18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławskie schronisko to dla zwierząt niedostępna twierdza (LIST)

list Czytelniczki
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne fot. Tomasz Hołod
- Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem, dlaczego instytucja mająca obowiązek pomocy bezdomnym zwierzętom, stała się nagle niedostępną dla nich twierdzą - pisze o wrocławskim schronisku dla zwierząt nasza Czytelniczka, pani Magdalena. Oto jej list:

Razem z bratem dokarmiamy bezdomne koty, zimą zawsze mają otwarte okienko do naszej piwnicy, ponieważ jest tam kotłownia - wiadomo ogrzeją się choć trochę. W sobotę rano zauważyliśmy, że jedna z kocić okropnie utyka - prawdopodobnie została potrącona przez auto. Złapaliśmy ją jakoś i brat z nią pojechał do schroniska - tam usłyszał, że w weekendy schronisko jest nieczynne i weterynarzy też nie ma więc oni jej nie przyjmą.
Zadzwoniłam do TOZ i mówią, że mają obowiązek przyjąć, a lekarz ma przyjechać i pomóc. Brat wraca do schroniska - tam, po usłyszeniu, że rozmawiał z TOZ, został wpuszczony na rozmowę. Słyszy, że ma być jutro między 9 a 16. Wraca do domu. Zamknęliśmy kotkę w kotłowni. Rano (...) brat jedzie do schroniska. Początkowo nawet nie zdążył powiedzieć o co chodzi, ochrona krzyknęła mu tylko, że schronisko w weekendy jest nie czynne i zamknęli mu drzwi przed nosem. Kiedy udało mu się z nimi zacząć jednak rozmowę, powiedział, że był wczoraj, kazano mu przyjechać dziś i opowiada wczorajszą sytuację. Pracownicy ochrony powiedzieli mu, że wczorajsza zmiana to wczorajsza i oni nic nie wiedzą i ich to nie obchodzi(!), bo to nie było na ich zmianie. Poza tym w schronisku w weekend weterynarza nie ma.(poprzednia zmiana mówiła, że będzie).
Dzwonię więc do TOZ-u, i mówię co usłyszałam. W akcję zaangażowana została nawet Pani dyrektor. Od niej słyszę, że niby brata tam nie było, mówię jak nie było jak nadal tam jest, stoi na parkingu. W trakcie rozmowy z nią słyszę, że weterynarz jest od 9 do 15 (sama już zgłupiałam - to w końcu jest czy nie ma?). Łaskawie stwierdziła, że zadzwoni do ochrony i im powie, żeby przyjęli kocicę. Następnie słyszę, że zajmą się poszukiwaniem jej domu i leczenia (jak poszukiwaniem leczenia?) i na dodatek, że skoro przeżyła noc, to chyba aż tak bardzo lekarza nie potrzebuje (przecież to zwierzę cierpi!!!!) (...)
Po ponadsześciominutowej rozmowie w końcu stanęło na tym, że kotkę przyjmą. Kazałam bratu poprosić o jakiś numer ewidencyjny przyjęcia, usłyszał, że zostanie on nadany dopiero jutro(?). Kocica została przyjęta dopiero po prawie dwóch godzinach telefonów między mną a bratem, mną a TOZ, mną a Panią dyrektor, TOZ a Panią dyrektor i Panią dyrektor a ochroną. A biedne zwierze cierpiało.
Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem, dlaczego instytucja mająca obowiązek pomocy bezdomnym zwierzętom, stała się nagle niedostępną dla nich twierdzą. Nie mogę zrozumieć, jak można być tak niewzruszonym i zaczynam się zastanawiać po co w ogóle ta instytucja istnieje. Nie spodziewałam się takiego zachowania. Z pewnością urwę się w poniedziałek z pracy wcześniej i przejadę tam sprawdzić co z kocicą. Jeśli nie znajdę jej na terenie schroniska i jeśli nie zobaczę, że rozpoczęto leczenie innymi słowy zostanie uśpiona, to złożę zawiadomienie do prokuratury i poruszę choćby "niebo i ziemię" żeby ludzie odpowiedzialni za tą całą sytuację ponieśli konsekwencje. Z drugiej strony, wciąż mnie zastanawia czemu mimo tak wielu informacji o złych praktykach w schronisku nadal nic z tym nie zrobiono.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska