11 września 2010 roku. 16 lat później. Vojens. Jednodniowych finałów już nie ma. Teraz mistrza świata wyłania cykl jedenastu imprez. Dziewiątą eliminację, GP Nordyckie, wygrywa Gollob, nie tracąc po drodze ani oczka. Zbiera 24 pkt (3,3,3,3,3,3,6). Jak? W stylu mistrza świata. Choć koronacja odbędzie się dopiero 9 października w Bydgoszczy.
Sobotnia impreza była jedną z tych, które Polak kontrolował od pierwszego startu do ostatniej biało-czarnej szachownicy. Wszystko odbyło się według scenariusza powstałego w półkuli mózgu odpowiedzialnej za pozytywne myślenie.
W Vojens, rzecz jasna, musiało padać. I w piątek przed treningiem, i w końcówce zawodów. Gollob zaczął z kiepskiego trzeciego pola, lecz jest mistrzem świata w podejmowaniu trafnych, błyskawicznych decyzji na pierwszym łuku. Z reguły z pełną premedytacją i pełnym przekonaniem wciska się akurat w tę jedną, odpowiednią lukę. Trójka. Druga seria? Pod taśmą zostawili mu miejsce przy samej bandzie. A w sobotę startowało się stamtąd, jakby wystrzeliwano cię z procy.