Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Tajne bronie erotyczne

Andrzej Górny
Po 1949 roku kilkanaście tysięcy uchodźców z Grecji zawitało do Polski. Reprezentowali lewą stronę tamtejszego konfliktu - właściwie wojny domowej.

Dużo później poznałem kilku z nich, pracowali w drukarni prasowej. Któregoś dnia zecer Kostek bardzo się zdenerwował, miotał się i przeklinał w obu językach. Patrz, co tu wypisują - podtykał mi gazetę. - Kobieta poszła z gościem do lokalu. Nażarła się, napiła, wytańczyła, a potem poszli do niego. Dała mu ciała, ale później oskarżyła go o gwałt. I co? Faceta skazali na dwa lata. To jest sprawiedliwość?! To ona nie wiedziała, po co tam idzie?

Próbowałem go przekonać, że jeśli kobieta mówi nie, należy to uszanować, choćby wszystko wskazywało, że myśli - tak.
W zamian uraczył mnie historią z greckiej partyzantki. - Myśmy też byli tacy głupi - wspominał. - Faszyści podsyłali dziewuchy, które uwodziły naszych, a potem wrzeszczały, że zostały zgwałcone. A u nas to szybko szło - sąd polowy i kula w łeb. W ten sposób własnymi rękami wykończyliśmy wielu niewinnych chłopaków, nieraz wybitnych dowódców. Dopiero po jakimś czasie wywiad się połapał, niestety o wiele za późno.

Seksapil, ta broń kobieca, wykorzystywany był na niejednym froncie. Hitlerowcy posyłali na tereny zajęte przez wroga kobiety zarażone wenerycznie. Podobno potrafiły zadać wojsku straty nie mniejsze niż porządna bitwa. Banderowskie dziewczyny, pod pozorem flirtu, zwabiały polskich partyzantów na pola minowe. Taka wiedziała, jak się po nim poruszać, jej ofiara nie, i często kończyła rozerwana na kawałki.

Cóż, wojna to wojna i każdy podstęp jest dobry, o ile skuteczny. Może te kobiety to były poświęcające się dla idei patriotki, może zmuszano je do tych akcji szantażem lub groźba rozstrzelania. Nie wiem.

Widzę za to, że te obrzydliwe metody coraz śmielej przenikają do pokojowego, cywilnego życia i nie brak osób, które je pochwalają. Prowokacje, za które tak potępialiśmy peerelowskie służby, widać nie są już niczym zdrożnym, skoro agent reżyserujący przestępstwo niedopieszczonej i niezbyt mądrej babiny zasiada w parlamencie i uważa się za bohatera.

Pani redaktor, która udaje, że jest zainteresowana płatnym seksem, skarży się, że jej "target", czyli Fibak, ośmielił się ją pocałować z języczkiem. Trzeba się na którąś z ról zdecydować - albo dziwka, albo przerażona zakonnica w burdelu. Gdy już funkcjonariuszka mediów byłego sportowca ustrzeliła, dała wyraz swemu oburzeniu i potępieniu. Zawód prowokatorki jest niebezpieczny, może prowadzić do rozdwojenia jaźni.

Oskarżyciele Fibaka trąbią, że bronią go tylko ci, którzy mają na sumieniu podobne grzechy (?) i chcą na wszelki wypadek zagwarantować niewinność również sobie. Oświadczam więc, że za seks nigdy nie płaciłem i nie zamierzam, a Fibaka nie znam, choć go podziwiałem jako sportowca i fachowca tenisowego. Ideał sięgnął wprawdzie błota i znacznie się nim usmarował, ale czy zaraz go trzeba w nim utopić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska