Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak się gospodarzy w Pyskowicach. Z wizytą u laureatów Agroligi

Ewa Chojna
Janusz i Jolanta Srokowie z Pyskowic z prezydentem Bronisławem Komorowskim podczas finału krajowego Agroligi w czerwcu 2015 r.
Janusz i Jolanta Srokowie z Pyskowic z prezydentem Bronisławem Komorowskim podczas finału krajowego Agroligi w czerwcu 2015 r. dodr.pl
Pyskowice. Malutka wieś położona w gminie Złotoryja ma około stu mieszkańców. Nie ma tu pięknych stawów, uroczych jezior, ale jest coś, co nas przekonuje, że polska wieś jeszcze żyje. To pola uprawne, które dają utrzymanie rodzinom z Pyskowic. Wśród tych rodzin znajdują się państwo Jolanta i Janusz Sroka, którzy ponad 20 lat utrzymują się z tego co im przyniosą okoliczne pola. Państwo Srokowie uprawiają zboże, rzepak i buraki. Hodują również świnie, choć jak sami przyznają – nie tyle co dawnej.

Janusz i Jolanta Srokowie z Pyskowic zdobyli tytuł Mistrza Wojewódzkiego AGROLIGI 2014 w kategorii „Rolnicy”.

Ich gospodarstwo rolne to ponad 50 ha ziemi. Mieli więcej, ale część zapisali swojemu synowi, który i owszem – przejął rolnicze tradycje i również żyje z roli. - Uprawiamy 16 ha rzepaku, 3 ha buraków i 30 ha pszenicy – wylicza pani Jolanta. - Mamy też trochę ziemniaków, ale to już bardziej na własny użytek. Jeśli zbiory są dobre pozyskujemy 7 ton pszenicy z jednego hektara, 4 tony rzepaku z hektara i około 70 ton buraków z hektara. Tych akurat rodzi się bardzo dużo – przyznają mieszkańcy Pyskowic, których gospodarstwo rolne wskazywane jest jako jedne z wzorcowych. Z trzech macior, które obecnie trzymają Srokowie rocznie maja około 60 prosiąt.

Państwo Sroka utrzymują gospodarstwo własnymi siłami. – Pomaga nam syn. Czasami brat przyjedzie, żeby nas wesprzeć w pracy. To ciężka praca, ale mimo wszystko nie zamieniłabym tego miejsca na żadne inne – ze szczerością przyznaje Jolanta Sroka.

Jak większością gospodarstw rolnych, również i tymi w Pyskowicach rządzi pogoda. - Jeżeli jest dobra i wszystko uda się zrobić na czas, to zbiory są duże. Ale nie zawsze tak jest. Nawet nas dotykają susze i inne klęski. Wtedy trzeba jakoś przetrwać – mówią Srokowie.

Srokowie nie poprzestają na sile własnych rak i od lat inwestują w gospodarstwo. Z pomocą funduszy unijnych kupują nowoczesny sprzęt do pracy na polu, unowocześniają również okolice swojego domu, który osiem lat temu wybudowali w szczerym polu. - Kiedy wychodzę z domu widzę tylko pola. Wieś jest oddalona – mówi nam pani Jolanta. - Wybudowaliśmy ten dom na własnej ziemi.

Ale tuż obok znajdują się pomieszczenia gospodarcze, silosy na zboże i trzy duże wiaty, pod którymi stoją maszyny rolnicze. - Postaraliśmy się o to, żeby nasze maszyny stały pod dachem – mówi Janusz Sroka. - Mamy 300 metrów płotu, a teraz planujemy jeszcze postawić wieżę do wsypywania zboża do silosów. To nam ułatwi pracę.

- Każdy rok był dla nas bardzo pracowity – wspomina Jolanta Sroka. - Budowaliśmy wszystko od podstaw. Najpierw jedno, potem drugie. Po kolei. Jeśli jest pogoda to się robi w polu, jeśli pogoda nie dopisuje można nadgonić inne zaplanowane rzeczy wokół domu. No i jeszcze maszyny. Korzystamy z funduszy unijnych, bo człowiek sam na to nie nazbiera, a maszyny są potrzebne. Im nowsza maszyna tym szybciej wykona pracę, dokładniej. To naprawdę pomaga, szczególnie że sami nie jesteśmy już młodzi i tych sił jest coraz mniej.

Państwo Srokowie przyznają, że ich gospodarstwo jest największym we wsi, ale nie jedynym, bo już coraz więcej młodych ludzi również planuje swoje życie powiązać z pracą na roli. - Kiedyś łatwiej było kupić ziemie, teraz jest bardzo droga – przyznają Srokowie. - Jednak z takiego gospodarstwa, jeśli się o nie dba można z tego żyć.

Nowoczesne gospodarstwo rolnicze to również restrykcyjne przepisy i wymogi, które należy spełniać. - Dla nas nie jest to żadne utrudnienie – mówią zgodnie nasi rozmówcy. - Nawet dla siebie samego człowiek dba o najbliższe otoczenie. Co roku się maluje pomieszczenia, w których trzymamy zwierzęta, żeby jakoś estetycznie to wyglądało. Niektórych ludzi może to wystraszyć, ale nasze zwierzęta również są pod stałą kontrolą.

Problemem, jak przyznają Srokowie, są jednak ceny. - Coraz niższe ceny – mówią. - To może zniechęcać do hodowli trzody. We wsi, świnie trzymane są tylko w trzech gospodarstwach. Krów już nie ma. Możliwe, że to dlatego, że nie ma gdzie mleka sprzedać. Jakby były skupy mleka może ktoś by się na to zdecydował, ale przecież nie będziemy stać z butelkami na drodze.

Oprócz świń i hektarów upraw państwo Srokowie mają również przepiękny ogród przy domu. To oczko w głowie głównie pani Jolanty. - Rodzina chwali, lubi tu przyjeżdżać – mówi nam gospodyni. - W życiu nie przeprowadziłabym się do miasta. Są dni, że ledwo można dojść do łóżka, ale jak wyjdę na ogród, popatrzę na pola. To piękne miejsce. Tu jest cisza i spokój. Lubie to po prostu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska