Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zlikwidowali obóz pracy w Ścinawie

Agata Grzelińska
Piotr Krzyżanowski/Polskapresse
Pokrzywdzeni byli zmuszani do pracy pod nadzorem. Sprzedawali buty i odzież na bazarach w różnych miastach. Brakowało im jedzenia i picia.

Mieszkańcy małego miasteczka nie mieli pojęcia, że w domu po sąsiedzku przez pięć lat przetrzymywanych jest 28 osób. Proceder był dość prosty. Nikolae L., 35-letni obywatel Rumunii, który od lat mieszka w Polsce, wyjeżdżał na święta do rodzinnej wsi. Tam kusił swych znajomych perspektywą zarobku. Obiecał im pewną pracę i pieniądze. Mimo że niewielkie, bo od 800 do 1500 euro rocznie, chętnych nie brakowało.

Jeszcze przed wyjazdem do Ścinawy zabierał zwerbowanym Rumunom dokumenty. Na miejscu ich życie zamieniało się w koszmar. Niektórzy przeżyli w nim aż pięć lat.

- Pokrzywdzeni byli zmuszani do pracy pod nadzorem. Sprzedawali buty i odzież na bazarach w różnych miastach - informuje Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. - Praca odbywała się w trudnych warunkach, bez zapewnienia odpowiedniej ilości jedzenia i picia i trwała po kilkanaście godzin dziennie.

Po pracy niewolnicy dwóch Rumunów i Polki trafiali do dwóch domów w Ścinawie, gdzie byli przetrzymywani. - Mieszkali po kilka osób w bardzo złych warunkach. Ograniczano im jedzenie, nie pozwalano wychodzić z terenu posesji ani korzystać z telefonów - opowiada prokurator Łukasiewicz. - Do najbliższych mogli dzwonić tylko w obecności pracodawcy. Nie mogli mieć własnych pieniędzy ani rozmawiać z obcymi. Często wyzywano ich i poniżano w celu zastraszenia.

Nikolae L. nie działał sam. Pomagała mu Polka, jego 29-letnia żona Kamila K.-L. W więzienie i wykorzystywanie ludzi zaangażowany był też jego31-letniego brat, Ioana L.

Sprawa nie wyszłaby na światło dzienne pewnie jeszcze bardzo długo. Mieszkańcy Ścinawy wprawdzie kojarzą dom obity sidingiem, w którym był kiedyś warsztat blacharski. Mówią, że właściciel sprzedał go Rumunom i że kręciło się ich tam wielu, jak precyzują: ze dwudziestu. Kojarzą też, że ciągle wyjeżdżali ze Ścinawy. Robią wielkie oczy, gdy słyszą o niewolniczej pracy obcokrajowców.

Pazerna i bezwględna rodzina L. wpadła w ubiegłą środę, 13 czerwca po tym, jak z obozu uciekło dwóch przetrzymywanych tam mężczyzn. Zdołali dojechać do Krakowa. Nie mieli przy sobie żadnych dokumentów. Gdy na dworcu PKP zatrzymali ich strażnicy graniczni, Rumuni opowiedzieli im, skąd uciekli i że w ścinawskim obozie jest więzionych jeszcze 26 ich rodaków.

Strażnicy i policjanci obserwowali dwa domy i w środę zatrzymali troje organizatorów przestępczego procederu. W domach, tak jak mówili uciekinierzy, funkcjonariusze znaleźli 26 obywateli Rumunii. - Ustalono, że osoby te były zatrudniane przez Kamilę K.-L., jej męża Nikolae L. oraz jego brata Ioana L. - mówi Liliana Łukasiewicz. - W dniu 15 czerwca postawiono im zarzuty tego, że w okresie od 2007 r. do 22 maja 2012 r. w Ścinawie, działając wspólnie i w porozumieniu, dopuścili się handlu ludźmi.

Z obawy przed mataczeniem zostali aresztowani na trzy miesiące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska