerne. Ale przypłacili to dużymi stratami. Polacy twardo bronili Grodna, to już były kilkudniowe, klasyczne walki w mieście. Z wykorzystaniem ochotników. Na przykład harcerzy, którzy byli najczęściej łącznikami. Ciężkie walki były w Puszczy Białowieskiej, bo wiadomo, że las utrudniał działanie związków pancernych.

Dowodzenie obroną przejęli oficerowie regularnych jednostek wojskowych?
Różnie to było. Znakomicie dowodził dowódca KOP na północnym wschodzie generał brygady Wilhelm Orlik-Rückemann, to był jeden z legionistów żydowskiego pochodzenia. Świetnie wymanewrował Rosjan i te oddziały dowodzone przez niego częściowo przeszły granicę litewską, a częściowo znalazły się, aż na Lubelszczyźnie. Zresztą on sam dotarł na Litwę, a potem na Zachód. Natomiast w środkowej części, na Polesiu, świetnie sprawił się generał Franciszek Kleeberg, zresztą oficer armii austriackiej. We wrześniu utworzono Samodzielną Grupę Operacyjną Polesie w oparciu o dowództwo okręgu wojskowego, którym on dowodził.

Zaraz, zaraz. Generał Kleeberg zaczynał od walki z Armią Czerwoną? W szkole mówiono mi tylko o bitwie pod Kockiem, to znaczy o walce z Niemcami.
Kleeberg był dowódcą w Pińsku. Pozbierał różnych rozbitków, między innymi oddziały KOP, oddziały marynarzy rzecznej Flotylli Pińskiej. Utworzył z nich dwie dywizje piechoty, znowuż udało mu wymanewrować Rosjan i dlatego znalazł się na Lubelszczyźnie. Tam 5 października stoczył ostatnie walki pod Kockiem, gdzie powstrzymał i zadał poważne straty korpusowi niemieckiemu. Poddał się, kiedy zabrakło mu amunicji. A plan miał prosty: chciał przebić się do Dęblina, zająć magazyny wojskowe, dodatkowo wyposażyć się w zimowe umundurowanie, amunicję i przejść do walki partyzanckiej w Górach Świętokrzyskich.

Długo Polacy walczyli z Armią Czerwoną.
Pod koniec walki przeniosły się na prawy brzeg Wisły, czyli już za Bug. Toczyły je jednostki, między innymi Grupa Operacyjna Kawalerii generała Andersa, które wcześniej walczyły z Niemcami. Na przykład Anders próbował przebić się do granicy węgierskiej, kiedy jego Grupa została okrążony przez Rosjan. Część się jego żołnierzy dotarła do granicy, część została wzięta do niewoli. W tym sam Anders, który trafił do sowieckiego więzienia. Walki z Rosjanami toczyły się do 30 września, choć po 28 były to sporadyczne boje na terenie Lubelszczyzny. W niektórych zresztą Rosjanie ponosili klęskę. Natomiast w biorąc pod uwagę pełną skalę działań, to Sowieci mieli tak olbrzymią przewagę, że trudno nam nawet było marzyć o sukcesie operacyjnym. Rosjanie w swojej historiografii nazwali to „pochodem wyzwoleńczym” i rosyjscy historycy do dzisiaj używają takiego pojęcia pisząc o działaniach na tych terenach od 17 do 30 września.

Zaraz, zaraz. Z tego co Pan opowiada trudno to nazwać „pochodem”, o dalszej części tej nazwy nie będę nawet mówiła. Skąd się to wzięło?
Propaganda... Być może wykorzystano ten słynny rozkaz Naczelnego Wodza marszałka Rydza-Śmigłego, który na wieść o wkroczeniu Rosjan po Polski zarządził: „Z Sowietami nie walczyć”. Część polskich historyków i publicystów historycznych pisała, oczywiście już po wojnie, że to było zgubne, ponieważ ci, którzy walczyli mieli większe szanse na przeżycie, niż ci, którzy się poddali.

O czym przekonali się obrońcy Lwowa.
Tak. Obrońcy Lwowa nie skapitulowali prze Niemcami, natomiast gen. Langner , zgodnie z rozkazem Rydza-Śmigłego, skapitulował przed Rosjanami. Zresztą jemu osobiście się udało wyjechać, znalazł się na emigracji. Natomiast oficerowie, którzy bronili Lwowa w większości trafili do Katynia i zostali zamordowani. W tych pierwszych dniach okupacji sowieckiej sytuacja wyglądała różnie, ponieważ władza sowiecka nie miała jeszcze silnego oparcia i rozeznania w terenie.

Wierzono, że jeńcy zostaną potraktowani zgodnie z ogólnie panującymi zasadami?
Zapewne. Może do Lwowa nie dotarły jeszcze informacje o tym, co się stało w Grodnie. Tam po zdobyciu miasta Sowieci dokonali mordu na obrońcach i mieszkańcach Grodna. Według relacji rozstrzelano 300 Polaków, w tym chłopców, harcerzy. I nie patrzyli, czy któryś był łącznikiem, wystarczyło, że miał mundur harcerski, by trafić pod mur. Podobnie zachowali się w Wilnie. O tym bardzo ciekawie opowiadał Emil Kare­wicz, który był wileńskim harcerzem, ten świetny aktor wspominał, że tylko cudem ocalał. Musi pani wiedzieć, i to jest najbardziej dramatyczne, że przy froncie białoruskim i ukra­ińskim istniały sądy wojenne i po zajęciu kolejnych terenów sądziły i skazywały na karę śmierci urzędników państwowych i działaczy społecznych i politycznych za działalność kontrrewolucyjną w 1919-1920 roku.

To znaczy… Przepraszam, zabrakło mi słów.
Tak, skazywano cywilów za wojnę z bolszewikami. Taka od początku była skala represji.

Sowieci weszli przygotowani przygotowani, wiedzieli kogo szukać?
Oczywiście. Urzędnicy administracji państwowej w większości pozostali na miejscu, więc byli wyłapywani i skazywani z kontrrewolucyjnych paragrafów. A potem w lutym 40 roku przyszła pierwsza wywózka. To było świadome działanie wobec określonych kategorii polskiego narodu. Na przykład służba leśna poniosła straszliwe straty. Leśnicy byli powszechnie znienawidzeni wśród ludności białoruskiej i ukraińskiej, ale pod nadzorem sowieckim pracowali do lutego 1940 roku. Do tego trzeba doliczyć lekarzy, administrację szkolną, osadników wojskowych...

Za co nienawidzono leśników?
No jak to? Przecież walczyli z kłusownictwem...

Wróćmy do Lwowa. Dlaczego niektórzy zdecydowali się nie składać broni, jak na przykład jak np. kapitan Ludomir Włodzimierz Kościesza Wolski wraz z podległymi mu oficerami a, inni szli do niewoli?
Było pełne zamieszanie, przecież szeregowi żołnierze rosyjscy mówili, że jadą walczyć Niemcami. Polacy i polscy oficerowie nie liczyli się nawet z takim działaniem, którego symbolem był Katyń. Zresztą przy kapitulacji wobec Niemców niektórzy oficerowie także szli do niewoli, choć mogli zostać na wolności. Myślę, że w grę wchodziły nawet kwestie mentalne. Kiedyś dyskutowaliśmy o kapitulacji Warszawy z prof. Grzegorzem Nowikiem. I on powiedział: Jurek, zobacz, że legioniści, piłsudczycy nie szli do niewoli, tylko zakładali cywilne ciuchy. Natomiast zawodowi oficerowie dawnych armii zaborczych uznawali, że kiedy pierwsza faza wojny się skończyła, idzie się do niewoli, bo tak to wyglądało kiedyś. Dla legionistów wojsko nie było całym życiem, nie mieli żadnych zahamowań. Generał Kuropieska, który dostał się do niewoli po bitwie pod Tomaszowem, wówczas jeszcze kapitan, będąc w oflagu, mówił obrońcom Warszawy: „Jak to, trzeba było jednego oficera na stu szeregowców wyznaczyć, a reszta do konspiracji”.

I co mu odpowiadali?
Argument był taki, że chcieli dzielić los szeregowych żołnierzy. Co ciekawe, kilku faktycznie ukryło swoje stopnie oficerskie i poszło z szeregowcami do stalagów, by podnieść ich morale.

Nikt w 1939 roku nie spodziewał się, do czego są zdolni Sowieci?
Nie spodziewano się eksterminacji inteligencji polskiej. Bo proszę choćby zobaczyć, kto zginął w Katyniu. Mówię tu symbolicznie, oczywiście chodzi o Katyń, Charków i Miednoje. Oprócz Kopików i policjantów, większość to byli oficerowie rezerwy, a kim byli rezerwiści? Maturzystami i absolwentami wyższych uczelni. To było uderzenie w polską inteligencję. To samo zresztą zrobili Niemcy. Choć oni nie posunęli się do eksterminacji bezpośredniej. Zamiast tego „wyciągali” podchorążych z oflagów i wysyłali ich do obozów o fatalnych warunkach, gdzie śmiertelność była bardzo wysoka.

Mogliśmy uniknąć inwazji sowieckiej w 1939 roku?
Nie. W tej sprawie nic od nas nie zależało.

Żadna wielka dyplomacja nie pomogłaby Polsce?

Dyplomatyczne rozwiązania mogliśmy podejmować już po 17 września, na obczyźnie. Rząd emigracyjny musiał wtedy zdecydować co robić dalej.

A przed 17 września?

Nie. Stalin grał na kilku fortepianach. Nie mieliśmy nawet takich szans, jak Finowie w wojnie zimowej. Oni walczyli z jednym przeciwnikiem i w takich warunkach, że mogli wiele miesięcy zwodzić Sowietów.

Mówił Pan, że w Armii Czerwonej panował bałagan i niekompetencja. To nie zrównywało choć trochę naszych szans?

Te liczby, które przytoczyłem, robią kolosalne wrażenie. Tyle, że niska kultura techniczna całego społeczeństwa, powodowała, że straty marszowe...

...chwileczkę. Mówi Pan do cywila.

Powiedzmy to inaczej. Faktyczna sprawność sprzętu była żenująca. Mobilizacja pokazała na dodatek koszmarną niekompetencję oficerów. Trzeba pamiętać, że armia była świeżo po czystkach. To się wszystko składało na bałagan, ale przewaga Armii Czerwonej na polskimi jednostkami na Kresach była tak wielka, że nic się nie dało zrobić.

Przykryli nas czapkami...

Na dodatek nasi żołnierze walczyli z Niemcami. Rosjanie uderzyli na nasze tyły, na jednostki zapasowe, KOP, flotyllę pińską. KOP co prawda był jednostką wojskową z zadaniami policyjnymi, ale to nie były pełnokrwiste oddziały przeznaczone do walki w polu.

Przy tych wszystkich uwarunkowaniach armia polska zdała egzamin w starciu z Sowietami?

Zdała. Nie poszła w rozsypkę, walczyli do końca, poddawali się. Mimo, ze była armią niejednolitą narodowościową, tu nie było przechodzenia na drugą stronę.

A gdzie tak się działo?

W armii jugosławiańskiej. w 1941 roku walczyli Serbowie, Chorwaci nie walczyli, mało tego sabotowali rozkazy, Czegoś takiego u nas nie było.

Dlaczego marszałek Rydz-Śmigły wydał rozkaz: „Z Sowietami nie walczymy?”.

Nie wiem na czym się opierał, być może byłą to czysto polityczna kalkulacja. Niektórzy atakują go za ten rozkaz, ale są i tacy, którzy go bronią. Proszę pamiętać, że już będąc w Rumunii wysłał majora Edmunda Galinata do stolicy, jeszcze przed kapitulacją Warszawy, z zadaniem formowania organizacji konspiracyjnej. Dosłownie brzmiało to tak: „Utworzy pan nowe POW”. I tak powstała Służba Zwycięstwu Polsce z gen. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim na czele. Generał był legionistą, który nie miał zahamowań, by mundur zamienić na garnitur. I z tej Służby Zwycięstwu Polsce wkrótce powstał ZWZ, a potem Armia Krajowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska