18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten kościół to cud architektury. Ale się sypie (ZDJĘCIA)

Agata Grzelińska
Niszczejący kościół protestancki w Żeliszowie
Niszczejący kościół protestancki w Żeliszowie Fot. Piotr Krzyzanowski/Polskapresse
Przez ok. 300 lat piękną świątynię wypełniały czytane głośno Słowo Boże, religijne śpiewy i szepty modlitw. Potem nastała cisza, po której do kościoła w Żeliszowie, jak do biblijnej świątyni w Jerozolimie, wprowadzono bydło i owce. Gołębie na kościelnej wieży siedzą do dziś. Nie handlowano nimi, trzymał je tam dyrektor sąsiedniej szkoły. O świątynię w Żeliszowie, jak dwa tysiące lat temu o tę w Jerozolimie, też się upomniano. Tym razem jednak to nie Jezus, ale filmowiec i internauci podnieśli głos.

Duch tchnie, kędy chce, albo: "Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża" - to zdanie z Ewangelii św. Jana (pierwsza wersja z przekładu Jakuba Wujka, a druga z Biblii Tysiąclecia) przychodzi mi na myśl, gdy przez dziurę w zamurowanych pustakami drzwiach wchodzimy do ewangelickiego kościoła w Żeliszowie. Gdy już mogło się wydawać, że odarta z dawnej świetności, ale ciągle ją przywołująca świątynia legnie w gruzach, wtedy niespodziewanie, najpierw delikatnie, a potem z wielką siłą powiał wiatr. W świątynię, a właściwie w jej ruinę, na nowo tchnął życie.

Zaczęło się niepozornie, od lekkiego zefirka - ktoś wrzucił do sieci jedną, a może kilka fotografii poewangelickiego kościoła na górce w Żeliszowie, całkiem dużej i bardzo malowniczej wsi w gminie Bolesławiec. Ktoś inny dorzucił kolejne. Najpierw odkrywali je miłośnicy zabytków. Niektórzy potem odnajdowali Żeliszów na mapie i przyjeżdżali, by zobaczyć na własne oczy to cudo ze zdjęć.

Lekki powiew nabierał mocy, wiał, gdzie chciał i szum jego było słychać z różnych stron.

- Tak na dobre zaczęliśmy starania o ratowanie tego kościółka w 2007 roku, gdy zostałam sołtysem - wspomina Olga Burdna, sołtys Żeliszowa. - Razem z panem Ryszardem jeździliśmy od gminy do konserwatora zabytków i odwrotnie. Ludzie pukali się w głowę, patrzyli na nas, jak na wariatów i pytali: "Po co wam to?".

Dziś już chyba nikt nie ma radnego i pani sołtys za wariatów. Gdy pytamy, kto nam może powiedzieć coś o historii kościoła, ludzie z Żeliszowa mówią: - Idźcie do radnego Ryszarda Kaprawego, on o tym kościele wie wszystko. Walczy o niego i nawet pamięta, jak on wyglądał w czasach świetności.

Odnajdujemy radnego. Faktycznie - o żeliszowskiej perełce wie mnóstwo. Zaczyna opowiadać, jak wyglądała jeszcze w latach 50. XX wieku. Jest oczywiste, że oczami duszy widzi, jakby tam był wczoraj, każdy najdrobniejszy szczególik. - Poszedłem do szkoły podstawowej w 1954 roku. Kościół wtedy jeszcze był zamknięty - mówi Ryszard Kaprawy. Szkoła stoi naprzeciwko świątyni. Jako maluch siedzący w ławce przez okno podstawówki z ciekawością zerkał na niedostępny budynek.

We wsi po wojnie zamieszkali sami katolicy. Nie potrzebowali dwóch kościołów, więc w katolickim się modlili, a protestancki zamknęli. - Nie minęły dwa lata, jak zaczęliśmy tam zaglądać razem z innymi dziećmi. Na przerwach buszowaliśmy w środku i oglądaliśmy kościelne zakamarki. Jeszcze do 1956 roku było tam wszystko oprócz głównego obrazu w ołtarzu. A było co oglądać. Mieszkaniec Żeliszowa wspomina rzędy ławek. Świątynia w kształcie elipsy podzielona była jak krzyż, czterema przejściami wyłożonymi białą marmurową posadzką. Ławki stały we wszystkich ćwiartkach oraz na balkonach okalających wnętrze kościoła, zwanych emporami.

- Ten kościół nie wygląda na wielki, ale mieściło się w nim 3,5 tysiąca ludzi - opowiada Ryszard Kaprawy. - A te ławki to majstersztyk: na każdej były szufladki zamykane na kluczyk, bo Niemcy, którzy tu mieszkali, nie nosili ze sobą do kościoła modlitewników, tylko trzymali je w tych szufladkach.

Na emporach wisiały obrazy. Ołtarz i chrzcielnica były wykonane z piaskowca. Naprzeciwko ołtarza jest wejście na wieżę. Na ścianie przy schodach wmurowane były dwie płaskorzeźby z piaskowca. Jedna przedstawia Chrystusa w koronie cierniowej niosącego krzyż, po drugiej jest tylko dziura w ścianie. Ktoś ją wykuł i ukradł.

- Przedstawiała Świętą Rodzinę - mówi Ryszard Kaprawy. - Widocznie komuś pasowała do nowego domu...

Wieża, która mierzy ok. 60 m, miała kopułę zakończoną krzyżem. Radny z Żeliszowa wspomina, że była wyższa o 15 m. W latach 60. zaczęła się przechylać w stronę domu naprzeciwko. - Wtedy śmigłowcem zerwano tę kopułę i ciągnikami przechylono wieżę w stronę cmentarza - opowiada Ryszard Kaprawy.

Wchodząc do kościoła wejściem pod wieżą, na wprost widziało się ołtarz i ambonę. Z sufitu zwisały ogromne żyrandole o długości 5 metrów i średnicy dwóch. - Pewnie wiszą w jakimś pałacu, muzeum albo kościele - przypuszcza Olga Burdyna. - No i ogromne, piękne dwupiętrowe organy - dodaje pan Kaprawy.

Wiatr ustał nad kościołem poluterańskim w Żeliszowie mniej więcej w latach 60. Nie wdając się w szczegóły, zwłaszcza w podawanie nazwisk, miejscowi opowiadają o kilku dyrektorach sąsiadującej ze świątynią szkoły. Dziś włos się jeży na głowie, jak się pomyśli, że ktoś taki cudze dzieci uczył...

Jeden trzymał w świątyni owce, bydło, len. Urządził sobie tam też drewutnię. Inny miał nietypową, wyjątkowo prymitywną rozrywkę. Kupił sobie wiatrówkę i ze szkoły strzelał do kościelnych szyb w oknach. Szlifowanych. Miał gest - za pięć groszy dawał też postrzelać innym. Wiatr musiał wtedy być bardzo daleko...

Dlaczego nikt nie zaprotestował? Dziś to byłoby oczywiste, ale wtedy, w środku komuny? Stawać w obronie kościoła? Nieużywanego? Jeszcze po Niemcach? Narażać się dyrektorowi szkoły, czyli poniekąd też partii, gdy każdy we wsi miał dziecko w szkole? Trudna sprawa.

- Prawdziwa dewastacja, rozkradanie nie tylko sprzętów, ale wszystkiego - od desek począwszy, przez obrazy, figurki, ławki, żyrandole, czy nawet chrzcielnicę, na marmurach skończywszy to czas lat 80. - wspomina radny z Żeliszowa.

Komuna upadła, wszystko ze środka świątyni, co miało jakąkolwiek wartość, rozeszło się po Polsce, a może i po świecie, przykościelny cmentarz zarósł krzakami i chaszczami, a dookoła wciąż była cisza. Aż wreszcie wspomniany już zefirek przywiał do internetu jedno, drugie, trzecie zdjęcie...

Wśród tych, którzy je zobaczyli, był m.in. Patryk Kizny, znany na całym świecie wrocławski reżyser, operator, pionier techniki timelapse. Wtedy wiatr zawiał mocniej. - Akurat szukaliśmy lokacji pod fajny short (krótki film - przyp. red.). Znaleźliśmy ten kościół, który wtedy jeszcze nie był popularny - wspomina Patryk Kizny. - Odnaleźliśmy go na mapie i pojechaliśmy tam.
Gdy pytam, trochę niepotrzebnie, bo przecież doskonale widać to w filmie "The Chapel", czy to była miłość od

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska