Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracili w pożarze majątek. Wiedzą, że to nie był wypadek, ale podejrzanych w sprawie brak. Czy w dolnośląskiej wsi grasuje podpalacz?

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
Rodzina z dolnośląskiej wsi koło Jawora straciła w pożarze 585 tysięcy złotych.
Rodzina z dolnośląskiej wsi koło Jawora straciła w pożarze 585 tysięcy złotych. Nadia Szagdaj / OSP JAWOR
Rodzina z dolnośląskiej wsi koło Jawora straciła w pożarze 585 tysięcy złotych. Sterta słomy na pelet płonęła przez siedem długich i trudnych dla strażaków dni. Przedsiębiorcy jasno mówią, że to nie był wypadek, zwłaszcza, że dzień wcześniej płonęło pole sąsiada. Tymczasem prokuratura już raz umorzyła śledztwo "z powodu niewykrycia sprawcy". Czy we wsi grasuje podpalacz? Czy mieszkańcy Niedaszowa mogą spać spokojnie?

Niedaszów to niewielka, senna miejscowość nieopodal Jawora (woj. dolnośląskie). Wokół rozpościerają się pola uprawne, dalej lasy. Jedno z takich pól wynajmuje rodzina Gołębiowskich, od pokoleń zamieszkująca wieś. Tu mają swój dom, prowadzą biznes i wychowują trójkę dzieci.

Feralna niedziela. Rodzina straciła w pożarze majątek

Patrycja i Marcin handlują słomą na pelet. Swój towar składują, obok domu oraz na polu, w pewnej odległości od ich miejsca zamieszkania.

30 lipca 2023 roku był zwykłą niedzielą, a przynajmniej tak wspomina ten dzień pani Patrycja.

- W sobotę pomagaliśmy sąsiadowi gasić płonące zboże - opowiada. - Kiedy się zapaliło, sąsiad pracował w polu. Strażacy podejrzewali, że przyczyną zapłonu było paliwo z kombajnu, czemu nasz sąsiad kategorycznie zaprzeczył. My jednak się wówczas nie zagłębialiśmy w przyczyny. Chcieliśmy przede wszystkim pomóc.

Pani Patrycja pochodzi ze strażackiej rodziny. Między innymi dlatego u Gołębiowskich na wyposażeniu jest sprzęt do gaszenia pożarów. Interwencja u sąsiada była sposobnością do jego przetestowania. - Z naszymi pracownikami, do pierwszej w nocy dyskutowaliśmy o tej sytuacji. O tym, że rano musimy zatankować nasz wóz gaśniczy po akcji przy zbożu - wspomina pani Patrycja.

W niedzielę rano zadzwonił sąsiad, poruszony zaangażowaniem Gołębiowskich w akcję na jego polu. Podziękował za pomoc. Ale gdy tylko pan Marcin rozłączył rozmowę, telefon znów zadzwonił.

- Wtedy dowiedzieliśmy się, że tym razem płonie nasza słoma - stwierdza.

Przebieg pożaru czyli co zarejestrował monitoring

W dniu 30.07.2023, doszło do pożaru sterty słomy w miejscowości Niedaszów. Kilka minut po godzinie 11, dyżurny stanowiska kierowania Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Jaworze, zadysponował zastęp 449[D]22 do pomocy jednostkom z terenu gminy Mściwojów, a także Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Jaworze.
Pożar trwał kilka dni i był codziennie nadzorowany przez jednostki Straży Pożarnej z terenu powiatu jaworskiego - opisywali 5 sierpnia strażacy z OSP w Jaworze, na swojej stronie internetowej.

Rzeczywiście, ogień trawił stertę tydzień, a strażacy pojawiali się na miejscu każdego dnia, wciąż próbując o ugasić. Sporządzili też obszerną fotorelację z miejsca zdarzenia (zdjęcia znajdziesz w galerii).

- Zdarza się, że pelet płonie sam ale to rzadkie przypadki - ocenia zawodowy strażak z Wrocławia, który woli pozostać anonimowy. - Zazwyczaj w takich sytuacjach mówimy o podpaleniach.

Strażacy sporządzają także meldunek odnoszący się do pożaru. Nie jest to opinia specjalisty do spraw pożarnictwa, którą wykonuje powołany przez policję czy prokuraturę biegły. Ta nie została zlecona. Meldunek to opinia, w której znajduje się wstępna ocena przyczyn pożaru. Wkrótce więc, sprawę objęła śledztwem Prokuratura Rejonowa w Jaworze.

Nikt nic nie widział, nie wychodził z domu...

Monitoring Gołębiowskich i kamery u sąsiadów zarejestrowały kilka osób, które mogły być świadkami pożaru. Mówiąc policyjnym żargonem, osoby te "mogą mieć istotne informacje w sprawie". Sęk w tym, że nikt nie chce mówić.

Na filmach widzimy m.in. parę z psem, potem chłopca jadącego na rowerze w stronę sterty. Po nim jedzie drugi chłopiec. Wtedy właśnie wybucha pożar, a zaraz potem chłopcy wracają. Niedługo później znów widzimy jednego z młodych rowerzystów - jak relacjonują Gołębiowscy - z mamą, która także zmierza w stronę już objętej ogniem sterty. Łącznie monitoring zarejestrował 8 osób.

Ludzie z nagrań zostali przez poszkodowanych rozpoznani, a ich nazwiska przekazali oni policji, z prośbą o przesłuchanie ich w charakterze świadków. Z wezwanych na komisariat świadków, na oficjalne przesłuchanie do umorzenia śledztwa stawiła się... jedna osoba. Do dziś przesłuchano łącznie 4 świadków. Zapytana o tę sytuację funkcjonariuszka policji prowadząca śledztwo, miała odpowiedzieć poszkodowanym, że... niełatwo jest ich ściągnąć na komisariat.

Do tego, mimo nagrań, mama jednego z chłopców zaprzeczała wówczas, że był on wtedy na dworze. Choć zarejestrowały go kamery, upierała się, że jej syn cały czas był w domu. Rodzice młodego rowerzysty nie stawili się na przesłuchanie, w którym chciał uczestniczyć pełnomocnik poszkodowanych. Po czasie Gołębiowscy dowiedzieli się, że świadek zajrzał na komisariat, jak to określiła funkcjonariuszka prowadząca sprawę, "przy okazji". Zaprzeczyła, że było to oficjalne przesłuchanie, a termin takowego wyznaczyła... w niedzielę.

- Drugiego sierpnia 2023, sami byliśmy złożyć zawiadomienie o przestępstwie - opowiada pani Patrycja. - Policjant zadawał pytania, a ja na nie odpowiadałam. W końcu stwierdził, że to mój mąż jest tu poszkodowanym, a nie ja, więc zaczął te pytania kierować wyłącznie do Marcina. Zrobiło się dziwnie. Ja odpowiadałam na pytania, a Marcin musiał te odpowiedzi powtórzyć siedzącemu przez nami funkcjonariuszowi, by ten je zanotował. Pytał właściwie tylko o wartość i położenie sterty, nie bacząc na dostarczone mu dowody.

Być może z początku podejrzewano o podpalenie samych Gołębiowskich, w celu wyłudzenia ubezpieczenia. Sęk w tym, że poszkodowani nie zdążyli jeszcze ubezpieczyć słomy, a 585 tysięcy złotych wyparowało wraz z dymem.

Prokuratura umarza postepowanie - sprawcy nie wykryto

Pod koniec 2023 roku śledztwo w sprawie zostało umorzone. Po zażaleniu złożonym przez pełnomocnika Gołębiowskich toczy sie postępowanie procesowe. W oficjalnej odpowiedzi z Prokuratury Rejonowej z Jawora czytamy, że umorzone śledztwo toczyło się z artykułów:

  • art. 168 par. 1 KK:
    Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo zdarzenia określonego w art. 163 sprowadzenie zdarzenia niebezpiecznego § 1, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
  • art. 288 par. 1 KK:
    Kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
  • art.294 par. 1 KK:
    Kto dopuszcza się przestępstwa kradzieży, kradzieży szczególnie zuchwałej, rozboju, przywłaszczenia, oszustwa, zniszczenia mienia czy paserstwa umyślnego w stosunku do mienia znacznej wartości, podlega odpowiedzialności karnej w zaostrzonym wymiarze.

- Przedmiotowe postępowanie zostało decyzją z dnia 29 grudnia 2023 roku umorzone wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa - czytamy w uzasadnieniu sporządzonym przez prokurator Bogusławę Bargiel-Malec.

Mają żal do policji

Gołębiowscy mają wiele żalu do policji. Zażalenie dotyczyło także i jej pracy przy sprawie. Policja z Jawora sprawy jednak nie skomentowała.

Głównym zarzutem poszkodowanych był fakt, że policjanci nie zapoznali się z materiałem dowodowym w postaci zapisu z kamer. Prokuratura stanowczo zaprzecza tym oskarżeniom. - Nadmieniam, że pomimo iż w toku śledztwa nie został sporządzony protokół z odtworzenia monitoringu, to prowadzący w/w postepowanie zapoznali się z zapisem monitoringu, sporządzając do akt sprawy pisemną relację z jego odtworzenia - informuje prokurator Bargiel-Malec.

Dodaje także, że monitoring nie wskazuje jednoznacznie na konkretnego sprawcę i nie pozwala go wytypować. Prokurator kategorycznie stwierdza, że mimo iż w sprawie nie przesłuchano jeszcze wskazanych przez poszkodowanych świadków, nie ma podstaw by kwestionować bezstronność funkcjonariuszki prowadzącej śledztwo i przekazywać sprawę komuś innemu.

Trudno jednak nie mieć żalu, że świadków zdarzenia, jak się okazuje, o charakterze kryminalnym, nie udaje się ściągnąć na przesłuchanie. Poszkodowani opadli już z sił. - Nam nie chodzi o pieniądze - zaznacza pani Patrycja. - Chcemy tylko by znalazła się osoba, odpowiedzialna za podpalenie. Myśleliśmy nawet o nagrodzie za jej wskazanie. Zbliża się lato, ciepłe dni i sytuacja może się powtórzyć, niekoniecznie u nas - podkreśla.

Gdyby natomiast okazało się, że sprawca podpalenia jest bardzo młody, prokuratura będzie miała praktycznie związane ręce. - Dzieci do lat 13 w ogóle nie odpowiadają karnie - zaznacza mec. Natalia Żmudzińska, karnistka, autorka zażalenia Gołębiowskich. - Ich rodzice stricte także nie, choć można ich zobowiązać do naprawienia wyrządzonych szkód - mówi.
Oznacza to mniej więcej tyle, że nieletni podpalacz, do 13 roku życia będzie powodował szkody i narażał życie ludzkie, praktycznie bezkarnie...

Idzie wiosna. Czy mieszkańcy mogą spać spokojnie?

Wszystkie powyższe stwierdzenia dają do myślenia. Prokuratura i policja wiedzą, że słoma sama się nie zapaliła. Gołębiowscy twierdzą, że w pobliżu nie ma nieuczciwych konkurentów, nie mają też wrogów. Ich słoma mogła być przypadkowym celem.

Świadkowie zaś nabrali wody w usta nie myśląc o konsekwencjach. We wsi może grasować podpalacz. W końcu w feralny lipcowy weekend w Niedaszowie były dwa pożary. A co jeśli podpalacz zechce zaatakować czyjś dom?

Niewykrycie sprawcy oznacza tyle, że podpalacz gdzieś tam jest, ale pozostaje nieuchwytny. A przecież w każdej chwili może znów wzniecić pożar.

Przeczytaj także:

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska