Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wygrali dla Filipovskiego

Michał Lizak
John Turek zdecydowanie dominował pod koszem
John Turek zdecydowanie dominował pod koszem Grzegorz Bereziuk
PGE Turów - Energa Czarni Słupsk 92:81. Klub i kibice uroczyście pożegnali Saso.

Dla wszystkich w Zgorzelcu był to mecz szczególny. Przed spotkaniem z Czarnymi klub i kibice pożegnali trenera Saso Filipovskiego i jego asystenta, Bobana Miteva, współtwórców największych sukcesów drużyny - dwóch tytułów wicemistrza Polski. Były kwiaty (także rzucane z trybun), prezenty i gromkie "dziękujemy" od kibiców.

Klasę potwierdził też sam Filipovski, który na zakończenie uroczystości wziął mikrofon, ale nie silił się na żadne przemówienia. Po prostu zapytał kibiców: "Kto wygra mecz?", by w odpowiedzi usłyszeć: "Turów". I tak trzy razy. Filipovski zawsze wiedział, jak dotrzeć do kibiców i w sobotę jeszcze raz to potwierdził.

Po pożegnaniu zasiadł na trybunach w towarzystwie Renato Pasqualego, jednego z kandydatów na trenera PGE Turowa.
Spotkanie zaczęło się bardzo słabo dla gospodarzy, którym udzieliła się chyba atmosfera pożegnania. Druga część pierwszej kwarty była jednak zabójcza - 20 punktów z rzędu ustawiło cały pojedynek. W tym czasie imponował skutecznością John Turek, który pod koszami robił z rywalami, co chciał.

W drugiej połowie przewaga Turowa urosła do 22 punktów, ale nerwów w końcówce nie brakowało. Gdy za 5. przewinienie parkiet opuścił Bryan Bailey, gospodarze kompletnie się pogubili i ich przewaga zmalała do 5 oczek (81:86). Na szczęście gościom zabrakło zimnej krwi, by brak rozgrywającego wykorzystać w stu procentach (a mogli to zrobić, gdyby od początku spotkania bardziej "naciskali" Baileya).

Z trybun mecz obserwował Iwo Kitzinger, który z powodów dyscyplinarnych został odsunięty od drużyny.
- Taka była decyzja trenera i nie chcę jej komentować - mówił potem rozgrywający, który mógł być alternatywą na problemy z faulami Baileya. Ale z trybun ciężko było mu cokolwiek zrobić...
Wczoraj nie było jeszcze wiadomo, czy Kitzinger pojedzie na jutrzejszy mecz do Inowrocławia.
Pasquali: Wraz z żoną zdecyduję, czy przyjmę ofertę PGE Turowa
Z włoskim trenerem Renato Pasqualim, kandydatem na szkoleniowca PGE Turowa, rozmawia w Zgorzelcu Michał Lizak

Skoro przyjechał Pan do Zgorzelca, to chyba Pana praca z Turowem jest praktycznie przesądzona...

Dlaczego pan tak uważa?

Bo przecież tylko po to, by zacząć negocjacje, nie fatygowałby się Pan w taką podróż...

Dla mnie to bardzo istotne, by dobrze poznać miejsce i ludzi, z którymi miałbym pracować. Dlatego przyjechałem po to, by spotkać się twarzą w twarz z szefami klubu i zobaczyć Zgorzelec. W kwestii mojej pracy nic nie jest przesądzone.

I jakie wrażenia?

Bardzo pozytywne. Spotkałem miłych ludzi i całkiem dobry zespół. Zgorzelec też wydaje się przyjaznym miastem.

Tylko dla Włocha chyba trochę za zimno...

No, nie da się ukryć. Ale pracowałem już na Ukrainie, i to parę lat temu, więc zdawałem sobie sprawę, czego mogę się tutaj spodziewać. Nie jestem przestraszony.

Będzie Pan trenerem PGE Turowa?

Rozmawialiśmy o tym, wydaje się, że w wielu kwestiach mamy podobne spojrzenie na ten zespół, na to, co można z tymi zawodnikami osiągnąć. Nasza współpraca nie jest wykluczona, ale ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły.

Negocjujecie warunki finansowe?

Nie, choć mój agent rozmawiał także o pieniądzach. Ale kwestie finansowe wcale nie są najważniejsze. Przede wszystkim po powrocie do Włoch muszę porozmawiać o pracy w Polsce z moją rodziną. To dla mnie bardzo istotne, bo podczas mojej pracy na Ukrainie właśnie fakt, że długo nie widziałem mojej rodziny, był największym problemem. Porozmawiam z żoną i razem zdecydujemy, na co się zdecydować.

Bierze Pan pod uwagę możliwość sprowadzenia rodziny do Polski?

Nie, to wykluczone. Choćby ze względu na szkołę mojego syna. Dlatego też chcę, żebyśmy tę decyzję podjęli razem.

A jak Pana wrażenia po spotkaniu Turowa z Czarnymi?

To był dobry mecz. Turów pokazał się z dobrej strony, choć widać, że w tej drużynie brakuje jeszcze jednego rozgrywającego. I stąd m.in. kłopoty Zgorzelca w końcówce. Poza tym wydaje mi się, że w Turowie jest wielu dobrych zawodników, ze sporym potencjałem, ale też nie ma wyraźnego lidera, kogoś, kto decyduje o obliczu tej drużyny.

Widziałby Pan siebie w roli szkoleniowca Turowa?

Za wcześnie o tym mówić. Wiadomo, że przejmując zespół w trakcie sezonu, zawsze podejmuje się ryzyko. Bo to nie będzie drużyna w moim stylu, nie ja ją budowałem. Ja mogę to tylko poukładać, a zbudować całkowicie mój zespół dopiero latem.

Ale Turów potrzebuje trenera już teraz!

Wiem. Czasu jest niewiele. Przed Zgorzelcem sporo meczów, szybko trzeba wszystko na nowo poukładać. Bo w polskiej lidze jedno zwycięstwo czy porażka mogą mieć bardzo duże znaczenie.

Może warto ten czas poświęcić na pracę z tą drużyną i odpowiednie przygotowanie graczy do play-off. Jeśli na tę kluczową fazę przyjdzie wysoka forma, to nawet niskie miejsce w tabeli po sezonie zasadniczym nie musi być problemem...

Na pewno nie można zakładać, że będziemy przegrywali mecze. Wszystko trzeba zrobić spokojnie, bez rewolucji, krok po kroku. Wtedy ta drużyna może być przebudowywana i jednocześnie nie musi przegrywać. W końcu zawsze warto być przed play-off jak najwyżej.

Kiedy więc podejmie Pan decyzję?

Myślę, że w poniedziałek lub we wtorek wszystko będzie jasne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska