- W naszym zakładzie został on odprawiony zgodnie z procedurą, miał wszystkie listy przewozowe. Od tej pory odpowiada za niego przewoźnik - mówi Dariusz Wyborski, dyrektor Departamentu Public Relations w KGHM Polska Miedź. - Huta nie poniosła żadnych strat i to nie my szukamy zaginionego ładunku.
Transport wyruszył z głogowskiej huty 25 stycznia. Przewoźnikiem była szczecińska firma, ale samochody, które przyjechały po ładunek, miały litewskie numery rejestracyjne. Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa Szczecin-Prawobrzeże, bo to pochodzący z tamtego rejonu przewoźnik złożył zawiadomienie o kradzieży.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie przywłaszczenia 120 ton katod miedzianych o szacunkowej wartości 2,5 miliona złotych - mówi prokurator Norbert Zawadzki i dodaje, że jak do tej pory nikt nie został zatrzymany.Powołując się na dobro śledztwa, nie chce jednak zdradzać żadnych szczegółów.
Sprawa jest zagadkowa i choć wcześniej zdarzało się, że ginęły ładunki wyjeżdżające z zakładów Polskiej Miedzi, to nigdy na taką skalę. Dlatego w samym KGHM też ciekawi są ustaleń prokuratury.
- Jesteśmy zainteresowani tym, w jaki sposób tak duży, odprawiony transport nie dotarł do adresata - przyznaje Dariusz Wyborski. Podkreśla przy tym, że monitoring zakładowy zarejestrował zarówno samochody wywożące ładunek, jak i wizerunek samych kierowców.
Katody miedziane, obok walcówki, są głównym produktem handlowym KGHM. Są to płyty o wymiarach 91 x 78 cm, grubości 1,4 cm. Każda z nich waży około 90 kilogramów. Firma sprzedaje je do zakładów produkujących wyroby miedziane, na przykład drut czy rury.
Na razie bez odpowiedzi pozostaje pytanie, co stało się z tak cennym ładunkiem, bo zniknięcie pięciu załadowanych tirów nie mogło ujść niczyjej uwadze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?